W norze leżała czarna jak smoła wilczyca o jasnobrązowych oczach o złotawym odcieniu. Sierść była potargana, zmierzwiona i ubrudzona krwią oraz błotem. Jej tylna łapa była zahaczona o jakiś korzeń czy gałąź i w dziwny sposób wygięta. Nienaturalnie wygięta. Z wykręconej łapy ściekała krew. Wadera pachniała strachem, bólem i krwią. Na mój widok wygięła wargi, ukazując lśniące, białe kły.
- Odwal się- zawarczała, jeżąc sierść na karku.
- Eee... Jesteś ranna. Twoja łapa...- zacząłem nieśmiało.
- Ale to moja łapa! Spadaj, psie!- fuknęła, piorunując mnie wzrokiem.
Wyprostowałem się raptownie, kłapiąc zębami. Ja? Psem?! Zuchwała kundlica! Jestem wilkiem, wilczurem, synem alf! Jestem stuprocentowym wilkiem! A ona śmie mnie wyzywać od jakiś PSÓW?!
- Nie pozwalaj sobie!- wysyczałem.
Wilczyca prychnęła.
- Jestem Nelly, ale nie możesz mówić mi Nel. Tak jakby zostałam wyrzucona z watahy, przez swoje nieposłuszeństwo. A ty? Też jesteś samotnikiem?- wciąż brzmiała wyniośle i chłodno.
- Jestem Al, synem alf pobliskiej watahy. Zatrzymaliśmy się tutaj. To skraj NASZEGO terytorium. Co ty tutaj robisz, hm?- chciałem zabrzmieć groźnie.
- Urządzam sobie piknik, wiesz?- burknęła z sarkazmem- A najfajniej się piknikuje, gdy powoli umierasz z wykrwawienia i bólu, tak, jest ekstra! Świetnie! I całkiem celowo wpadłam do tego dołu, żeby zrobić wam na złość, bo wiedziałam, że to wasze terytorium, wiedziałam, że tu przyjdziecie!
- Skończyłaś?- zapytałem władczo, jak prawdziwy pan tych ziem.
- Tak, ale w każdej chwili mogę zacząć- odrzekła pyskato.
Westchnąłem. Przez chwilę panowała niezręczna, krępująca cisza.
- Pomóc ci?- spytałem.
- Ciekawe jak.
- Szarpałaś się.- stwierdziłem.
- Ty też byś tak zrobił.
- Przez to rana się powiększyła- mówiłem ze spokojem.
- Pff! Wiem! To, że moja sierść jest czarna, nie znaczy że jestem jakaś ciemna!
Zmarszczyłem czoło, o ile to możliwe u wilka. W każdym razie gorączkowo się zastanawiałem, co jakiś czas okręcając się w kółko. Wataha chciałaby ją zamordować, stwierdziłaby, że nie ma szans na przeżycie. Moim zdaniem mogła żyć. Można by ją uwolnić trzeba by tylko wykombinować: jak. Nie mieliśmy wiele czasu. Moja wataha za długo nie pozostawała w jednym miejscu. Obszedłem cały dół i drzewo po kilka razy, zaglądałem w dół, czasem zadałem jakieś pytanie. Wszystko sobie kalkulowałem.
- Wiem, wiem, wiem- wymamrotałem po chwili. Zwróciłem się do Nelly- Wiem jak cię uwolnić!
- Świetnie- przewróciła oczami.- To teraz wciel ten swój plan w życie, geniuszu.
Poszedłem z drugiej strony pnia, dokładnie za Nelly. Zacząłem... kopać. Chciałem się przekopać na drugą stronę, odgryźć element, który ją przetrzymywał i byłaby wolna. Proste.
Łapy szybko mi ścierpły i bolały. Posuwały się coraz wolniej i ospalej, na opuszkach powstawały drobne ranki, które piekły w kontakcie z ziemią. Jednak było już tak blisko... Mimo zmęczenia nie pozwoliłem sobie na poddanie się. Co pewien czas po prostu robiłem przerwę.
- Uważaj!- wrzasnęła po chwili.
Pochyliłem się. Tak! Udało się- odblokowałem wyjście. Łatwizna... Delikatnie wczołgałem się kolo niej.
- Mmm... Tak, jak myślałem- wymamrotałem na głos.
Jej tylna łapa była dziwnie skręcona i zaczepiona o wystający korzeń. Przyłożyłem pysk do korzenia, uważając na ranę. Już miałem chwycić, gdy wadera zaskamlała z bólu.
- Nie martw się. Nie będzie bolało- zabrzmiało to jak kat uspokajający swoją ofiarę.
Nelly przeklęła. Złapałem w zęby korzeń i szybkim, mocnym ruchem głowy, oderwałem go z donośnym trzaskiem. Wilczyca zawyła z bólu tak głośno i tak straszliwie, że aż ptaki wzleciały w górę. Wyczołgałem się i pobiegłem naokoło, od przodu. Położyłem się koło niej.
- Jesteś wolna- powiedziałem najłagodniej jak umiałem.
- Tak...- wydyszała z trudem- Tak...
I uderzyła łbem o ziemię, zamykając oczy i dysząc ciężko. Żyła. Była po prostu bardzo zmęczona i obolała. Tak jakby straciła przytomność. Westchnąłem ciężko, zamykając oczy i kładąc się przed norą. Łapy piekły mnie, przed oczami latały mroczki zmęczenia.
- Apollo! Apollo! Co ty tutaj robisz?!
Wilczy skowyt rozległ się tuż za mną. Podskoczyłem, jakbym był podłączony do prądu. Ze spłoszeniem odwróciłem głowę.
O nie. Mama i tata.
Jęknąłem w duchu, przeklinając się i cała tą sprawę.
----------------------------------------------------
A tak wygląda Nelly (ta, która nie pozwoliła Alowi mówić na siebie "Nel" :) ):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz