Dostałam kolację. Przedstawiając się jako Agnes w sumie im się poddałam, a przynajmniej zrobiłam pierwszy krok ku temu.
CHA CHA CHA CHA CHA CHA CHA.
Nie.
Wyglądam (i czuję się) na przegraną, ale to nie znaczy, że jestem tą przegraną. Mam tylko cichą nadzieję, że ktoś mnie... uratuje. Oczywiście od nikogo nie żądam pomocy czy ratunku, ale znalazłam się w dość opłakanej sytuacji. Chciało ki się płakać, ale chociaż jeść mi dali: dwie kromki suchego chleba z masłem oraz szklanka wody (pewnie kranówka, ale się nie czepiam). Bywałam w więzieniach, gdzie gorzej karmili.
- Hej.
Drgnęłam gwałtownie. Odwróciłam się.
To był około piętnastoletni chłopak z rudawymi włosami, szarymi oczami odzianymi w okrągłe okulary no i piegami. Miał na sobie jakieś stare, pomięte ciuchy, a z kieszeni spodni wystawał mu notes i długopis. Wyglądał na mądralę.
- Cześć-odpowiedziałam spokojnie, mierząc go czujnym spojrzeniem.
- Jestem Jason-przestawił się-A ty?
- Agnes-wymamrotałam po chwili-Pracujesz dla NIEGO?
- Czyli...?-nie do końca załapał.
Pokazałam mu rany i otarcia zadane przez Marka. Mark napawał mnie obrzydzeniem.
- Ach.-westchnął tylko-Tak.
Warknęłam niczym rozzłoszczony pies. Wbiłam zirytowany wzrok w pusty, wyszczerbiony talerz.
- Po co tu przeszedłeś?-pytałam zła-Po torturować mnie? Pozbierać informacje? No, czego chcesz?
- Jason?-krzyknął jakiś dziewczęcy głos z oddali.
- Muszę iść-rzucił tyko, po czym pobiegł w głąb korytarza.
Westchnęłam ciężko, czując się okropnie.
- I co chciałeś nam pokazać? Co? Co, co, co?-piszczała Eloise.
Nadine niecierpliwie przewróciła oczami i rzuciła spojrzenie "Ja jej nie znam. Serio!"
Jason się nie odzywał, tylko szedł dalej.
Wyszli na dwór. Chłodny wiaterek zmierzwił włosy całej trójce. Chłopak skierował swoje kroki ku stajni... oborze... eee... Właściwie nie mieli nazwy dla miejsca gdzie trzymają smoki. Mówili tylko "idę do smoków" i po prostu szli. Nie było sensu ani czasu wymyślać jakiś nazw czy coś.
Budynek był z metalu i miał kilkanaście metrów wysokości. Wejście było zamknięte na kilka kłódek, linie papilarne i siatkówkę oka (przezorny zawsze zabezpieczony!). Jason pootwierał wszystkie wejścia, co zajęło kilka minut. W przeciwieństwie do Nadine, Eloise nie potrafiła ukryć ekscytacji i podskakiwała jak piłeczka kauczukowa z marketu.
Drzwi otwarły się.
W środku znajdowało się kilkanaście metalicznych boksów, wraz z uchwytami i żłobami. Mało? Cóż, w rezerwacie "Era smoka" było nawet kilka tysięcy smoków, ale nie każdy był ujeżdżony i oswojony.
Wkroczyli do miejsca dla smoków. Boksy ciągnęły się jeszcze wzwyż. Słychać było łomotanie, skrzeki i odgłosy kojarzące się z chrapaniem. Chłopak stanął przed drzwiami ostatniego boksu na których wisiała kartka z napisem "PROBLEM".
Blondynka zmarszczyła nos.
- Nie żeby coś, ale... ale spodziewałam się czegoś... hm, jakby to określić...
- Cierpliwości-rzucił Jason.
Otworzył drzwi ze skrzypieniem i trzeszczeniem.
A tam stał... Problem. Wcielenie problemu.
Był to smok o granatowosrebrnych łuskach i czarnych złośliwych oczach. Miał jakieś pięć metrów wysokości i dziesięć długości. Grzbiet i ogon był nadziewany kolcami, a z łba wystawały dwa, niewielkie rogi, jak u byka. Jego skrzydła miały dobre dwa metry i przypominały skrzydła nietoperza; czarne, lekko postrzępione i zakończone dodatkowo kolcami. Z nozdrzy leciały strużki srebrnej pary. Na szyi, łapach i pysku zawisły łańcuchy.
Nadine zmarszczyła czoło.
- Wow. Jest... niesamowity-mruknęła.
- Ta. Z pewnością-pokiwał głową Jason.
Eloise próbowała do niego podejść. Odwróciła głowę, ponieważ smoki nie lubią kontaktu wzrokowego: chcą czuć się panami, władcami. Nie wolno im rozkazywać: należy proponować współpracę, łagodnie powoli i stopniowo. Ważne, aby okazała się ona korzystna dla smoka.
Metaliczny smok uniósł łeb, lekko powarkując. Dziewczyna odwróciła się do niego plecami z zamkniętymi oczami i wyciągnęła dłoń z kawałkiem surowego mięsa, które wzięła przy boksie. Bestia przez moment łagodnie na nią spoglądała. Delikatnie trąciła ją nosem po czym spokojnie przejęła smakołyk. Dziewczyna zaczęła wracać.
- Spokojny-stwierdziła.
Nadine kiwnęła głową.
- Yhm-potwierdził chłopak, a potem pokazał coś dziewczynom-patrzcie.
Ruszył ku niemu tak samo jak przedtem blondynka. Naprawdę nic złego nie zrobił. Ale mimo to stworzenie...
- Jason!-krzyknęła brunetka.
Smok otworzył psyk na tyle ile pozwalał mu łańcuch oplatający jego pysk i zaczął kłapać zębami. Z nozdrzy wyskakiwały iskry. Machnął ogonem. zatrzepotał skrzydłami. Ryknął i zaczął się miotać, szarpać, próbując dorwać...
Nadine gwizdnęła: głośno, przenikliwie i długo-na ten gwizd reagował każdy smok. Oprócz... niego! Pomogła jej Eloise. Gwizdały i gwizdały, robiły się całe czerwone na twarzach. Chłopak odszedł, wyszedł, ale on wciąż był wściekły. W końcu zwiesił łeb, skulił się i przestał świrować. Dziewczyny odetchnęły z ulgą i wyszły, zamykając drzwi.
- Nieźle-stwierdziła młodsza.
- No. Co to było?-pytała Nadine.
- Nie wiem. Do nikogo nie należy ten smok z naszego rezerwatu. To smok błyskawic albo metaliczny smok górski, nie wiem, ale obstawiam tego drugiego. To samiec-rzekł Jason-myślę, że był wychowywany przez jakąś dziewczynę. Nienawidzi wszystkich facetów.
- Och. Jest wspaniały-pisnęła Eloise.
- Niezbyt-Jason się skrzywił-oprócz waszej dwójki, Danielle, Vanessy i Nikki nie ma tu żadnych dziewczyn. Jeśli będzie reagował taką wściekłością na widok każdego faceta to.. no cóż, będziemy mieli problemy.
Wszyscy zamilkli, zamyśleni.
- A... a daliście mu jakieś imię?-zboczyła z tematu blondynka.
- Tak-rudy uśmiechnął się kwaśno-Problem.
Super, bardzo mi się podoba, choć niestety dostrzegam pewne powiązania.
OdpowiedzUsuńCzytałaś Baśniobór?
Czekam na ciąg dalszy, bo naprawdę dobrze piszesz.
Okej
Tak, czytałam Baśniobór. Mam wszystkie części, przeczytane razy dwa.
Usuń