niedziela, 14 czerwca 2015

Z serii "Herosi"- opowiadanie XX - PRZEKONANIE I... ATAK?!

*Jason*
Ja i Hazel staliśmy na progu mieszkania w jakimś zwykłym, szarym bloku. Był to adres od Leo. Według niego, to tutaj mieszkała Kalipso... No cóż, zobaczymy. Przecież by nie kłamał, prawda?
- Może jej nie ma?-szepnęła Hazel.
Wzruszyłem ramionami i jeszcze raz nacisnąłem dzwonek.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Kalipso. Długie karmelowe włosy, czarne oczy, jasna skóra, leginsy i biała luźna koszulka. No i nieco wyniosłe spojrzenie. Tak, to była Kalipso... Hm, gdybym miał wybierać kto jest piękniejszy: Kalipso czy Piper... Kurde... Chyba Piper, ale gdybym to powiedział przy Leo... Koleś by mnie zatłukł młotkiem przy najlepszej okazji.
- Och, to wy!- zawołała, nieco zaskoczona- Jason, Hazel, jak pamiętam?
Potaknęliśmy.
- Możemy wejść?-spytała Hazel.
- No dobra- zgodziła się, wpuszczając nas do niewielkiego mieszkania.
Były tam tylko dwa, malutkie pokoje, salon z telewizorem i kanapą oraz kuchnio-jadalnia. W dodatku balkon na którym znajdowała się imponująca ilość kwiatów. W domu pachniało cynamonem i liliami wodnymi. Panował tu przyjemny, mały bałagan. Obok telewizora dostrzegłem wielką puszkę z napisem "Składamy się na Xboxa". Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Siadajcie- rzekła dziewczyna Leona- Nie mam herbaty... Wody? Soku pomarańczowego? Coli?
- Dla mnie może być sok-odparła uprzejmie Hazel.
- A dla mnie wody-wymamrotałem.
Hazel  znacznie łatwiej przychodziły rozmowy z Kalipso. Dla mnie wydawała się taka... nieludzka, obca i trochę... dziwna. Nie to, że jej nie lubiłem, ale...
- Co was do mnie sprowadza?- spytała, podając nam chłodne napoje.
Ja i Hazel spojrzeliśmy na siebie.
- No wiesz...-rzekłem.
- No właśnie nic nie wiem. W Obozie wszystko w porządku?-pytała.
Hazel westchnęła.
- Posłuchaj...
I zaczęła opowiadać.


^Hazel^
Na szczęście Kalipso okazała się dobrą słuchaczką. Nie przerywała, raz po raz potakiwała, na znak, że zrozumiała i że mamy kontynuować. Mówiłam głównie ja. O Sharnon, o Nessie, o tym zniknięciu, o naszych domysłach, o duchach, o Jacobie, o adresie... Przy tym ostatnim, Kalipso musiała zamrugać by odgonić łzy i spojrzeć zza okno. Gdy skończyłam całą opowieść prośbą o pomoc zapadła cisza.
- Wiesz-rzekł szybko Jason-to tylko propozycja. Ale... ale jest bardzo ważna. To moja siostra, jakby nie patrzeć. No i Jacob... powinnaś go zobaczyć. On naprawdę cierpi.
Milczenie. Pauza. Kalipso patrzyła się w ciszy przez okno, bawiąc się kosmykiem włosów. Dostrzegałam w jej oczach rozdarcie, koncentrację i wahanie się.
- Kalipso-złapałam ją za rękę, jak dobrą przyjaciółkę-Nie musisz z nim rozmawiać.
Na moment w jej oczach zapłonął gniew i czysta, dzika złość. Potem widać już było tylko... bezsilną złość i ukrytą tęsknotę. Zabrała dłoń z mojej. Westchnęła ciężko. Jason, trochę zmieszany, wbił wzrok w swoje stopy.
- N-no dobrze...-wymamrotała- Spakuję się tylko.
- Dobra. Jest jakiś pokój w Wielkim Domu, prawda?- chciał się upewnić Jason.
- Tak- potaknęłam- Rozbudowano go trochę po tej wojnie. Ma parę pokoi. Przecież tam zamieszkali Sharnon i Jacob.
- Ach... No tak...
Milczeliśmy, czekając na Kalipso. Oglądaliśmy wnętrze domu. Moją uwagę skupiły zdjęcia w ramkach. Leo i Kalipso-selfie na Festusie. Leo i Kalipso- na motorze. Leo i Kalipso- całują się na wieży Eiffela. Kalipso skacząca na główkę do basenu. Uśmiechnięty Leo zapalający ognisko rękami... Jednak obok leżało podarte zdjęcie Leona. Jakby je tak ułożyć w całość było na nim napisane "DUPEK!!!".Wzdrygnęłam się i szybko odeszłam od zdjęć. Co by pomyślała Kalipso, gdyby zobaczyła, że to oglądam?
- OK, jestem gotowa- rzekła.
- Wybacz, nie mamy samochodu...-zaczął syn Jupitera, ale nimfa mu przerwała.
- Och, spoko, ja mam samochód. Stoi na parkingu, przed blokiem.
Wytrzeszczyliśmy oczy.
- Ty...-wyjąkałam.
- Tak. Tyle, że... ja... yhm... nie umiem prowadzić... Jason?-zerknęła na niego prosząco.
- Tak, umiem-odparł Grace.
Poszliśmy do samochodu. Okazał się nim niewielki, stary volkswagen, który sprawiał wrażenie poskładanego z różnych części. Pretor wrzucił jej walizkę do bagażnika.
- Mieliśmy kupić nowy samochód. Mhm... Valdez trochę go... podrasował...-wymamrotała, opuszczając wzrok.
- Ta. Widać-mruknął chłopak Piper spoglądając na ślady po osmaleniu.
Wsiedliśmy do samochodu. Jason zajął miejsce za kierownicą, Kalipso usiadła obok niego, by mu wszytko pokazać, co i jak (podobno Leo dorzucił do samochodu parę innych, niekoniecznie przydatnych opcji). Ja wcisnęłam się na tyły.
- Eee... Tu nie ma pasów- rzekłam.
- Co? A, pasów... No... Valdez je wyciął...
- Po co?- zdziwiłam się.
- Mówił, że są nudne- Kalipso wzruszyła ramionami.
Samochodem nagle szarpnęło do przodu i wszyscy podskoczyliśmy do przodu. Wbiłam palce w siedzenie, zamykając oczy.
- Przepraszam-rzucił Jason-nie wiedziałem, że tak gwałtownie...
- Nie!- krzyknęła Kalipso-nie pociągaj za tą dźwignię!
"Na gacie Plutona!"-wyszeptałam w myślach.


-Nessie-
Po kilku godzinach Jack odzyskał przytomność. Nakarmiłyśmy go i dałyśmy mu pić. Po jakiejś godzinie Sharnon oznajmiła:
- Musimy ruszać.
- Gdzie?-spytałam.
- Przed siebie-odparła twardo- nie możemy za dużo pozostawać w jednym miejscu.
W milczeniu przyznałam jej rację.
- Zaraz, zaraz-czarnowłosy chłopak oparł się na łokciach-W serio chcecie gdzieś iść?
- Tak-odrzekła córka Plutona podrzucając nożami.
Ten już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale napotkawszy zimne spojrzenie Sharnon się zwyczajnie zamknął.
Sharnon szybko odnalazła w sobie przywódcę. Miałam to do siebie, że wypełniałam rozkazy, które mi się podobały. Jeśli coś mi się nie podobało to robiłam to, co uznawałam za słuszne. Czasem sama obejmowałam dowództwo. W tym momencie ustąpiłam córce Plutona. Choć nie przyznam tego głośno (duma mi nie pozwala) jej rozkazy były rozsądne i wypływające na korzyść grupy.
Ponieważ Jack nie mógł iść, musiał się o mnie opierać. Szliśmy razem. On mnie obejmował i krzywiąc się przy każdym kroku jakoś szedł. Sharnon, z nożem w jednej ręce szła przodem rozglądając się i zachowując czujność.
- Czemu nie mogliśmy zostać?-spytał.
- Chcesz, żeby zaatakowało nas więcej potworów? Tak myślałam. Idziemy- prychnęła dowódczyni. Dziwnie wyglądała z tą opaską na oku.
- Jak ci na nazwisko?-zapytałam.
- Drake- odpowiedział-A tobie?
- Night.
- Widać po tobie, że jesteś córką Zeusa- rzekł.
- Bo?- uniosłam brwi.
- Zachowujesz się tak... zeusowato...
- Ach. Zeusowato. Czyli?-powtórzyłam z nutką groźby.
- No właśnie tak- zaśmiał się.
Nie zdołałam na sobie wymusić uśmiechu.
Nagle...
ŁUP.
ŁUP.
ŁUP.
Ziemia zaczęła drżeć. Skorupy pękać, a lawa wytryskać.
- Sharnon?!- krzyknęłam, wyciągając miecz z pochwy.
- To nie ja!-odwrzasnęła-Nawet nie umiem nad tym zapanować!
Chłopak zacisnął swoje palce na moim boku. Jęknął z bólu. Wolną ręką, on również wyciągnął miecz-srebrnoszary, z klingą w jakieś dziwne, morskie wzory. W jego dziwnych oczach zapłonęła dzika chęć i wola walki. Spojrzenie stało się zimne i odważne. Zadrżałam. Wyglądał groźnie. Nie chciałabym mieć go za przeciwnika.
Wtedy powietrze przeciął oślepiający blask.
AAAAAAAAAACH!!!
Dziwna, nieludzka moc odrzuciła mnie w tył. Usłyszałam przestraszony krzyk Sharnon i chłopaka. Sama otwierałam usta, ale nie wiem czy krzyczałam, czy nie. Moje palce zacisnęły się na czymś twardym i szorstkim. Mój policzek zaczął piec. Spływała z niego krew-zdrapałam się... Zaciskając zęby, powoli otworzyłam oczy.
O NIE.
Spojrzałam w górę. Nad nami unosiły się trzy kobiety.
Po lewej stronie stała kobieta o mlecznobiałej cerze, czarnych oczach i surowym spojrzeniu. Była spowita w czarną, długa grecką togę. Na plecach znajdowały się czarne, orle skrzydła. Emanowała od niej złość, nieludzka siła i zaciętość.
Po prawej stronie znajdowała się kobieta o jasnozielonych oczach, długich ciemnych włosach upiętych w warkocz, przetykany złotymi nićmi. Miała na sobie krwistoczerwoną suknię wyszywaną złotą nicią. Wokół niej tańczyły czarne chmury, przybierające różne kształty: smoka, psa, jabłek, komputera, nosorożca a nawet muchołówek.
Kobieta znajdująca się po środku miała dobre dwanaście metrów. Wydawała się BYĆ czernią, dymem i popiołem. Jej sylwetka falowała. Niekiedy zdarzało się dostrzec zarys jakiejś części ciała- ręki, nogi, włosów. Coś, co przypominało twarz było szaropopielate, kojarzące się z księżycem w pełni. Ale w środku... Znajdowało się COŚ, co przypominało oczy. Były one jasne, białe. Jaśniejsze od słońca. Jaśniejsze od blasku przemieniającego się boga. Jaśniejsze od wszystkiego. Oślepiające. Przerażające.
Powietrze zaczynało być nieznośne w oddychaniu. Kwas, kuł i szczypał. Kaszlałam, czując jak mi łzawią oczy.
Przez Wyspę przetoczył się śmiech. Szyderczy, głośny, psychodeliczny śmiech.
- I to są ci niepokonani herosi?!- zawyła ta po prawej stronie.
- Założę się, że są już całkiem POKONANI!- ryknęła z naciskiem ta po lewej stronie, zacierając dłonie.
Wszystkie upiorne kobiety wybuchnęły śmiechem.
Poczułam kotłującą się we mnie złość. Co to za cholerne stare baby?! Działały mi na nerwy. Wbiłam ostrze mojego miecza, Smoka w ziemię i, opierając się o nie, podniosłam się, oddychając z trudem. Cała drżąc, z oczami z których płynęły łzy, niemal dusząca się, wstałam.Wyciągnęłam miecz z ziemi i uniosłam go w górę.
- Hej!- zdołałam krzyknąć-Obawiam się, że nie zostali jeszcze pokonani!
Upiorne boginie (no cóż, śmiertelniczki to nie były) przestały się śmiać i spojrzały na mnie. zaczęły szeptać.
- Patrzcie, no, patrzcie...-zasyczała jadowicie ta środkowa.
- Zuchwała, zeusowa córunia...- dodała inna.
- Wielka księżniczka! Myśli, że jej wszystko wolno!
Inne zaczęły obrzucać mnie wyzwiskami i szyderczymi uwagami. Dzielnie patrzyłam się w górę, unosząc Smoka, ale kolana się pode mną ugięły.
Upadłam.
Zaczęłam kaszleć.
Oddychałam coraz ciężej.
Dręczycielki zawyły z uciechy.
- EJ! ODWALCIE SIĘ OD NIEJ, JASNE?!
Odwróciłam się. Przez łzy, ledwo co widziałam. Sharnon, podpierająca Jacka stała i krzyczała na trzy boginie, groźnie unosząc swój nóż (a w tym wypadku-nożyk). Kobiety odwróciły się ode mnie i pomknęły do niej, jak mroczne, długie cienie.
- Córka Plutona!
- Niepokonana Rzymianka!- zakpiły.
- Królowa mroku, tak?
- Nawet trupa nie jest w stanie przywołać!
- Macie... je... zostawić...- wydyszał Jack Drake z trudem.
- Oczywiście- jedna z nich wyszczerzyła się do niego w uśmiechu-Ale pozwól, że najpierw was zabijemy.

4 komentarze:

  1. Ja chcę Next, next, next, next!!!
    Boże, jedna z tych laseczek to Nyx, tak?
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Ja chcę dalej!
    Tak, ja jednak jestem normalna
    Okej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko ;)
      Zostało jeszcze 10 dni chodzenia do szkoły (nie liczę weekendów).
      Za niedługo nowy rozdział- postaram się go jak najszybciej dodać.
      Jutro 15, pojutrze 16... Liczę na mini-rewanż. Wciąż czekam na Córkę Wojny i resztę IŚ <3
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Zgadzam się z Okej i chce next jak najszybciej :D
    Może to ich matki... bo w jakimś z poprzednich rozdziałów było coś o ich matkach, prawda?
    Sama niewiem jak ten rozdział określić...hmm..wiem! Rewelacyjny i cudowny!
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko i za wszystko dziękuję :)
      Jak już pisałam powyżej, postaram się dodać następne rozdziały jak najszybciej.
      Nie chcę za wiele zdradzać, bo nie byłoby tej... niespodzianki.
      Pozdrawiam i dziękuję za wenę :D

      Usuń