piątek, 3 lipca 2015

Z serii "Herosi"- opowiadanie XXIX - ZAKŁAD I RYWALIZACJA

^Percy^
Staliśmy w Wielkim Domu, czekając na Chejrona. Przy Jasonie kuliła się Nessie, a do mnie przyczepił się Jack. Jason tłumaczył trochę swojej siostrze co i jak, ale ona i tak wyglądała na spiętą. Ja wszystko opisywałem młodszemu bratu, który cały czas potakiwał, że rozumie. Raz po raz z Jasonem wymienialiśmy zdegustowane spojrzenia. Phi, młodsi...
- Mam nadzieję, że nie musieliście na mnie długo czekać - rzekł Chejron, u jego boku kroczył Pan D.
- Nie, spoko - zapewnił ich Syn Jupitera.
- Dość niepokojąca była ta przepowiednia, prawda? - rzekł centaur.
- Ostrożne błękitu dziecko musi być, bo ktoś wkrótce jego życie do góry nogami wywróci. Mimo złości, krzyku, bólu i fałszu, niech na ratunek rusza do zaginionego w cmentarzu. On swą tajemnicę silnie skrywa, pomoże, gdy siła uczuć zostanie odkryta. - wyrecytowała dziewczyna.
- Ta... Ale póki co, nic nie jest źle. Nie organizujemy jakiejś misji, czy coś?- burknął Dionizos.
- Nie, nie. Gdy coś się wydarzy, a to zapewne wkrótce nastąpi, wtedy zorganizujemy misję-rzekł Chejron-Na pewno weźmie w niej udział Jason, Nessie, Percy i Jack.
Poczułem się milo wyróżniony. Z doświadczeniem zerknąłem na zszokowanego i zaskoczonego Jacka. To byłaby jego pierwsza misja, podobnie jak i Ness, której Jason coś tam mówił do ucha.
- To tyle? - przerwałem ciszę.
- Tak. Możecie się rozejść - stwierdził opiekun obozu i wyszliśmy.
- Ale super - mruknął Jason, idąc przy mnie.
- No - pokiwałem głową - Ale to chyba nie o mnie. O mnie już było dość przepowiedni...
- Ta. O mnie też raczej nie - blondyn skrzywił się - Chociaż nigdy nic nie wiadomo.
Milczeliśmy przez chwilę, gdy nagle dostałem głupawki i chęci podsycenia Jasona do walki.
- Jestem pewien - zwróciłem się do niego - że Jack rozwaliłby Nessie w szermierce.
- Wcale nie! - fuknął rzymianin - Nessie jest niepokonana!
- Ha, dobre! Obstawiam trzy złote drachmy, że Jack ją pokona - rzuciłem.
Jason przygryzł wargę.
- Zakład? - uniosłem brew, wyciągając dłoń.
- Ej, a może by ktoś nas poprosił o zdanie, hę? - prychnęła Ness.
- Nie mieszaj się w sprawy starszych - burknąłem do niej.
- Nie pozwalaj sobie za dużo - warknął syn Jupitera.
- To jak? Zakładasz się czy nie? - spytałem.
Jason wahał się, zerkając to na siostrę, to na mnie.
- No dobra... -wymamrotał, przyjmując zakład.
- Jutro o trzynastej na arenie - rzuciłem, po czym szybkim krokiem odmaszerowałem do siebie, do domku.
Usłyszałem Jasona kłócącego się z siostrą i zachichotałem. Jack wlókł się za mną.


-Nessie-
Była siódma rano. Ćwiczyłam, rozbebeszając manekiny szybkimi, płynnymi ruchami. Leo już nie przychodził do mnie na treningi. Był zbyt zajęty Kalipso... Może to i dobrze. Może tak właśnie miało być. w sumie już przyzwyczaiłam się do samotnych treningów.
Zaatakowałam manekina, raz po raz odskakując i rozrywając jego kawałki. Potem skoczyłam, obróciłam się w powietrzu i wbiłam swój miecz prosto w jego pierś w dość widowiskowy sposób.
- WOW - rozległ się jakiś głos.
Odskoczyłam w tył, prawie się przewracając.
Szedł ku mnie Jack z lekkim uśmiechem na twarzy i bił mi brawo. Szybko wstałam, prostując się.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Och, nie tak ostro - przestał klaskać.
- Podglądałeś mnie - rzuciłam oskarżycielsko.
- Może i tak - wzruszył niedbale ramionami. Oczy błyszczały mu ze szczerego podziwu - Niesamowicie walczysz, mała.
Uniosłam hardo głowę. Oczywiście, miło połechtały mnie te słowa, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Ćwiczę - odparłam obojętnie.
- To może chciałabyś poćwiczyć ze mną? - spytał i nagle w jego dłoni pojawił się srebrnoszary miecz o nazwie Wojownik.
Stanęłam ogłupiała, ale szybko się pozbierałam.
- A dlaczego nie miałabym cię rozłożyć na łopatki z samego rana? - prychnęłam wznosząc Smoka, swój miecz.
Skoczyliśmy ku sobie w tym samym momencie. Nasze miecze zderzyły się z brzdękiem. Walczyłam ostro i zacięcie, kując, atakując i siekając. On z kolei... też nieźle walczył. Nie bronił się, tylko atakował i to naprawdę zawzięcie. Był silny. Wtedy, gwałtownym ruchem, wypchnął mi miecz z ręki, który odleciał na kilka metrów. Celował we mnie ostrzem, a ja, bezbronna, się cofałam. W jego oczach błyszczała pewność siebie i samozadowolenie. Na twarz powrócił szelmowski uśmieszek, który był jednocześnie uroczy i wkurzający.
- No, no, no - mruknął.
- Nie pozwalaj sobie za dużo - warknęłam, mierząc go zirytowanym spojrzeniem.
- Mała, moja matka to bogini zwycięstwa. Mój żywioł to wygrana. Jak mógłbym przegrać? - zaśmiał się cicho.
Poczułam pod butem ostrze. Weszłam na miecz. Stanęłam.
- No wiesz... Moim zdaniem mógłbyś i to bardzo szybko! - zawołałam.
Reszta potoczyła się błyskawicznie.
Nogą podrzuciłam miecz, chwyciłam go w powietrzu i wytrąciłam ostrze przeciwnikowi. Podetknęłam mu Smoka pod gardło. Ten wydał z siebie coś na wzór rozdrażnionego warknięcia.
- No proszę - fuknął niezadowolony - Bardzo zabawne, zeusowa córuniu, bardzo.
- Jesteś zazdrosny - stwierdziłam.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Może i tak, tobie nic do tego.
- Ale się zrobiłeś nieprzyjemny! - zaśmiałam się.
- Nie lubię przegrywać, złotko - rzucił.
Przez moment staliśmy tak, patrząc się na siebie, a on...
- ACH!
Błyskawicznym ruchem ręki, nie wiem do końca jak, zabrał mi miecz, złapał mnie za ręce i przytrzymał je, nogą zablokował moje nogi, a drugą dłonią podetknął mi miecz pod gardło. Znaleźliśmy się zaledwie parę centymetrów od siebie.
- Co... jak...? - byłam osłupiała.
- Parę sztuczek mamusi, skarbie - rzekł.
Jęknęłam, opuszczając głowę i przymykając oczy.
- Nie próbuj mnie zdominować i pokazać mi, że jestem od ciebie gorsza - syknęłam, unosząc wzrok - Bo w taki sposób się nie poskramia błyskawicy.
- Wiem, mała - odpowiedział, po czym odsunął się ode mnie, jednak pieszczotliwie przesunął dłonią bo moim biodrze, co wywołało u mnie dreszcze. Oddał mi miecz i odszedł na kilka kroków. - Widzisz? Nie próbuję tobą zawładnąć - rzekł i wziął swój miecz, ale schował go.
Patrzyłam na niego podejrzliwie. Co on odstawiał? Rywalizował ze mną, zabierał mnie na spacery, żartował sobie ze mnie w wodzie... Nie rozumiałam tego, ale w niewytłumaczalny sposób poczułam, że go lubię.
- A ktoś kiedyś poskromił błyskawicę? - spytał szeptem.
Wiedziałam, że tym razem chodzi mu o mnie.
- Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, nie wiem czemu. Mogłam po prostu wycedzić "Nie twój interes" czy coś takiego.
Pokiwał głową w zamyśleniu, po czym się uśmiechnął.
- Nieźle walczysz - stwierdził i sobie poszedł.
Patrzyłam za nim i westchnęłam, opuszczając wzrok.
Mogłam pozwolić wampirzycom, żeby go pożarły. Wciąż żywiłam do niego mieszane uczucia. Wciąż mu nie ufałam.


!Jason!
O trzynastej wraz z naburmuszoną Ness pojawiłem się na arenie. Już tam stał Percy i Jack.
- Siema - syn Posejdona (ten starszy) szczerzył ku nam zęby w uśmiechu.
- Hejka - odpowiedziałem.
- Mam nadzieję, że masz przy sobie te drachmy - rzucił.
- Wydaje mi się, że to nie mi zabraknie dziś kasy - warknąłem.
Percy zmrużył jadowicie oczy, po czym rozpoczął to wszystko. Ja i on zostaliśmy sędziami.
Jack i Nessie stanęli naprzeciwko siebie. Jack uśmiechał się, bogini była poważna.
- Raz, dwa... trzy! - Grek zagwizdał na start.
Oboje rzucili się na siebie. Miecze cięły powietrze w zastraszającym tempie. Jack był synem Nike, ale Nessie była typową córką Zeusa- dumną, waleczną i wyniosłą. Nie mogła sobie pozwolić na hańbę. A poza tym była... świetna. Głównie atakowała. Skakała, cięła, kłuła, przypuszczała ataki. Ani razu się nie broniła. Jack też był... niezły, ale zdarzało mu się bronić. Nessie była jak burza i to taka z błyskawicami i gradem. Chłopak napinał imponujące mięśnie, wyglądał na skoncentrowanego i zaciętego. Oboje tłukli się w najlepsze. Percy otworzył usta ze zdziwienia. Nawet nie wiedział, że oni tak potrafią! Piasek wznosił się w górę zakrywając walczących, gdy nagle...
Obydwa miecze starły się ze straszliwym zgrzytem, klingi oparły się na siebie. Dłonie walczących zaczęły drżeć z wysiłku, czoła pokrywać potem. Miecze trzęsły się. Zapadła pełna napięcia cisza. gdy nagle...
TRZASK!
Oboje, dysząc głośno, zabrali swoje miecze, ukłonili się sobie, a potem spoglądając sobie w oczy... wybuchnęli śmiechem, jak starzy, dobrzy kumple.
Percy zmarszczył czoło, ja sam tego nie rozumiałem. Środek pojedynku, najważniejszy moment... A oni sobie opuszczają miecze i się śmieją! No jak tak można?
Opierali się o siebie i się śmiali, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. To się w głowie nie mieściło! Posejdon.. i Zeus... Nie, nie, to niedopuszczalne! Zachowywali się jak dzieciaki! Grecy...
- Nie uważasz, że to trochę... mhm... dziwne? - zapytał się mnie Percy.
- Taak - odpowiedziałem - To JEST dziwne.
W końcu nasze młodsze rodzeństwo odeszło od siebie. Jack wyszeptał coś Ness do ucha, ona potaknęła, a potem wrócili do nas. Percy z głupią miną ruszył do siebie, a ja razem z Ness porozmawiałem w mieszkaniu.
- Co wyście zrobili?- spytałem.
- Co? - zrobiła niewinną minę.
- Dlaczego zaczęliście się tak śmiać? Na środku pojedynku! - powiedziałem.
- Ach, to... Po prostu, jakoś tak... No wiesz... - podeszła do mnie.
Jej ciemne oczy, niebieskoszarej barwy lśniły jak dwa szlachetne kamienie. Wyglądała naprawdę ładnie. Przytuliła się do mnie, stając na palcach i wyszeptała mi do ucha:
- Oooch, braciszku... Jesteś zły, że przegrałeś te pieniądze? Będę mogła ci oddać - obiecała słodkim głosikiem.
Westchnąłem, ale z trudem mogłem się jej oprzeć. Objąłem ją.
- Nie musisz mi nic oddawać, Ness. Ważne, że jesteś, że wróciłaś - rzekłem.
Ona oderwała się ode mnie, całując mnie (oczywiście po siostrzanemu!) w policzek. Nie mogłem się na nią za długo gniewać. Jako młodsza siostra bywała upierdliwa i pyskata, ale... No cóż, potrafiła wykorzystać swój wdzięk, gdy zechciała.
- Dzięki, Jason! - zawołała radosna.
- Ta... Nie ma sprawy... Ale... za co ty mi dziękujesz? - zapytałem skołowany.
Parsknęła śmiechem i usiadła na swoje łóżko, czytając jakąś swoją książkę i popijając czekoladowym shake'm.
Dziewczyny są dziwne.
Serio.

2 komentarze:

  1. Fajne nowe zdjęcie! Bardziej adekwatne do tytułu.
    Przeczytałam wcześniej i byłam pewna, że zostawiłam komentarz...
    Trudno.
    Jak zwykle fajnie!
    Te ich walki... boższ, to będzie piękna para...
    To tyle. Nie rozumiem tylko, czemu się zaczęli tak śmiać w środku starcia...
    Okej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mi też parę razy coś "zeżarło" komentarz.
      Zaczęli się śmiać, ponieważ... prawdopodobnie spojrzeli sobie w oczy. znasz ten moment gdy na kogoś patrzysz i nagle wybuchasz niekontrolowaną, dziką głupawką? To było coś takiego.
      Pozdrawiam.

      Usuń