*Jacob*
Przyjechała ta dziewczyna. Nazywała się Kalipso, czy jakoś tak. Jakby to miało pomóc!
Ten czarnowłosy dzieciak i długowłosa nimfa robili wszystko co w ich mocy. Gadali, planowali, coś tam kręcili się przy iryfonie... Niby dobrze. Super, że coś robią, no nie? Powinien być im wdzięczny za to, że coś dla mnie robią, a nie siedzieć na skraju lasu i wyklinać na nich...
Z reguły jestem pesymistą. Parę razy już się poszarpałem z Percy'm czy Jasonem. Jak mnie ten Jason wkurza! Ojej, ojej, czuję to co ty, ojej, ojej, zaufaj im, to moi przyjaciele, oni wiedzą co robią, ojej, ojej... Wrrrr, co za koleś! A ta jego dziewczyna... Wolę nie komentować. Percy, Hazel i Frank mi-jeszcze-nie podpadli, i nie wiem co o nich myśleć... A Annabeth?! Wielka księżniczka, pani uczona! Też jej nie znoszę! I tutaj dylemat: nienawidzić Jasona czy Annabeth?
Owszem. Częste eksplozje, krzyki i niewyspanie może sugerować, że jednak NAD CZYMŚ pracują, ale bez żadnych rezultatów.
Ten czarnowłosy dzieciak i długowłosa nimfa robili wszystko co w ich mocy. Gadali, planowali, coś tam kręcili się przy iryfonie... Niby dobrze. Super, że coś robią, no nie? Powinien być im wdzięczny za to, że coś dla mnie robią, a nie siedzieć na skraju lasu i wyklinać na nich...
Z reguły jestem pesymistą. Parę razy już się poszarpałem z Percy'm czy Jasonem. Jak mnie ten Jason wkurza! Ojej, ojej, czuję to co ty, ojej, ojej, zaufaj im, to moi przyjaciele, oni wiedzą co robią, ojej, ojej... Wrrrr, co za koleś! A ta jego dziewczyna... Wolę nie komentować. Percy, Hazel i Frank mi-jeszcze-nie podpadli, i nie wiem co o nich myśleć... A Annabeth?! Wielka księżniczka, pani uczona! Też jej nie znoszę! I tutaj dylemat: nienawidzić Jasona czy Annabeth?
Owszem. Częste eksplozje, krzyki i niewyspanie może sugerować, że jednak NAD CZYMŚ pracują, ale bez żadnych rezultatów.
#Sharnon#
Chciałam rzucić się na pomoc przyjaciółce, ale chłopak mnie przytrzymał. Boginie przemieniły się w swoje boskie postacie i zawyły:
- Oszustwo!!!
Zeus machnął dłonią, a przez niebo przeszła błyskawica, która wstrząsnęła ziemią.
Pluton machnął dłonią, a ziemia zatrzęsła się i to bynajmniej nie od pioruna.
Posejdon machnął dłonią, a ognista lawa trysnęła w górę.
Jacka opuściły magiczne siły. Złapał gwałtownie powietrze, zacisnął zęby i wbił swoje palce w moje ramię. Znów stał się osłabionym herosem ze skręconą kostką. Lawa trysnęła, gorący żar owiał moją twarz. Wrzasnęłam spanikowana. Gdy nagle...
PUF!Siedziałam na czarnym pegazie. Jego sierść była czarna jak otchłań Tartaru, oczy trupio białe. Spojrzałam w górę. Mój wierzchowiec mknął po powietrzu, krążąc jak mucha nieopodal mojego ojca. Szybko zauważyłam, że Jack dosiada pegaza o srebrno-błękitnawej sierści, a Ness leży na wierzchowcu w barwie burzowej chmury.
- Jakie oszustwo?- zaśmiał się Posejdon, choć w jego zielonych oczach lśniła groźba.
- Zasady to zasady! Żadnej pomocy z zewnątrz!- wrzasnęła Nike.
- Pojedynek się nie liczy- warknęła Nyks.
- Pojedynek?- powtórzył Zeus- Koniec pojedynku!
Gdy bóg wrzasnął ostatnie słowa, niebo zadudniło, na moment rozbłysło, silny wiatr zawiał tak mocno, że pegazy ledwie utrzymały się w powietrzu.
- Dzieci są nasze- wycedziła Hekate.
- Wasze?- powtórzył jadowicie Pluton-Wasze?
- Tak!- odparła buntowniczo Nyks.
- Trzeba było się do nich przyznać. A nie ściągać do Królestwa Nocy!- fuknął Posejdon, wbijając spojrzenie w Nyks.
- Ogród stał pusty- odparła- A poza tym: to wy nas uprzedziliście! Przyszłyśmy odebrać to, co nasze!
- To dlaczego chciałyście je zabić?- zapytał pozornie spokojnie mój ojciec.
- Ponieważ uznałyśmy...
- Dzieci mają przebywać w Obozie Herosów lub w Obozie Jupiter-zagrzmiał Zeus-jesteście złymi matkami. Zorganizowałyście bunt i bardzo przebiegły plan, by nas uwieść, a potem zawładnąć Olimpem. Szkoda tylko, że wam się to nie uda!
- Mamy odebrać dzieci siłą, czy odczepicie się od nich dobrowolnie?- spytał Pluton, wznosząc czarny miecz.
Nyks odpowiedziała coś po skomplikowanym, starodawnym języku, po czym zaatakowała.
Bogowie i boginie rzucili się w wir szaleńczej walki prowadzonej na boskim poziomie.
Zeus walczył z Nyks. Jego niebieskie oczy miały surowy wyraz. Walczył potężną tarczą i mieczem, raz po raz, zamieniającym się z trzaskiem w piorun. Nyks miała swoje długie sztylety. Walczyli zacięcie, wysoko nad ziemią. Zeus potrafił latać; Nyks unosiła się na kłębach czarnej pary.
Posejdon okładał trójzębem Nike. Dźgał, kuł, atakował i bronił się (to ostatnie-rzadko). Upiorna bogini wykorzystywała swój miecz. Bronie raz po raz z brzękiem się zderzały.
Z kolei Pluton stanął do walki z Hekate. Jego czarny miecz nie zdoływał przełamać złotej włóczni jego przeciwniczki. Hekate tworzyła różne stworzenia z cieni: smoki, wilki, gryfy, gepardy, które rzucały się na boga i raniły go długimi pazurami. On rozwalał je z niesamowitą siłą i precyzją. Pod dotykiem jego miecza rozpływały się w czarny dym.
Zeus odniósł ranę w ramię i policzek, a Nyks miała przeciętą nogę. Szata na brzuchu Nike przesiąkła ichorem, krwią bogów. Noga Posejdona krwawiła. Hekate odniosła poważną ranę z boku.
Walce towarzyszyły przeraźliwe zgrzyty, wrzaski, ryki, jęki i okrzyki. Dźwięki wzbudzały dreszcze i ciarki, pegazy raz po raz rżały i kręciły się w kółko z niepokoju.
Nagle Bóg Niebios dźgnął piorunem Nyks w brzuch. Kobieta wrzasnęła. Z broni rozciągnęła się złota, elektryczna sieć, trzaskająca od wyładować elektrycznych.
- Plutonie!- ryknął Zeus.
Pan Podziemia zerknął na to, po czym wrzasnął, celując w spętaną boginię czarnym mieczem:
- Niech pochłonie cię ziemia! Niech ziemia powstrzymuje cię od opuszczeniem swojego pałacu przez następne tysiąclecie!
Wrzeszcząca, związana bogini wrzeszczała i wyła, spadając. Nagle ziemia i lawa trysnęły w górę, formując się w gigantyczną dłoń, która pochwyciła wijącą się, czarną jak smoła boginię. Hekate zrobiła niepewną minę, a Nike przypuściła ostry, surowy atak. Zeus ruszył swoim braciom na pomoc. Najwyraźniej uznał, że Pluton da sobie radę z Hekate, więc zaatakował Nike. Była to bogini zwycięstwa- cechowała ją zaciętość, ostrość i ogromna miłość do rywalizacji.
Dwaj bracia, Pan Niebios i Władca Wód stanęli ramię w ramię do walki. Nike, sycząc i wykrzykując niezrozumiałe słowa odważnie walczyła. Wtedy Posejdon uderzył ją trójzębem w brzuch i oplotły ją wodne więzy. Nike zawyła z wściekłości. W tym samym momencie z drugiej strony odbył się podobny krzyk- Hekate przytrzymywała ziemista dłoń, a nad nią pochylał się Pluton. Prowadził z cierpiącą i upokorzoną boginią kulturalną i spokojną rozmowę, jak na dżentelmena przystało. W końcu Hekate coś zaskamlała i ziemia ją pochłonęła. Po rozmowie Posejdona i Zeusa z Nike, Władca Morza zwrócił się do swojego ziemnego brata.
- Pomógłbyś?- spytał i rzucił mu znaczące spojrzenie.
- Oczywiście- potaknął rzymski odpowiednik Hadesa.
I boginię zwycięstwa pochwyciła lawa i ziemia, a ta znikła.
Zapadła cisza. Burza ustała, a ziemia i lawa się uspokoiły. Bogowie wymienili parę zdań.
- Oszustwo!!!
Zeus machnął dłonią, a przez niebo przeszła błyskawica, która wstrząsnęła ziemią.
Pluton machnął dłonią, a ziemia zatrzęsła się i to bynajmniej nie od pioruna.
Posejdon machnął dłonią, a ognista lawa trysnęła w górę.
Jacka opuściły magiczne siły. Złapał gwałtownie powietrze, zacisnął zęby i wbił swoje palce w moje ramię. Znów stał się osłabionym herosem ze skręconą kostką. Lawa trysnęła, gorący żar owiał moją twarz. Wrzasnęłam spanikowana. Gdy nagle...
PUF!Siedziałam na czarnym pegazie. Jego sierść była czarna jak otchłań Tartaru, oczy trupio białe. Spojrzałam w górę. Mój wierzchowiec mknął po powietrzu, krążąc jak mucha nieopodal mojego ojca. Szybko zauważyłam, że Jack dosiada pegaza o srebrno-błękitnawej sierści, a Ness leży na wierzchowcu w barwie burzowej chmury.
- Jakie oszustwo?- zaśmiał się Posejdon, choć w jego zielonych oczach lśniła groźba.
- Zasady to zasady! Żadnej pomocy z zewnątrz!- wrzasnęła Nike.
- Pojedynek się nie liczy- warknęła Nyks.
- Pojedynek?- powtórzył Zeus- Koniec pojedynku!
Gdy bóg wrzasnął ostatnie słowa, niebo zadudniło, na moment rozbłysło, silny wiatr zawiał tak mocno, że pegazy ledwie utrzymały się w powietrzu.
- Dzieci są nasze- wycedziła Hekate.
- Wasze?- powtórzył jadowicie Pluton-Wasze?
- Tak!- odparła buntowniczo Nyks.
- Trzeba było się do nich przyznać. A nie ściągać do Królestwa Nocy!- fuknął Posejdon, wbijając spojrzenie w Nyks.
- Ogród stał pusty- odparła- A poza tym: to wy nas uprzedziliście! Przyszłyśmy odebrać to, co nasze!
- To dlaczego chciałyście je zabić?- zapytał pozornie spokojnie mój ojciec.
- Ponieważ uznałyśmy...
- Dzieci mają przebywać w Obozie Herosów lub w Obozie Jupiter-zagrzmiał Zeus-jesteście złymi matkami. Zorganizowałyście bunt i bardzo przebiegły plan, by nas uwieść, a potem zawładnąć Olimpem. Szkoda tylko, że wam się to nie uda!
- Mamy odebrać dzieci siłą, czy odczepicie się od nich dobrowolnie?- spytał Pluton, wznosząc czarny miecz.
Nyks odpowiedziała coś po skomplikowanym, starodawnym języku, po czym zaatakowała.
Bogowie i boginie rzucili się w wir szaleńczej walki prowadzonej na boskim poziomie.
Zeus walczył z Nyks. Jego niebieskie oczy miały surowy wyraz. Walczył potężną tarczą i mieczem, raz po raz, zamieniającym się z trzaskiem w piorun. Nyks miała swoje długie sztylety. Walczyli zacięcie, wysoko nad ziemią. Zeus potrafił latać; Nyks unosiła się na kłębach czarnej pary.
Posejdon okładał trójzębem Nike. Dźgał, kuł, atakował i bronił się (to ostatnie-rzadko). Upiorna bogini wykorzystywała swój miecz. Bronie raz po raz z brzękiem się zderzały.
Z kolei Pluton stanął do walki z Hekate. Jego czarny miecz nie zdoływał przełamać złotej włóczni jego przeciwniczki. Hekate tworzyła różne stworzenia z cieni: smoki, wilki, gryfy, gepardy, które rzucały się na boga i raniły go długimi pazurami. On rozwalał je z niesamowitą siłą i precyzją. Pod dotykiem jego miecza rozpływały się w czarny dym.
Zeus odniósł ranę w ramię i policzek, a Nyks miała przeciętą nogę. Szata na brzuchu Nike przesiąkła ichorem, krwią bogów. Noga Posejdona krwawiła. Hekate odniosła poważną ranę z boku.
Walce towarzyszyły przeraźliwe zgrzyty, wrzaski, ryki, jęki i okrzyki. Dźwięki wzbudzały dreszcze i ciarki, pegazy raz po raz rżały i kręciły się w kółko z niepokoju.
Nagle Bóg Niebios dźgnął piorunem Nyks w brzuch. Kobieta wrzasnęła. Z broni rozciągnęła się złota, elektryczna sieć, trzaskająca od wyładować elektrycznych.
- Plutonie!- ryknął Zeus.
Pan Podziemia zerknął na to, po czym wrzasnął, celując w spętaną boginię czarnym mieczem:
- Niech pochłonie cię ziemia! Niech ziemia powstrzymuje cię od opuszczeniem swojego pałacu przez następne tysiąclecie!
Wrzeszcząca, związana bogini wrzeszczała i wyła, spadając. Nagle ziemia i lawa trysnęły w górę, formując się w gigantyczną dłoń, która pochwyciła wijącą się, czarną jak smoła boginię. Hekate zrobiła niepewną minę, a Nike przypuściła ostry, surowy atak. Zeus ruszył swoim braciom na pomoc. Najwyraźniej uznał, że Pluton da sobie radę z Hekate, więc zaatakował Nike. Była to bogini zwycięstwa- cechowała ją zaciętość, ostrość i ogromna miłość do rywalizacji.
Dwaj bracia, Pan Niebios i Władca Wód stanęli ramię w ramię do walki. Nike, sycząc i wykrzykując niezrozumiałe słowa odważnie walczyła. Wtedy Posejdon uderzył ją trójzębem w brzuch i oplotły ją wodne więzy. Nike zawyła z wściekłości. W tym samym momencie z drugiej strony odbył się podobny krzyk- Hekate przytrzymywała ziemista dłoń, a nad nią pochylał się Pluton. Prowadził z cierpiącą i upokorzoną boginią kulturalną i spokojną rozmowę, jak na dżentelmena przystało. W końcu Hekate coś zaskamlała i ziemia ją pochłonęła. Po rozmowie Posejdona i Zeusa z Nike, Władca Morza zwrócił się do swojego ziemnego brata.
- Pomógłbyś?- spytał i rzucił mu znaczące spojrzenie.
- Oczywiście- potaknął rzymski odpowiednik Hadesa.
I boginię zwycięstwa pochwyciła lawa i ziemia, a ta znikła.
Zapadła cisza. Burza ustała, a ziemia i lawa się uspokoiły. Bogowie wymienili parę zdań.
- Ha! To było SUPER!- wrzasnął Jack, a jego głos potoczył się echem po Wyspie.
Trzej bracia przestali rozmawiać i spojrzeli na niego.
- To... znaczy... ja...-bełkotał Grek.
- Spokojnie. Nie musisz się tłumaczyć-uspokoił go Posejdon-bo to rzeczywiście było super- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Zeus spróbował się uśmiechnąć, ale wyszło mu to bardziej jak grymas, a Pluton nawet nie próbował.
- Bogowie- zaczęłam.
- Tak?- spytał spokojnie Pluton, jakby nie zrobił nic oprócz wstania z kanapy.
Wzięłam głęboki oddech. Trochę się ich bałam. Byli tacy potężni... Nie dorastałam im do pięt. Choć Posejdon lubił żartować był bardzo nieprzewidywalny. Zeus- sam król bogów, potężniejszy od wszystkich i wszystkiego wzbudzał we mnie lęk. Był taki zimny, obcy... A Pluton? Był po prostu... straszny. Bałam się go, choć gdzieś w środku czułam, że jestem do niego podobna, że jego krew również krąży w moim żyłach... Wzdrygnęłam się.
- Kim dla nas były te trzy boginie: Nyks, Nike i Hekate?-spytałam.
- Nie, Hekate-poprawił mnie Zeus-lecz Trywia. To, że przedstawiła wam się jako Hekate, nie znaczy, że nią jest.
Pluton westchnął i spojrzał na braci.
- Chyba możemy im powiedzieć, prawda?- spytał.
- Hm... Tak...-zgodził się Pan Wód z wahaniem.
Trzej bracia przestali rozmawiać i spojrzeli na niego.
- To... znaczy... ja...-bełkotał Grek.
- Spokojnie. Nie musisz się tłumaczyć-uspokoił go Posejdon-bo to rzeczywiście było super- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Zeus spróbował się uśmiechnąć, ale wyszło mu to bardziej jak grymas, a Pluton nawet nie próbował.
- Bogowie- zaczęłam.
- Tak?- spytał spokojnie Pluton, jakby nie zrobił nic oprócz wstania z kanapy.
Wzięłam głęboki oddech. Trochę się ich bałam. Byli tacy potężni... Nie dorastałam im do pięt. Choć Posejdon lubił żartować był bardzo nieprzewidywalny. Zeus- sam król bogów, potężniejszy od wszystkich i wszystkiego wzbudzał we mnie lęk. Był taki zimny, obcy... A Pluton? Był po prostu... straszny. Bałam się go, choć gdzieś w środku czułam, że jestem do niego podobna, że jego krew również krąży w moim żyłach... Wzdrygnęłam się.
- Kim dla nas były te trzy boginie: Nyks, Nike i Hekate?-spytałam.
- Nie, Hekate-poprawił mnie Zeus-lecz Trywia. To, że przedstawiła wam się jako Hekate, nie znaczy, że nią jest.
Pluton westchnął i spojrzał na braci.
- Chyba możemy im powiedzieć, prawda?- spytał.
- Hm... Tak...-zgodził się Pan Wód z wahaniem.
Zeus tylko przytaknął.
- No więc... Eee...-najpierw Pluton zwrócił się do mnie- Sharnon Shadow. Jak wiesz, jestem twoim ojcem. Ale twoją matką nie jest śmiertelniczka. To... bogini magii. Twoją matką jest Trywia.
O mało się nie udławiłam własną śliną. CO?! Miałam ochotę krzyczeć. Kręciło mi się w głowie. Byłam w kompletnym szoku. Nie byłam z siebie w stanie wykrztusić słowa. To dziwne, chore uczucie... Nie do opisania. Kłamstwo życia. Załóżmy, że nagle, po szesnastu latach twoja mama mówi ci, że nie jest twoją mamą, zostawia cię komuś innemu, ale obiecuje, że również będzie cię odwiedzać. Wyobraź to sobie. Okropnie, prawda? To mniej więcej to samo uczucie.
Wtedy Posejdon zwrócił się do Jacka.
- Jack Drake. No więc jesteś moim synem. Ale, wiesz... Twoją matką jest Nike, bogini zwycięstwa.
On również wyglądał na zbitego z tropu- jakby ktoś go poczęstował czekoladką, a gdy sięgnął po smakołyka został zdzielony w twarz.
Wtedy Zeus też się odezwał.
- Nadine "Nessie" Night. Jesteś córką Zeusa, ale nie tylko. W twoich żyłach płynie również krew Nyks, bogini nocy.
Ponowny szok. NADINE?!
Poza tym nie bardzo wiedziałam po co Zeus się odzywa, skoro Ness jest nieprzytomna... Zerknęłam w stronę pegaza Greczynki. O dziwo, była... świadoma! Siedziała, opierając się o grzywę swojego konia. Była blada i cała drżała. Przypominała trupa, któremu chce się wymiotować.
- Czyli... jesteśmy bogami?- zapytał Jack.
- Tak. Bóg i bogini... Jednak... coś nie wyszło. Posiadacie moce bogów, ale cała reszta jest... heroska. Jack powinien zostać bogiem dobrze spędzonych podróży morskich. Nessie boginią gwałtownych i nieprzewidzianych burz w nocy. A Sharnon boginią gwałtownych i nieprzewidzianych trzęsień ziemi- mówił Zeus.
- Cóż... Nie-bogowie nie są do reklamacji- uśmiechnął się psotnie Posejdon, a Pluton ukatrupił go spojrzeniem czarnych oczu.
To dlatego różniłam się od Hazel i Nica! Ruda, złote oczy, blada cera... Dziwne sny, którymi nauczyłam się sterować od trzech lat...
- Boginie podrzuciły was śmiertelniczym rodzicom, którzy was wychowali- rzekł Pluton.
- To... co mamy robić?-spytałam.
- Ćwiczyć i rozwijać swoje umiejętność. Z każdym dniem jesteście coraz potężniejsi. Nauczcie się nad sobą panować. Żyjcie jak herosi- poinformował Posejdon.
- Jesteśmy śmiertelni?-pytał Jack.
- Hm... Chyba tak. Może z czasem wykształci się nieśmiertelność czy inne boskie cechy. Obecnie trudno powiedzieć- odparł Zeus.
- Aha... Zapomniałbym...-wymamrotał Pluton.
Zbliżył się do mnie i delikatnie zdjął czarną przepaskę z mojego oka. Syknęłam z bólu. On położył na ranie palec. Zadrżałam i zacisnęłam zęby, by mnie krzyknąć w bólu...
PUF!Otworzyłam oczy... Oboje oczu! Ja widziałam, widziałam! Z oka spłynęły mi łzy. Byłam zdrowa! Normalna!
- Dziękuję- szepnęłam do ojca.
- Nie ciesz się tak- wymamrotał smętnie. Uniósł dłoń, a ta zamieniła się w a la lusterko. Przez moje oko przechodziły blizny, a właściwie nie-blizny. Wyglądało to jak świeża rana, żywe mięso- ale rana wcale nie bolała. W ogóle jej nie czułam.
- Nie mogę tego inaczej zrobić- rzekł mój ojciec, opuszczając rękę.
- Nawet nic nie czuję!- zapewniłam go.
Ten tylko uśmiechnął się blado, ale zaraz powrócił do swojej smutnej miny- chyba nie przywykł do uśmiechu. Oddalił się.
- Czy będziecie mogli nas stąd uwolnić?- zapytał Jack.
- Nie- odpowiedział ciut oschle Zeus.
- Ale dlaczego?- jęknął.
- Jesteś nieznośny jak Percy Jackson...-wymamrotał Zeus, spoglądając kątem oka na chichoczącego Posejdona- Ponieważ muszą to zrobić wasi przyjaciele.
- Nasza rola się tu kończy- dodał Pluton.
- A szkoda- dodał z żalem Posejdon-na Olimpie jest taaak nudno...
Bracia wbili w niego surowe spojrzenia.
- Żegnajcie!- zawołał Pluton, po czym szybko znikł.
Chciałam krzyknąć za nim: "Zaczekaj! Potrzebuję cię!". Ale nie zdołałam z siebie wykrztusić słowa. Jego brak spowodował dotkliwy ból w klatce piersiowej.
- Poradzicie sobie- mrugnął do nas Posejdon, po czym również znikł.
- Pamiętajcie-rzekł Zeus-Wasi przyjaciele są na właściwym tropie. Nadchodzą. Za niedługo będziecie wolni- zapewnił.
Pstryknął palcami...
Jego słowa tłukły mi się po czaszce...
Jego sylwetka zaczęła się rozmywać...
Straciłam grunt pod nogami...
Spadałam...
Spadaliśmy...
- No więc... Eee...-najpierw Pluton zwrócił się do mnie- Sharnon Shadow. Jak wiesz, jestem twoim ojcem. Ale twoją matką nie jest śmiertelniczka. To... bogini magii. Twoją matką jest Trywia.
O mało się nie udławiłam własną śliną. CO?! Miałam ochotę krzyczeć. Kręciło mi się w głowie. Byłam w kompletnym szoku. Nie byłam z siebie w stanie wykrztusić słowa. To dziwne, chore uczucie... Nie do opisania. Kłamstwo życia. Załóżmy, że nagle, po szesnastu latach twoja mama mówi ci, że nie jest twoją mamą, zostawia cię komuś innemu, ale obiecuje, że również będzie cię odwiedzać. Wyobraź to sobie. Okropnie, prawda? To mniej więcej to samo uczucie.
Wtedy Posejdon zwrócił się do Jacka.
- Jack Drake. No więc jesteś moim synem. Ale, wiesz... Twoją matką jest Nike, bogini zwycięstwa.
On również wyglądał na zbitego z tropu- jakby ktoś go poczęstował czekoladką, a gdy sięgnął po smakołyka został zdzielony w twarz.
Wtedy Zeus też się odezwał.
- Nadine "Nessie" Night. Jesteś córką Zeusa, ale nie tylko. W twoich żyłach płynie również krew Nyks, bogini nocy.
Ponowny szok. NADINE?!
Poza tym nie bardzo wiedziałam po co Zeus się odzywa, skoro Ness jest nieprzytomna... Zerknęłam w stronę pegaza Greczynki. O dziwo, była... świadoma! Siedziała, opierając się o grzywę swojego konia. Była blada i cała drżała. Przypominała trupa, któremu chce się wymiotować.
- Czyli... jesteśmy bogami?- zapytał Jack.
- Tak. Bóg i bogini... Jednak... coś nie wyszło. Posiadacie moce bogów, ale cała reszta jest... heroska. Jack powinien zostać bogiem dobrze spędzonych podróży morskich. Nessie boginią gwałtownych i nieprzewidzianych burz w nocy. A Sharnon boginią gwałtownych i nieprzewidzianych trzęsień ziemi- mówił Zeus.
- Cóż... Nie-bogowie nie są do reklamacji- uśmiechnął się psotnie Posejdon, a Pluton ukatrupił go spojrzeniem czarnych oczu.
To dlatego różniłam się od Hazel i Nica! Ruda, złote oczy, blada cera... Dziwne sny, którymi nauczyłam się sterować od trzech lat...
- Boginie podrzuciły was śmiertelniczym rodzicom, którzy was wychowali- rzekł Pluton.
- To... co mamy robić?-spytałam.
- Ćwiczyć i rozwijać swoje umiejętność. Z każdym dniem jesteście coraz potężniejsi. Nauczcie się nad sobą panować. Żyjcie jak herosi- poinformował Posejdon.
- Jesteśmy śmiertelni?-pytał Jack.
- Hm... Chyba tak. Może z czasem wykształci się nieśmiertelność czy inne boskie cechy. Obecnie trudno powiedzieć- odparł Zeus.
- Aha... Zapomniałbym...-wymamrotał Pluton.
Zbliżył się do mnie i delikatnie zdjął czarną przepaskę z mojego oka. Syknęłam z bólu. On położył na ranie palec. Zadrżałam i zacisnęłam zęby, by mnie krzyknąć w bólu...
PUF!Otworzyłam oczy... Oboje oczu! Ja widziałam, widziałam! Z oka spłynęły mi łzy. Byłam zdrowa! Normalna!
- Dziękuję- szepnęłam do ojca.
- Nie ciesz się tak- wymamrotał smętnie. Uniósł dłoń, a ta zamieniła się w a la lusterko. Przez moje oko przechodziły blizny, a właściwie nie-blizny. Wyglądało to jak świeża rana, żywe mięso- ale rana wcale nie bolała. W ogóle jej nie czułam.
- Nie mogę tego inaczej zrobić- rzekł mój ojciec, opuszczając rękę.
- Nawet nic nie czuję!- zapewniłam go.
Ten tylko uśmiechnął się blado, ale zaraz powrócił do swojej smutnej miny- chyba nie przywykł do uśmiechu. Oddalił się.
- Czy będziecie mogli nas stąd uwolnić?- zapytał Jack.
- Nie- odpowiedział ciut oschle Zeus.
- Ale dlaczego?- jęknął.
- Jesteś nieznośny jak Percy Jackson...-wymamrotał Zeus, spoglądając kątem oka na chichoczącego Posejdona- Ponieważ muszą to zrobić wasi przyjaciele.
- Nasza rola się tu kończy- dodał Pluton.
- A szkoda- dodał z żalem Posejdon-na Olimpie jest taaak nudno...
Bracia wbili w niego surowe spojrzenia.
- Żegnajcie!- zawołał Pluton, po czym szybko znikł.
Chciałam krzyknąć za nim: "Zaczekaj! Potrzebuję cię!". Ale nie zdołałam z siebie wykrztusić słowa. Jego brak spowodował dotkliwy ból w klatce piersiowej.
- Poradzicie sobie- mrugnął do nas Posejdon, po czym również znikł.
- Pamiętajcie-rzekł Zeus-Wasi przyjaciele są na właściwym tropie. Nadchodzą. Za niedługo będziecie wolni- zapewnił.
Pstryknął palcami...
Jego słowa tłukły mi się po czaszce...
Jego sylwetka zaczęła się rozmywać...
Straciłam grunt pod nogami...
Spadałam...
Spadaliśmy...
Pamiętajcie...
Wasi przyjaciele są na właściwym tropie...
Nadchodzą...
Za niedługo będziemy wolni...
Spadam...
Wasi przyjaciele są na właściwym tropie...
Nadchodzą...
Za niedługo będziemy wolni...
Spadam...
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...!!!
OdpowiedzUsuńJej! Wiedziałam, że tak się stanie! Wiedziałam!
"Jesteś nieznośny jak Percy Jackson" - wszystkie dzieci Posejdona takie są!
To się zaraz kończy...? ale... jak to ;-;?
Okej
Hm, fajnie, że ci się podobało ;)
UsuńNiespodzianka: nie, to się nie skończy! Mam jeszcze parę sprawy, parę misji... Nie przeciągam celowo fabuły. Powstanie jeszcze wiele wątków i zagadnień na ten temat. Obecnie trudno mi przewidzieć ile powstanie rozdziałów serii.
Pozdrawiam
PS: Obiecuję, że przy następnych częściach się nie rozczarujesz :D