*Hazel*
Wypadło na mnie. To ja miałam porozmawiać z Jacobem. Percy, Frank, Jason i Leo mieli jeszcze o tym nie wiedzieć. Ale Chejron już tak (tym zajęła się Rachel). Od czasu zaginięcia Sharnon Jacob stał się ponury, smutny, samotny, wyciszony i zamknięty w sobie. Rzadkie kiedy się odzywał. Jego sarkazm zdechł jak mucha trzepnięta łapką. Zauważyłam go.
"Dalej, Hazel"-pomyślałam-"Dasz radę."
Czy niosłam już kiedyś gorszą wiadomość niż śmierć bliskiej osoby?
Nie. Chyba nie.
"Dalej, Hazel"-pomyślałam-"Dasz radę."
Czy niosłam już kiedyś gorszą wiadomość niż śmierć bliskiej osoby?
Nie. Chyba nie.
(Jacob)
- Hej.
Podniosłem głowę. Koło mnie usiadła ta córka Plutona z cynamonowymi włosami i oczami podobnymi do Sharnon... Słyszałem już ją wcześniej, ale udawałem zaskoczonego. Uśmiechnąłem się lekko. Dziewczyna przysiadła się do mnie.
Siedziałem na kupce olbrzymich kamieni, szorstkich i zimnych. Znajdowały się na granicy lasu z polaną do treningów. Był już wieczór. Wszyscy tłoczyli się przy kiełbaskach i ognisku; ewentualnie jakieś pary wybierały się nad jezioro. Dziewczyny nie przepadały za randkami na pola treningowe.
- Po czym masz tą bliznę na policzku? Jeśli, oczywiście, mogę spytać- zapytała.
- Właśnie się mnie spytałaś.- odparłem najłagodniej jak tylko umiałem.
Ta odpowiedziała mi uśmiechem.
- No weeeź, Jake...
Zesztywniałem, gwałtownie się prostując. Wbiłem w nią spojrzenie. Córka Plutona lekko się zmieszała.
- Prze-przepraszam. Nie chciałam cię urazić, Jacob. Jeśli...
- Nie-mój głos był chłodny i wyniosły. Moje ciało delikatnie się odprężyło-Nie, nic się nie stało. Po prostu ktoś do mnie tak...-urwałem, zaciskając usta. Nie powiedziałem tego NAWET Sharnon. Kim była ta Rzymianka, żebym jej się zwierzał?- po prostu nikt tak do mnie dawno nie mówił- dokończyłem z ciut wymuszonym uśmiechem.
- Och. OK. A... Mógłbyś mi powiedzieć, co się stało z twoją blizną? Tą, którą masz na policzku? To pytanie z ciekawości, serio- zapewniła mnie.
Parsknąłem śmiechem, krótkim, ale szczerym, śmiechem skrzywdzonego człowieka, który sobie przypomniał coś zabawnego i się śmieje. A wcale nie chciałby się śmiać. Przerwałem nagle, mój uśmiech zwiędł, gorzki smak goryczy pozostał mi w ustach.
- Jasne, że mogę ci o tym opowiedzieć- rzekłem. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać- Wydarzyło się to, gdy miałem pięć lat. Byłem wtedy dość... mhm, gadatliwy. Wszystkie polecenia czy wiadomości chłonąłem w siebie jak gąbka. Brałem wiele rzeczy dosłownie. Tak dużo mówiłem, że aż moja mama powiedziała "Jacob, przydałoby się, żebyś sobie czasem buzię zakleił taśmą-tak dużo gadasz"-po czym wybuchnęła śmiechem, a ja śmiałem się razem z nią. Jednak wziąłem to na serio. Gdy tylko mama wyszła, zaglądnąłem do naszej szuflady, w której trzymaliśmy narzędzia. Zamiast taśmy klejącej wyciągnąłem... wyciągnąłem otwieracz do puszek. Przycisnąłem go do twarzy, uruchomiłem i poczułem straszny ból. Nie miałem wtedy połowy policzka. Wyobrażasz sobie moje przerażenie?- zaśmiałem się krótko, szybko przestając. Lekko potarłem bliznę palcem.
- Auć-skrzywiła się Hazel. Hazel! Przypomniało mi się jej imię!
- Właśnie. Auć.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Za to teraz nie jesteś zbyt rozmowny- stwierdziła.
Wzruszyłem ramionami.
- Może i tak. Może i nie.
- Jednak... Przyszłam tutaj, żeby powiedzieć ci coś innego.- ręce jej zadrżały, pięty zakołysały, wzrok zaczął się niespokojnie przemieszczać.
- Więc co chciałaś mi powiedzieć, hę?- zrobiłem zachęcającą minę.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i popatrzyła mi w oczy. W jej złotych oczach, tak podobnych do oczu Sharnon, lśniły łzy.
Podniosłem głowę. Koło mnie usiadła ta córka Plutona z cynamonowymi włosami i oczami podobnymi do Sharnon... Słyszałem już ją wcześniej, ale udawałem zaskoczonego. Uśmiechnąłem się lekko. Dziewczyna przysiadła się do mnie.
Siedziałem na kupce olbrzymich kamieni, szorstkich i zimnych. Znajdowały się na granicy lasu z polaną do treningów. Był już wieczór. Wszyscy tłoczyli się przy kiełbaskach i ognisku; ewentualnie jakieś pary wybierały się nad jezioro. Dziewczyny nie przepadały za randkami na pola treningowe.
- Po czym masz tą bliznę na policzku? Jeśli, oczywiście, mogę spytać- zapytała.
- Właśnie się mnie spytałaś.- odparłem najłagodniej jak tylko umiałem.
Ta odpowiedziała mi uśmiechem.
- No weeeź, Jake...
Zesztywniałem, gwałtownie się prostując. Wbiłem w nią spojrzenie. Córka Plutona lekko się zmieszała.
- Prze-przepraszam. Nie chciałam cię urazić, Jacob. Jeśli...
- Nie-mój głos był chłodny i wyniosły. Moje ciało delikatnie się odprężyło-Nie, nic się nie stało. Po prostu ktoś do mnie tak...-urwałem, zaciskając usta. Nie powiedziałem tego NAWET Sharnon. Kim była ta Rzymianka, żebym jej się zwierzał?- po prostu nikt tak do mnie dawno nie mówił- dokończyłem z ciut wymuszonym uśmiechem.
- Och. OK. A... Mógłbyś mi powiedzieć, co się stało z twoją blizną? Tą, którą masz na policzku? To pytanie z ciekawości, serio- zapewniła mnie.
Parsknąłem śmiechem, krótkim, ale szczerym, śmiechem skrzywdzonego człowieka, który sobie przypomniał coś zabawnego i się śmieje. A wcale nie chciałby się śmiać. Przerwałem nagle, mój uśmiech zwiędł, gorzki smak goryczy pozostał mi w ustach.
- Jasne, że mogę ci o tym opowiedzieć- rzekłem. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać- Wydarzyło się to, gdy miałem pięć lat. Byłem wtedy dość... mhm, gadatliwy. Wszystkie polecenia czy wiadomości chłonąłem w siebie jak gąbka. Brałem wiele rzeczy dosłownie. Tak dużo mówiłem, że aż moja mama powiedziała "Jacob, przydałoby się, żebyś sobie czasem buzię zakleił taśmą-tak dużo gadasz"-po czym wybuchnęła śmiechem, a ja śmiałem się razem z nią. Jednak wziąłem to na serio. Gdy tylko mama wyszła, zaglądnąłem do naszej szuflady, w której trzymaliśmy narzędzia. Zamiast taśmy klejącej wyciągnąłem... wyciągnąłem otwieracz do puszek. Przycisnąłem go do twarzy, uruchomiłem i poczułem straszny ból. Nie miałem wtedy połowy policzka. Wyobrażasz sobie moje przerażenie?- zaśmiałem się krótko, szybko przestając. Lekko potarłem bliznę palcem.
- Auć-skrzywiła się Hazel. Hazel! Przypomniało mi się jej imię!
- Właśnie. Auć.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Za to teraz nie jesteś zbyt rozmowny- stwierdziła.
Wzruszyłem ramionami.
- Może i tak. Może i nie.
- Jednak... Przyszłam tutaj, żeby powiedzieć ci coś innego.- ręce jej zadrżały, pięty zakołysały, wzrok zaczął się niespokojnie przemieszczać.
- Więc co chciałaś mi powiedzieć, hę?- zrobiłem zachęcającą minę.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i popatrzyła mi w oczy. W jej złotych oczach, tak podobnych do oczu Sharnon, lśniły łzy.
- Podejrzewamy, że Sharnon i Nessie nie żyją.
BOJĘ SIĘ.
BOJĘ SIĘ.
BOJĘ SIĘ.
BOJĘ SIĘ.
WIEM, ŻE NIKOMU NA MNIE NIE ZALEŻY...
I ŻE NIE JESTEM MIŁA...
ALE...
TERAZ PROSZĘ O POMOC...
JA NIKOGO O POMOC NIE PROSZĘ...
WIĘC...
PROSZĘ...
POMÓŻ MI...
JEŚLI JESTEŚ MOIM OJCEM...
JEŚLI W OGÓLE SIĘ DO MNIE PRZYZNAJESZ...
JEŚLI MNIE KOCHASZ...
POMÓŻ MI.
PROSZĘ.
TYLKO.
O.
JEDNO.
.
.
.
POMÓŻ MI.
^Nessie^
Chciałabym powiedzieć, że wtedy zaczęłam ratować Rudą albo że zaczęłam dokonywać innego bardziej bohaterskiego czynu niż ratunek towarzyszki.
Ale to byłoby kłamstwem.
Co się stało w rzeczywistości?
Niebo przeszła czarna błyskawica i straszliwy huk gromu, kojarzący się z warknięciem olbrzyma. Potem... nastała ciemność. Ciemność, przetykana krwistoczerwonymi nitkami drobnych strumyczków lawy wystających zza popękanej skorupy ciemnej rozgrzanej ziemi.
Mnie ogarnął strach. Lodowaty, piekący ogarnął moją klatkę piersiową. Wstrząsnęły mną dreszcze i ciarki, na skórze pojawiła się gęsia skórka. Z oczu trysnęły łzy, chłodne łzy. Moja skóra pobladła i również stała się zimna. Otworzyłam usta, chcąc wrzeszczeć z rozpaczy i bezsilności, ale z mojego gardła wydobył się tylko chrapliwy, nieludzki jęk. Upadłam na kolana, czując jak krwawią, jak krew przesiąka przez spodnie. Paraliżujący ból przeszedł przez moje ciało. Otworzyła usta i zaczęłam chrapliwie wrzeszczeć. Gardło mnie piekło, kolana krwawiły, ciałem wstrząsały drgawki, łzy płynęły tak obficie, że powinnam mieć rowy w policzkach. Zimny podmuch powietrza zawiał od przodu, niemal mnie przewracając. W tym momencie byłam bezsilna, zrozpaczona, samotna. Tama strachu pękła.
Byłam sama na jakiejś poza przestrzennej i pozaczasowej wyspie.
Zabiłam swoją przyjaciółkę.
Zniszczyłam naszą jedyną szansę na wydostanie się z tego przeklętego miejsca.
Teraz jeszcze zniszczyłam tą cholerną wyspę i utknęłyśmy...
O BOGOWIE, GDZIE MY JESTEŚMY???!!!
Już nie wiem czy krzyczałam czy nie. W moich uszach zagościł chaos, ból i przeraźliwy, chrapliwy ryk. Czarnym niebem, zlewającym się z ziemią wstrząsnęła czarna błyskawica. Potem przetoczył się grzmot. Bolesne wspomnienia z dzieciństwa uderzyły z siłą równą ciosu w głowę.
Zdrada ojczyma.
Szaleństwo matki.
Zakochanie w innym.
Porzucenie.
Szaleństwo matki.
Gnębienie przez braci.
Bijatyka w szkole.
Jakieś dzieciaki przycisnęły moje gardło do umywalki.
Mój płacz.
Łza za łzą.
Śmierć braci-zabrała ich burza, kąpali się, gdy rozszalałą się burza, a wtedy...
Dom dziecka.
Psychiatryk dla matki.
Jej krzyki nocą.
Duchy w mojej głowie.
Prośby zmarłego brata.
Jedynki w szkole.
Uciekam z lekcji.
Wrzaski nauczycieli.
"Skończysz źle, panienko Night. Bardzo źle!"
Nikt nie lubi złodziei-pamiętasz?
Dzieci w domu dziecka dokuczają mi.
Jestem osaczona.
Uderzam jedno.
Wyrzucam drugie przez okno.
Ono jest martwe.
Jestem morderczynią.
Uciekam.
Głodna.
Spragniona.
Przerażona.
Zapłakana.
Samotna.
Siedzę pod mostem.
Jem śmieci.
Pijacy mi dokuczają.
Trafiam jednego w głowę kamieniem, a potem uciekam.
Uciekam.
Uciekam.
Jestem prześladowana.
Cały czas uciekam.
Rana boli.
Facet w czerni mnie śledzi.
Facet w czerni jest zły.
Porywa mnie ten facet w czerni.
Potem on staje się potworem.
Uciekam, ale on mnie obezwładnia.
Gorący oddech.
Smród paszczy.
Kosa śmierci.
Ratunek dziewczyn.
One ogłuszają mnie.
Mordują bestię.
Trzymają jako więźnia.
Potem podrzucają do Obozu.
Ktoś mnie przytula, mówi mi, że jest moim bratem.
Uśmiecham się.
Rozmawiam.
Ale ja się boję.
BOJĘ.
Walczę.
Ćwiczę.
Bez pamięci.
Duchy moich braci ze mną rozmawiają.
Mam boskiego ojca.
Och, Zeusie...
Nie jestem normalna.
Nikt nie wie, że kumpluje się z morderczynią.
BOJĘ SIĘ.
Oooch, Zeusie...
Ale to byłoby kłamstwem.
Co się stało w rzeczywistości?
Niebo przeszła czarna błyskawica i straszliwy huk gromu, kojarzący się z warknięciem olbrzyma. Potem... nastała ciemność. Ciemność, przetykana krwistoczerwonymi nitkami drobnych strumyczków lawy wystających zza popękanej skorupy ciemnej rozgrzanej ziemi.
Mnie ogarnął strach. Lodowaty, piekący ogarnął moją klatkę piersiową. Wstrząsnęły mną dreszcze i ciarki, na skórze pojawiła się gęsia skórka. Z oczu trysnęły łzy, chłodne łzy. Moja skóra pobladła i również stała się zimna. Otworzyłam usta, chcąc wrzeszczeć z rozpaczy i bezsilności, ale z mojego gardła wydobył się tylko chrapliwy, nieludzki jęk. Upadłam na kolana, czując jak krwawią, jak krew przesiąka przez spodnie. Paraliżujący ból przeszedł przez moje ciało. Otworzyła usta i zaczęłam chrapliwie wrzeszczeć. Gardło mnie piekło, kolana krwawiły, ciałem wstrząsały drgawki, łzy płynęły tak obficie, że powinnam mieć rowy w policzkach. Zimny podmuch powietrza zawiał od przodu, niemal mnie przewracając. W tym momencie byłam bezsilna, zrozpaczona, samotna. Tama strachu pękła.
Byłam sama na jakiejś poza przestrzennej i pozaczasowej wyspie.
Zabiłam swoją przyjaciółkę.
Zniszczyłam naszą jedyną szansę na wydostanie się z tego przeklętego miejsca.
Teraz jeszcze zniszczyłam tą cholerną wyspę i utknęłyśmy...
O BOGOWIE, GDZIE MY JESTEŚMY???!!!
Już nie wiem czy krzyczałam czy nie. W moich uszach zagościł chaos, ból i przeraźliwy, chrapliwy ryk. Czarnym niebem, zlewającym się z ziemią wstrząsnęła czarna błyskawica. Potem przetoczył się grzmot. Bolesne wspomnienia z dzieciństwa uderzyły z siłą równą ciosu w głowę.
Zdrada ojczyma.
Szaleństwo matki.
Zakochanie w innym.
Porzucenie.
Szaleństwo matki.
Gnębienie przez braci.
Bijatyka w szkole.
Jakieś dzieciaki przycisnęły moje gardło do umywalki.
Mój płacz.
Łza za łzą.
Śmierć braci-zabrała ich burza, kąpali się, gdy rozszalałą się burza, a wtedy...
Dom dziecka.
Psychiatryk dla matki.
Jej krzyki nocą.
Duchy w mojej głowie.
Prośby zmarłego brata.
Jedynki w szkole.
Uciekam z lekcji.
Wrzaski nauczycieli.
"Skończysz źle, panienko Night. Bardzo źle!"
Nikt nie lubi złodziei-pamiętasz?
Dzieci w domu dziecka dokuczają mi.
Jestem osaczona.
Uderzam jedno.
Wyrzucam drugie przez okno.
Ono jest martwe.
Jestem morderczynią.
Uciekam.
Głodna.
Spragniona.
Przerażona.
Zapłakana.
Samotna.
Siedzę pod mostem.
Jem śmieci.
Pijacy mi dokuczają.
Trafiam jednego w głowę kamieniem, a potem uciekam.
Uciekam.
Uciekam.
Jestem prześladowana.
Cały czas uciekam.
Rana boli.
Facet w czerni mnie śledzi.
Facet w czerni jest zły.
Porywa mnie ten facet w czerni.
Potem on staje się potworem.
Uciekam, ale on mnie obezwładnia.
Gorący oddech.
Smród paszczy.
Kosa śmierci.
Ratunek dziewczyn.
One ogłuszają mnie.
Mordują bestię.
Trzymają jako więźnia.
Potem podrzucają do Obozu.
Ktoś mnie przytula, mówi mi, że jest moim bratem.
Uśmiecham się.
Rozmawiam.
Ale ja się boję.
BOJĘ.
Walczę.
Ćwiczę.
Bez pamięci.
Duchy moich braci ze mną rozmawiają.
Mam boskiego ojca.
Och, Zeusie...
Nie jestem normalna.
Nikt nie wie, że kumpluje się z morderczynią.
BOJĘ SIĘ.
Oooch, Zeusie...
BOJĘ SIĘ.
BOJĘ SIĘ.
BOJĘ SIĘ.
BOJĘ SIĘ.
WIEM, ŻE NIKOMU NA MNIE NIE ZALEŻY...
I ŻE NIE JESTEM MIŁA...
ALE...
TERAZ PROSZĘ O POMOC...
JA NIKOGO O POMOC NIE PROSZĘ...
WIĘC...
PROSZĘ...
POMÓŻ MI...
JEŚLI JESTEŚ MOIM OJCEM...
JEŚLI W OGÓLE SIĘ DO MNIE PRZYZNAJESZ...
JEŚLI MNIE KOCHASZ...
POMÓŻ MI.
PROSZĘ.
TYLKO.
O.
JEDNO.
.
.
.
POMÓŻ MI.
Ona nie zabiła Sharon. Nie. I koniec. I kropka.
OdpowiedzUsuńNessie...? ~ Stephen
Czego? ~ Nessie
Nie martw się, Leo cię uratuje!!!
Chciałoby się ;-;.
Nessie, twoje życie! Ono jest jeszcze bardziej porąbane niż moje!
O łep. Tak chaotycznego koma jeszcze nie widziałaś.
wszędzie krowy! Nie, sorry to tylko czarne pioruny. Kto widział świecącą czerń? ja nie.
Wiesz co? Kończę. Ten komentarz jest żenujący.
Okej
Chce mi się płakać.
UsuńAle tak serio. Rozdział boski!
Tutaj popis skromności: Wiem.
OdpowiedzUsuńWiem, że rozdział jest boski...
Właśnie, za niedługo wplączę w to bogów.
Ten pierwszy komentarz przeczytałam dwa razy. Z początku chyba czegoś nie zrozumiałam, ale za drugim razem na moją twarz powróciła ta sama, codzienna, marsowa mina (i tu mamy dwuznaczne znaczenie). To był najdziwniejszy komentarz jaki dostałam. Choć, gdyby ktoś tak do mnie na ulicy powiedział, nie zdziwiłabym się tak bardzo. W "realu" słyszałam inne teksty.
Hah, zabawne.
Od razu się zna historię Ness, choć może nie jest ona tak dokładnie wyjaśniona.
Pozdrawiam serdecznie.
No wiesz? Popłakałam się ja to czytałam. Biedna Nessie. Na pewno Sharnon żyje. Słyszysz! NIE MOŻESZ JEJ ZABIĆ!!! Co się wtedy stanie z Jacobem?!
OdpowiedzUsuńJa im wszystkim współczuję. Jedni myślą, że one zginęły (co może być prawdą), a inni (Nessie i MOŻE Sharnon) są yyy...gdzieś i niewiedzą co się z nimi stanie.
Na razie jednak najbardziej mi żal Nessie i Jacoba. Co do innych to...niewiem...
A i jeszcze ci nie napisałam, że rozdział jest CUDOWNY, ŚWIETNY, SUPER, BOSKI i hmm...MEGAŚNY :D
Pozdrawiam we łzach i życzę BARDZO dużo weny
Ps. NAPRAWDĘ mnie wzruszyłaś.
Kiedy next?
Kolejny popis skromności: uważam, że jestem dobra w pisaniu o bólu, rozpaczy... To łatwiejsze emocje do opisania niż na przykład radość.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia przyjęte, życzenia też.
Heh, od dawno planowałam wzruszający rozdział.
Dlaczego ludzie przy nich płaczą? Nie wiem. Mi się to dzieje w głowie, podobnie jak wiele, wiele, wiele innych rzeczy niezdolnych do opisania. Czyżbym do tego przywykła?...
Dzięki za wszystko.
Następny rozdział... Hm, zacznę go pisać może w środę, opublikuję może w weekend lub piątek, ale postaram się jak najszybciej wziąć do roboty.
Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa :)