piątek, 24 kwietnia 2015

Z serii "Życie wilka"- opowiadanie 1

Wlekłem się za innymi, nawet za Mattem, który miał siedem lat i w sumie było mu bliżej na drugi koniec.
Nazywam się Apollo- tak, wiem, wiem- potwornie. Nie znoszę swojego imienia. Naprawdę. Jest okropne. Nie wiem, jak moi rodzice mogli mnie tak skrzywdzić. Udało mi się je jednak przekształcić na "Al", więc każdy mówi mi po prostu Al. Tylko starzy... to jest rodzice, mówią "Apollo, to...", "Apollo tamto..."... A setki razy im powtarzałem:
- Mamo, mów mi Al.
- Apollo, proszę cię, nie zaczynaj znowu.
- Al brzmi krócej.
- Przestaniesz marudzić, Apollo?
- Ale moi bracia dostali normalne imiona!
- Co? Czy Grzmot i Kieł to twoim zdaniem normalne imiona?
- Tak! Mamo...
- Phi... Ojciec się uparł. Apollo jest znacznie lepsze.
- Mów mi...
- Apollo, nie możesz ode mnie wszystkiego wymagać! Nie jesteś tutaj sam!
No i właśnie tak wyglądają nasze rozmowy. Mniej więcej.
Mam jeden rok, jak moi powyżej wymienieni bracia- Grzmot i Kieł.
I jestem wilkiem.
Nie jakimś super, żeby nie było.
Sierść jest ciemnopopielata, stalowoszara, oczy ciemnobrązowe, raczej przeciętnego wzrostu jak na wilka. Posiadam chudą (chudą, bo nie szczupłą- możesz dostrzec żebra) sylwetkę i najlepiej mi wychodzi uciekanie, a w każdym razie bieganie. Często obrywam, żywię się resztkami po innych i mimo iż jestem synem alf, to po skończeniu roku przestałem być traktowany jak królewicz i zostałem zmuszony pracować. Grzmot i Kieł to z kolei dwa, potężnej postury wilczyska, niezwykle umięśnione. Grzmot ma przy uchu nieregularną, jasnoszarą plamę, a tak to jest cały czarny. Jego wzrok jest ostry i przenikliwy. Kieł jest od niego nieco niższy, ale tak to jego kopia- oczywiście bez tej plamy przy uchu. Kochają rywalizację i tłuczenie mnie.
Oprócz nas, w skład sfory wchodzi stary, powyżej już wymieniony Matt, moi rodzice, czyli alfy o imionach Zeus i Strzała, około trzyletnie łowczynie Kometa, Dina i Berta. I to tyle- jest nas dziesiątka, bardzo dobra liczba na sforę, moim zdaniem.
Po polowaniu i krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą drogę. jednak ten krótki odpoczynek był dla mnie niewystarczający. Piekły mnie opuszki łap, byłem zmęczony, dyszałem pyskiem brudnym jeszcze z krwi.
- Al! Pośpieszysz się?- warknęła na mnie Dina.
- Nie... będziesz... mi... rozkazywać!- wydyszałem dumnie.
Wadera niecierpliwie przewróciła oczami.
- Powtarza słowa alfy- dodała Kometa.
Berta miała w zwyczaju przytakiwać lub milczeć.
- Al... Alfy...?
- Taak, głuchy jesteś?- prychnęła Dina.
Nie odpowiedziałem.
Słońce już znikło za horyzontem, pozostawiając za sobą wściekle czerwone ślady. Westchnąłem cicho, wdychając słodką woń lasu i nadchodzącej nocy. Tak, zbliżała się noc- pora wilków.
- Al!
- Idę, idę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz