piątek, 17 kwietnia 2015

Z serii "Herosi"- opowiadanie I - NOWI

Wszyscy odrzucali mój pomysł.
- Nieee...
- Oszalałaś?!
- Nie poradzimy sobie bez ciebie!
- Potrzebujemy przywódczyni!
- A co z Panią?
- Nie możesz nas zostawić!
Albo kwitowały to krótkim prychnięciem.
Ja natomiast byłam uparta. W sumie musiałam go odwiedzić.
- Tam jest mój brat...- przypomniałam im.
- No właśnie! BRAT!- mówiły z naciskiem.
No dobra, fakt- tropiłyśmy jakąś mantikorę, buszującą po lesie. I akurat przechodziłyśmy koło Long Island. Wtedy wpadłam na pomysł, by odwiedzić Jasona Grace'a, mojego brata. No i Annabeth. No i Percy'ego. No i Piper. No i Leo. No i... No dobra, już wystarczy. Poza tym... Trop biegnie przy jakiś nowo powstałym urwisku. Wysoko. A ja...
- Pani nie będzie zła- mruknęłam stanowczym głosem.
- A kto poprowadzi misję?- spytała Bianca Smith, nie di Angelo.
Ma jakieś czternaście lat, rude włosy, piegi, zielone oczy, wojowniczy, prawy charakter- tak jakby Rachel, tylko trochę inna, ale dość podobna.
- Yyy...- mój wzrok przemknął po wszystkich zgromadzonych.
- No, może Zoe...- rzuciłam w jej kierunku zrozumiałe spojrzenie.
Dziewczyna pokiwała ochoczo głową.
- Ta, jasne!
Załatwione.

***

Bez problemu przedostałam się do Obozu Herosów. Trafiłam na porę zwaną "tuż po obiedzie. Przykro mi- gdybyś ruszyła tyłek, może byś coś zjadła". Szybko odszukałam wzrokiem moich przyjaciół. Pierwsza dostrzegła mnie Piper. Nawet zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić... a przynajmniej  tolerować.
- Hej!- krzyknęła, machając- Thalia!
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, również machając. Wszyscy się odwrócili, a na zamyślonej i poważnej twarzy Jasona pojawił się uśmiech. Byli wszyscy: Leo, Jason, Piper, Frank, Hazel, Percy i Annabeth. Siedzieli na dużych, drewnianych ławach o czymś żywo dyskutując. Zwłaszcza Leo wyjątkowo żywo gestykulował.
Przysiadłam się do nich, czując poklepywania na plecach, uściski rąk oraz w kółko powtarzane: "Thalia! Thalia!". Słodka woń truskawek wypełniła moje nozdrza, a ja poczułam się jak... no, w domu.
- Dawno cię nie było- zauważyła Piper.
Wzruszyłam ramionami.
- Pół roku.
- Siedem miesięcy- poprawił mnie Jason.
Machnęłam niedbale ręką.
- Wielka mi różnica.
- No, opowiadaj- uśmiechnął się Leo- kogo zabiłaś, hę?
Miał przy tym tak łajdacki uśmiech, tak wkurzający głos, a oczy mu lśniły. Miałam większą ochotę mu przyłożyć niż zwykle.
- Zamknij się- wycedziłam, zapominając o mojej metodzie "ignoruj".
Rozmawialiśmy o tym, co się ostatnio dzieje, aż poruszyliśmy najważniejszy temat.
- Masz gadane?- spytał zdawkowym tonem Percy.
- A co?
Wszyscy spojrzeli po sobie niespokojnie, niektórzy przygryzając wargi.
- Nowych mamy- szepnęła Annabeth.
Uniosłam brwi.
- Nowych? Kto to?- zapytałam, automatycznie się rozglądając. Gdyby byli przyjaźni już by tu z nimi siedzieli. Percy i Leo są mistrzami w nawiązywaniu znajomości.
- Ach... Eee..- wyjąkała Hazel.
- To dwójka. Dziewczyny. Greczynka i... i Rzymianka.
Zdziwiłam się. OK, znałam Obóz Jupiter, ale...
- Ta Rzymianka: zgubiła się, czy co?- zagadałam.
- No, przysłali ją.
- Przysłali?- powtórzyłam- A po co?
Wzruszenia ramion, niezrozumiałe pomrukiwania.
- Ja jej nie znam. Niedawno dołączyła do trzeciej Kohorty i bardzo szybko stała się protetorem- rzekł Jason.
- A ta Greczynka?- spytałam.
- Dołączyła jakieś pół roku temu. Świetna w szermierce i grach terenowych. Mistrzyni zdobywania sztandaru- wyjaśniła Annabeth.
- Czyli...?- już to całe bezosobowe mówienie zaczynało mnie irytować.
Westchnęli.
- Nessie i Sharnon. Nessie- Grecja. Sharnon- Rzym.
Zamilkliśmy.
- No, a jakie one są?- zapytałam po chwili.
- Uch... Eee... Porywcze. Wojownicze. Odważne. Impulsywne, trochę agresywne... Sharnon czasem podrywa. Nessie jest bardziej zamknięta w sobie.
Pokiwałam głową. I nagle wpadło mi do głowy najważniejsze pytanie.
- A od kogo one są?- zapytałam wprost.
Szepty. Pomrukiwania. Przygryzanie warg.
- No? Od kogo?- domagałam się odpowiedzi.
- Sharnon od Plutona, a... a Nessie... Nessie od Zeusa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz