poniedziałek, 13 lipca 2015

Z serii "Herosi" - opowiadanie XXXIII - ZAUFANIE? JAKIE ZAUFANIE...

*Nessie*
Zaczęło się niewinnie. Rano wstałam, ubrałam się, umyłam zęby, zjadłam śniadanie, wymieniłam kilka uwag z Jasonem. Następnie spotkałam się z Jackiem. Ruszyliśmy w kierunku jeziorka i hamaku. On trochę pouczył mnie pływać. Żartowaliśmy, wydurnialiśmy się. Następnie wróciliśmy, ale już do Domku Numer Trzy. Podobno dzisiaj z rana Percy pojechał na kilka godzin na zakupy, więc chata była wolna.
Chłopak czegoś szukał w szufladzie, a ja postanowiłam zrobić kanapki z nutellą. Niedawno niewielki domek wzbogacono o niewielki zlew, lodóweczkę oraz zmywarkę. Smarowałam kanapki słodkim kremem, gdy nagle poczułam, że ktoś mnie od tyłu obejmuje. Jednak nie przestraszyłam się. Poczułam na szyi pocałunek, aż przeszły mnie dreszcze. Jednak... Jego wargi były dziwnie zimne i jakby twardsze.
- Przestań - zachichotałam.
Ten nie odpowiedział, tylko wciąż mnie całował po szyi. Śmiałam się cicho, krojąc nożem kolejne kromki.
- Stary, mam miecz przy pasie - ostrzegłam go, gdy mnie objął w talii.
Po krótkim momencie moja broń upadła z trzaskiem na podłogę, a nastolatek odepchnął ją nogą. Byłam bezbronna. Zachichotałam.
Nagle młody bóg chwycił mnie w pasie, po czym mocno szarpnął i przycisnął do ściany.
- Ej! - zawołałam, śmiejąc się.
A ten całował mnie po twarzy, po dekolcie, tymi swoimi chłodnymi, twardymi ustami... W sumie było to nawet dziwne. Jego wargi były zawsze miękkie i delikatne, ale od kilku dni były już dziwnie zimne i twarde.
- Jack... Jack, proszę... - mówiłam z wymuszonym uśmiechem.
Wtedy ręce chłopaka powędrowały pod koszulkę, a po kilku chwilach byłam już bez koszulki.
Czasami mieliśmy takie "ataki", że kończyło się na tym, że któraś z osób nie miała koszulki czy spodni, ale po tym zwykle nic nie następowało.
- Dobra, dobra, już starczy - odparłam.
I nagle...
- ACH! - zapiszczałam.
Jack rzucił mnie na łóżko, a potem moje biodra znalazły się między jego nogami. Jego twarz była ledwo kilka centymetrów od mojej... czułam nawet jego zapach. Patrzyłam się w jego metaliczne oczy, takie dziwne...
- Jack, zejdź - powiedziałam stanowczo.
Ten zaczął mnie całować. Jednak to powoli przestawało być przyjemne i zabawne. Raczej... irytujące.
- Jack, przestań.
Nic. On dalej mnie obcałowywał i nawet zdjął koszulkę.
- Jack.
Brak reakcji oprócz wzrostu tej cholernej namiętności.
- Jack! Dość! Stop!
Zaczęłam się miotać, ale on mnie przytrzymał mocnym, gwałtownym ruchem ręki. Zaczęłam się trząść. Co on sobie wyobrażał? Byłam bezbronna.
- Uspokój się - warknął szorstko.
Co to był za ton! Nagle chłopak chwycił moje spodnie i gwałtownym ruchem je zsunął z moich bioder. Byłam tylko w bieliźnie. Jak on śmie!
- Jack, dość, już naprawdę. Przestań, do cholery! - zawołałam.
- Sama przestań - odwarknął szorstko i metalicznie. Pierwszy raz słyszałam u niego taki ton głosu!
- Ty sobie żartujesz? - fuknęłam ze złością - To nie jest zabawne. Natychmiast mnie puść!
- Nie, nie żartuję - odpowiedział chłodno.
I wtedy sięgnął po to, żeby mi odpiąć... stanik! Poczułam się bezbronna, zdradzona i oszukana. Nie wiedzieć czemu, z moich oczu trysnęły łzy. Miotałam się i szamotałam, uwięziona. On jednak miał czas. Wrzeszczałam i płakałam jak jakaś głupia lalunia, ale to co on robił zupełnie mnie ogłupiło. Co on robi?! Co ja robię?!
Po kilku minutach odpiął sprzączkę w staniku, ale stwierdził, że go zdejmie później. Następnie chwycił za majtki. Ja uderzyłam go w twarz.
- Nie waż mi  się - wysyczałam jadowicie przez łzy.
Normalny nastolatek, chociażby chłopak jakiejś dziewczyny przestałby i to już dawno, ale ten uporczywie zaczął je ciągnąć w dół... Zaczęłam krzyczeć, wrzeszczeć, wyć i piszczeć.
- Zamknij się! - ryknął młody bóg prosto w twarz.
Wcale nie zamierzałam się zamknąć. Darłam się, ile sił w płucach.
Wtedy on... uderzył mnie w twarz! Czułam pieczenie w policzku. Oszołomiona, otworzyłam usta, ale nie byłam z siebie wydać żadnego dźwięku. Gardło piekło mnie i bolało. Dostałam drgawek, czułam łzy spływające po moich policzkach...
- Tak lepiej - uśmiechnął się chamsko, a w jego oczach zabłysnął metaliczny, nienaturalny błysk.
Wtedy...
ŁUP!
Wrzasnęłam przeraźliwie. Widziałam niebieskawy błysk, trzask wyładować elektrycznych, a po krótkiej chwili przy ścianie, na podłodze, leżał plackiem Jack. Jego ciuchy były nadpalone, on dymił, z jego ciała trzaskały wyładowania elektryczne. Obejrzałem się w bok. W drzwiach stał Jason, Percy i Annabeth. Na ich widok wybuchnęłam jeszcze większym płaczem, sama nie wiem dlaczego. Przez ciało Jasona przechodziły rozładowania elektryczne, drobne, niebieskie błyskawice. Syn Jupitera rzucił się na Jacka, w jego oczach paliła się zimna żądza mordu.
Natomiast ja skuliłam się na łóżku, starając się uspokoić drgawki. Do mnie podszedł Percy z Ann. Brat Jacka usiadł przy mnie, a córka Ateny zbierała moje ubrania.
- Ciii... Nessie... Nessie, już dobrze. Nie bój się, nie bój. To ja, Percy. Nie bój się... - mówił uspokajająco.
Lekko pogładził mnie po głowie, a ja zatrzęsłam się. Ann podała mi ciuchy. Z milczeniem zapięła mi stanik oraz pomogła założyć ubranie. Percy cały czas mówił do mnie spokojnie, podczas gdy Jason rozprawiał się z... z... z moim byłym.
- OK, Ness - rzekł syn Posejdona, gdy byłam już ubrana - zarzuć mi ręce na szyję. Podniosę cię i zaniosę do twojego domku.
Cała się trzęsłam, kuląc się.
- Hej, młoda. Słyszałaś? Ręce na moją szyję. Spokojnie, nic ci nie zrobię - dodał.
- Nessie - Annabeth odezwała się - Zrób tak.
Zielonooki nachylił się ku mnie, a ja po kilku sekundach wahania zarzuciłam mu ręce na szyję. Jego ciało było ciepłe. Ten szybko mnie objął i przycisnął do siebie. Zamknęłam oczy i wtuliłam głowę w jego ramię.
Nic już nie słyszałam.
Nic już mnie nie obchodziło.
Byłam zdradzona.
Oszukana.
Bezbronna.
Wykorzystana.  
Obezwładniona.
Przerażona.
Oszołomiona.
Czułam się nago.
Jakbym była obnażona...
I właśnie tak jest, gdy komuś zaufam.
Zawsze tak jest...


+Leo+
- Leo, Leo, Leo!
Odwróciłem się. Siedziałem w bunkrze. Wpadł tu zziajany Percy.
- Witam w moich skromnych progach - rzuciłem swobodnie - Napijesz się czegoś? Smaru? Oleju?Do wyboru, do...
- Stary, jesteś nam potrzebny! - przerwał mi.
- O. A to nowość - parsknąłem, wstając.
- Szybko! - ponaglił mnie, podskakując.
- A może najpierw mi powiesz o co chodzi, hę? - burknąłem, stając przy nim.
- Powiem ci w drodze! - urwał - Idziemy!
Ruszyliśmy szybkim krokiem przez las. W tym czasie Percy opowiadał:
- Jak wiesz, od niedawna Ness i Jack są ze sobą. Dzisiaj ja z Ann byliśmy na zakupach. Gdy wróciliśmy, gadaliśmy trochę z Jasonem, ponieważ szukał Piper. Potem usłyszeliśmy krzyki w moim domku. Więc wbijamy, a tam, nie uwierzysz, Jack próbował zgwałcić Ness! No, wiem, wiem, ale mi nie przerywaj. Zaniosłem ją z Annabeth do jej domku, a potem wróciłem do Jasona i Jacka, ponieważ Jason został, żeby się z nim potłuc. Z początku myśleliśmy, że Jack nie żyje, ale potem... Wyszło na to, że Jack to maszyna!
- Nie wiem czy podsumować to słowem "Fuck" czy "Cholera" czy "Wow" czy może "CO?!" - odpowiedziałem pusto, starając się to wszystko poukładać w głowie.
- Och, już jesteśmy! A, no i ty musisz sprawdzić co to za robot i tak dalej, OK? - dodał Percy.
- Nie, no jasne. Masz brudną robotę? Zawołaj Leona! On ci...
- Zamknij się. Już właściwie jesteśmy na miejscu.


-Jason-
Z ciała Jacka dochodziły różne stukoty, syki, trzeszczenia i terkoty. Raz po raz wystrzeliwała mała błyskawica. Ręce wciąż mi dymiły. Byłem wściekły. Zły. Nie potrafiłem tego ubrać w słowa. Chyba nawet nie istnieje takie wyrażenie, jakie bym użył na tego... syna Posejdona i Nike.
Leon klęczał przy nim i coś tak naprawiał, stukał, czasami wypuszczał czarną chmurę pyłu.
Po chwili chrząknął, wstał i otrzepał ręce.
- Jest to młodziutki, góra tygodniowy robocik szpiegowski, który ma za zadanie naśladować kogoś lub zbierać informacje o obozie, drodzy ludkowie. Został niesamowicie wykonany. To wszystko jest sztuczne, ale pewnie zaczarowane. Doskonała perfekcja! Uważam, że prawdziwy Jack Drake został porwany czy coś w tym stylu.
Zapadła cisza, każdy trawił tę informację. Do mnie nie docierała w sumie większość słów. Nic nie rozumiałem. Nagle Annabeth przerwała ciszę twardym głosem:      
- A poza tym, jak zauważyliście, przepowiednia się wypełnia.
Nie wiedzieć dlaczego, otworzyłem usta i mimowolnie wyrecytowałem treść przepowiedni:
- Ostrożne błękitu dziecko być musi, bo ktoś wkrótce jego życie do góry nogami wywróci. Mimo złości, krzyku, bólu i fałszu, niech rusza na ratunek do zaginionego w cmentarzu. On swą tajemnicę silnie skrywa, pomoże, gdy siła uczuć zostanie odkryta.  

4 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział!!!!!
    Tylko kompletnie nie spodziewałam się TEGO. Biedna Nessie :'( Chciał ją zgwałcić?!?! Jednak potem odetchnęłam z ulgą jak się wyjaśniło że to robot. Bardzo Jacka polubiłam i chyba bym cię zabiła gdybyś naprawdę go tak zmieniła.
    Wcześniej jak czytałam o tym że miał twarde i zimne usta to już myślałam, że może jest jakiś zaczarowany czy co.
    Rozdział jednak świetny i rozumiem, że teraz będzie się działo :D Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Wpadłam na to ot tak. W sumie to dość niecodzienny temat.
      Tak, jak zauważyłam, każdy polubił Jacka :)
      Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie jutro, choć niczego nie obiecuję.
      Dziękuję za wszystko
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Kurczę, biedna Nessie.
    Ja mam gwałtofobię! Zawsze gdy jakiś chłopak podejdzie za blisko dziwnym trafem bliżej zapoznaje się z ziemią...
    Trauma do końca życia. Biedna Nessie.
    Leon rządzi! Oł jea!



    Sorry, że tak późno. Byłam na obozie.
    To tyle. Rozdział jak zwykle the best!
    Okej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za komentarz. Ja też wkrótce wyjeżdżam na obóz, zrozumiałe.
      Pozdro :)

      Usuń