+Sharnon+
- Heeej...- powiedziałam przeciągle, siadając na biurku, koło pochylonego Jasona.
Przechyliłem lekko głowę, zaglądając mu na kartkę.
- Co robisz?- spytałam cicho.
Chłopak westchnął i spojrzał na mnie. Był nawet przystojny. Jego lodowato niebieskie, zmęczone oczy przemknęły po mnie wzdłuż i wszerz.
- OK, czego chcesz?- zapytał znudzony.
- Pytam się- zapytałam cichutko, choć już mimowolnie zabrzmiała w tym nutka groźby- co robisz.
- Ach.- skinął głową po chwili- Nic ważnego.
Zgniótł arkusz papieru i niedbałym ruchem dłoni wyrzucił go do kosza. Trafił.
- Mmm, niezły rzut- mruknęłam, przysuwając się nieco i nie rezygnując z kontaktu wzrokowego.
Spuścił wzrok i wzruszył ramionami. Gdyby ruszył rękoma o parę centymetrów, mógłby dotknąć moich nóg...
Blondyn szybko ściągnął dłonie z biurka. Czemu?! Debil...
- Nie ma tu Piper- powiedziałam po chwili.
- Ta... poszła pogadać z Ann i Hazel- odparł cicho.
- Ann?- uniosłam brwi.
- Annabeth- poprawił się- Każdy tak na nią mówi.
- Nie. Tylko Percy- rzekłam stanowczym głosem.
- Nie- spojrzał na mnie zimno- Każdy.
- Ja nie- burknęłam.
- No to każdy, oprócz ciebie- odpowiedział. Był nieco zirytowany i spięty...
- Hej, hej, hej... Nie wkurzaj się- starałam się szybko załagodzić sytuację.
Przechyliłem lekko głowę, zaglądając mu na kartkę.
- Co robisz?- spytałam cicho.
Chłopak westchnął i spojrzał na mnie. Był nawet przystojny. Jego lodowato niebieskie, zmęczone oczy przemknęły po mnie wzdłuż i wszerz.
- OK, czego chcesz?- zapytał znudzony.
- Pytam się- zapytałam cichutko, choć już mimowolnie zabrzmiała w tym nutka groźby- co robisz.
- Ach.- skinął głową po chwili- Nic ważnego.
Zgniótł arkusz papieru i niedbałym ruchem dłoni wyrzucił go do kosza. Trafił.
- Mmm, niezły rzut- mruknęłam, przysuwając się nieco i nie rezygnując z kontaktu wzrokowego.
Spuścił wzrok i wzruszył ramionami. Gdyby ruszył rękoma o parę centymetrów, mógłby dotknąć moich nóg...
Blondyn szybko ściągnął dłonie z biurka. Czemu?! Debil...
- Nie ma tu Piper- powiedziałam po chwili.
- Ta... poszła pogadać z Ann i Hazel- odparł cicho.
- Ann?- uniosłam brwi.
- Annabeth- poprawił się- Każdy tak na nią mówi.
- Nie. Tylko Percy- rzekłam stanowczym głosem.
- Nie- spojrzał na mnie zimno- Każdy.
- Ja nie- burknęłam.
- No to każdy, oprócz ciebie- odpowiedział. Był nieco zirytowany i spięty...
- Hej, hej, hej... Nie wkurzaj się- starałam się szybko załagodzić sytuację.
- Nie wkurzam się- warknął.
- No właśnie- potaknęłam- Nie ma o co....
Uniosłam dłoń i lekko pogładziłam go po włosach. Były miękkie w dotyku. Syn Jupitera nie protestował. Zagapił się gdzieś koło moich nóg i pozwalał na gładzenie po włosach.
- Twoje miejsce jest w Rzymie- rzekłam po chwili. Mój głos bardziej przypominał mruczenie- Czemu przyjechałeś tutaj, do tych Greków?
Przed słowem "Greków" prychnęłam pogardliwie.
- Moja DZIEWCZYNA jest Greczynką- odrzekł- A poza tym na wakacje. Odpocząć. Fajnie tu.
Przewróciłam oczami, wydając z siebie coś na wzór warkotu.
- Gdyby mnie nie zmuszano, tobym nigdy nie wyjechała z Rzymu. NIGDY!- zaznaczyłam.
- Dlaczego?- zapytał.
- Bo... kocham Rzym. Jestem mu wierna i oddana. Niedawno zostałam protetorem, walczyłam parę razy z potworem, a tu mnie wysyłają do jakiegoś Obozu Herosów!- prychnęłam.- Nie bardzo mi się tu podoba. Kazali mi zebrać jakiś raport... A nie, nie mogę ci powiedzieć. Poza tym, ty tego nie zrozumiesz. Dobrze, że wzięłam się z Jacobem, trochę nam... raźniej.
- Właśnie. Jacob.- Rzymianin podchwycił temat- Nie przeszkadza mu to, że... że kręcisz z innymi?
Parsknęłam, zdejmując dłoń z jego głowy.
- Co?
- Zarywasz do innych. Do Percy'ego i Franka może nie, ale widzę twoje kontakty z Leo. To, że on z tobą wymieni parę dwuznacznych słów, nie znaczy, że ci się da. On... on już kogoś ma. A robisz to tylko po to, żeby... żeby wkurzyć Piper!
Wstał gwałtownie, dysząc ze złości. Zmarszczyłam niewinnie czoło.
- Co? Ja?- pytałam niewinnie.
- TAK- warknął, odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł.
"Idiota!"- chciałam za nim wrzasnąć, ale ugryzłam się w język (dosłownie!). Siedziałam na stole, machając nogami. Dobra, blondas mnie rozgryzł. Faktycznie trochę drażniłam się z tą miss piękności, Piper. Laska mnie wkurzała. A co do Leo? Cóż, ostatnio nie jest skory do tych "dwuznacznych słów", jak nazwał to Jason.
- Sharnon? Och, tutaj jesteś!
Odwróciłam się. Ku mnie kroczył uśmiechnięty, nieco zziajany (po treningu) Jacob.
- Hej- odwzajemniłam uśmiech.
- Jason mi powiedział, że mogę cię tu znaleźć- rzekł.
- Jason?- powtórzyłam.
- Tak.
Hm, gdyby mu coś powiedział, toby Jacob taki nie był. Spoko, gitara gra.
Brunet powoli do mnie podszedł. Gdy był już dostatecznie blisko, przytuliłam się do niego, delikatnie całując w szyję i usta.
- Nudziłam się bez ciebie...- wymamrotałam, spod zmrużonych powiek.
- Ta...- odrzekł, a jego usta znalazły się na moim karku.
Dzisiaj takie krótkie, może i nieciekawe... Jutro coś dodam. Ciekawszego.
Pozdro! :)
- No właśnie- potaknęłam- Nie ma o co....
Uniosłam dłoń i lekko pogładziłam go po włosach. Były miękkie w dotyku. Syn Jupitera nie protestował. Zagapił się gdzieś koło moich nóg i pozwalał na gładzenie po włosach.
- Twoje miejsce jest w Rzymie- rzekłam po chwili. Mój głos bardziej przypominał mruczenie- Czemu przyjechałeś tutaj, do tych Greków?
Przed słowem "Greków" prychnęłam pogardliwie.
- Moja DZIEWCZYNA jest Greczynką- odrzekł- A poza tym na wakacje. Odpocząć. Fajnie tu.
Przewróciłam oczami, wydając z siebie coś na wzór warkotu.
- Gdyby mnie nie zmuszano, tobym nigdy nie wyjechała z Rzymu. NIGDY!- zaznaczyłam.
- Dlaczego?- zapytał.
- Bo... kocham Rzym. Jestem mu wierna i oddana. Niedawno zostałam protetorem, walczyłam parę razy z potworem, a tu mnie wysyłają do jakiegoś Obozu Herosów!- prychnęłam.- Nie bardzo mi się tu podoba. Kazali mi zebrać jakiś raport... A nie, nie mogę ci powiedzieć. Poza tym, ty tego nie zrozumiesz. Dobrze, że wzięłam się z Jacobem, trochę nam... raźniej.
- Właśnie. Jacob.- Rzymianin podchwycił temat- Nie przeszkadza mu to, że... że kręcisz z innymi?
Parsknęłam, zdejmując dłoń z jego głowy.
- Co?
- Zarywasz do innych. Do Percy'ego i Franka może nie, ale widzę twoje kontakty z Leo. To, że on z tobą wymieni parę dwuznacznych słów, nie znaczy, że ci się da. On... on już kogoś ma. A robisz to tylko po to, żeby... żeby wkurzyć Piper!
Wstał gwałtownie, dysząc ze złości. Zmarszczyłam niewinnie czoło.
- Co? Ja?- pytałam niewinnie.
- TAK- warknął, odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł.
"Idiota!"- chciałam za nim wrzasnąć, ale ugryzłam się w język (dosłownie!). Siedziałam na stole, machając nogami. Dobra, blondas mnie rozgryzł. Faktycznie trochę drażniłam się z tą miss piękności, Piper. Laska mnie wkurzała. A co do Leo? Cóż, ostatnio nie jest skory do tych "dwuznacznych słów", jak nazwał to Jason.
- Sharnon? Och, tutaj jesteś!
Odwróciłam się. Ku mnie kroczył uśmiechnięty, nieco zziajany (po treningu) Jacob.
- Hej- odwzajemniłam uśmiech.
- Jason mi powiedział, że mogę cię tu znaleźć- rzekł.
- Jason?- powtórzyłam.
- Tak.
Hm, gdyby mu coś powiedział, toby Jacob taki nie był. Spoko, gitara gra.
Brunet powoli do mnie podszedł. Gdy był już dostatecznie blisko, przytuliłam się do niego, delikatnie całując w szyję i usta.
- Nudziłam się bez ciebie...- wymamrotałam, spod zmrużonych powiek.
- Ta...- odrzekł, a jego usta znalazły się na moim karku.
*Hazel*
--------------------------------------------------
Szybko szłam, rozglądając się za moją przyrodnią siostrą. Frank mi poradził, żebym z nią trochę pogadała, "nawiązała bliższe rodzinne więzi", jak on to określił.
Wstąpiłam na siłownie (jedno z jej ulubionych miejsc), ale nie znalazłam tam poszukiwanej. Wstąpiłam więc na plac do strzelania z łuku czy rzucania "drobną bronią".
I tam ją znalazłam- trenowała strzelanie z łuku.
- Cholera! Prawie!- warknęła, gdy strzała chybiła od dziesiątki o jakieś milimetry.
- Cześć, Sharnon...- wymamrotałam cicho, stając za nią.
Jej sposób bycia trochę mnie onieśmielał i... przerażał... Miała temperament godny córki Aresa (Aresa, nie Marsa) i przerażała jak Nico.
- Och. To ty Rachel- odwróciła się.
- Hazel- poprawiłam ją.
- A jest jakaś różnica?- zanim zdążyłam otworzyć usta, przerwała mi- No dobra, dobra. OK, czego chcesz?
- Przyszłam porozmawiać.
Wypuściła strzałę. Szóstka. Zaklęła pod nosem.
- Porozmawiać?- powtórzyła, odwracając się ponownie.
Pokiwałam głową.
- OK...- wydyszała- Z resztą i tak już kończyłam.
Odłożyła łuk i strzały na miejsce, i poszła do mnie. Razem ruszyłyśmy, trochę powłóczyć się po Obozie.
- O czym chcesz rozmawiać, Rachel?- spytała.
- Hazel- wycedziłam.
- Wiem. Żartuję.- machnęła ręką, choć nie byłam pewna jej żartu. Zaczynała mnie denerwować.
- Jesteśmy siostrami- zaczęłam.
- No.
- Rodziną.
- No.
- Powinnyśmy rozmawiać.
- No.
- Siostry rozmawiają. O różnych rzeczach.
- No.
- Więc... Podoba ci się w Obozie Herosów?
- Tak szczerze? Nie.
Tą uwagą mnie uciszyła. Naprawdę mnie DENERWOWAŁA. I to ma być moja siostra?! Błagam...
- Ach. A.... A jak tam z twoim chłopakiem, Jackiem?- spytałam łagodnie.
- Jacobem. Rozumiem to za żart.- zrobiła pauzę- Dobrze. Fajnie nam się układa. A jak z tobą i Frankiem?
- Też fajnie.- odpowiedziałam.
Może wcale nie była taka zła?... Budziła respekt, ale...
- Muszę już iść- powiedziała rudowłosa- Nawet przyjemnie się gadało, siostrzyczko. Siemka!- zawołała i odbiegła.
Stałam i patrzyłam za nią.
- Siemka- mruknęłam.
Wstąpiłam na siłownie (jedno z jej ulubionych miejsc), ale nie znalazłam tam poszukiwanej. Wstąpiłam więc na plac do strzelania z łuku czy rzucania "drobną bronią".
I tam ją znalazłam- trenowała strzelanie z łuku.
- Cholera! Prawie!- warknęła, gdy strzała chybiła od dziesiątki o jakieś milimetry.
- Cześć, Sharnon...- wymamrotałam cicho, stając za nią.
Jej sposób bycia trochę mnie onieśmielał i... przerażał... Miała temperament godny córki Aresa (Aresa, nie Marsa) i przerażała jak Nico.
- Och. To ty Rachel- odwróciła się.
- Hazel- poprawiłam ją.
- A jest jakaś różnica?- zanim zdążyłam otworzyć usta, przerwała mi- No dobra, dobra. OK, czego chcesz?
- Przyszłam porozmawiać.
Wypuściła strzałę. Szóstka. Zaklęła pod nosem.
- Porozmawiać?- powtórzyła, odwracając się ponownie.
Pokiwałam głową.
- OK...- wydyszała- Z resztą i tak już kończyłam.
Odłożyła łuk i strzały na miejsce, i poszła do mnie. Razem ruszyłyśmy, trochę powłóczyć się po Obozie.
- O czym chcesz rozmawiać, Rachel?- spytała.
- Hazel- wycedziłam.
- Wiem. Żartuję.- machnęła ręką, choć nie byłam pewna jej żartu. Zaczynała mnie denerwować.
- Jesteśmy siostrami- zaczęłam.
- No.
- Rodziną.
- No.
- Powinnyśmy rozmawiać.
- No.
- Siostry rozmawiają. O różnych rzeczach.
- No.
- Więc... Podoba ci się w Obozie Herosów?
- Tak szczerze? Nie.
Tą uwagą mnie uciszyła. Naprawdę mnie DENERWOWAŁA. I to ma być moja siostra?! Błagam...
- Ach. A.... A jak tam z twoim chłopakiem, Jackiem?- spytałam łagodnie.
- Jacobem. Rozumiem to za żart.- zrobiła pauzę- Dobrze. Fajnie nam się układa. A jak z tobą i Frankiem?
- Też fajnie.- odpowiedziałam.
Może wcale nie była taka zła?... Budziła respekt, ale...
- Muszę już iść- powiedziała rudowłosa- Nawet przyjemnie się gadało, siostrzyczko. Siemka!- zawołała i odbiegła.
Stałam i patrzyłam za nią.
- Siemka- mruknęłam.
Dzisiaj takie krótkie, może i nieciekawe... Jutro coś dodam. Ciekawszego.
Pozdro! :)