*A LA PROLOG*
- Ja, ja, ja, ja, ja!
- Ogarnij dupę.
- Ej, grzeczniej!
- Bo co?
- Bo mnie wkurzasz. Ja też chcę jechać.
- Yhm, niby po co?
- Bo ja jestem potrzebniejszy niż ty!
- Zamknijcie się!
- Sugeruję, aby pojechał Nico.
- Po co?!
- Popieram.
- A ty się nie odzywaj!
- Nie maltretujcie mojej kanapki!
- Bogowie, to twoja?
- Nom. Oddaj.
- To zaraz wyląduje za oknem! Ha! Jason, łap!
- Percy, to nie jest śmieszne.
- Jadę, jadę, jadę...
- Zamknij się!
- Spokój!
- To jest śmieszne!
- Zachowujecie się jak dzieci!
- Widzimy się jutro na fejsie...
- Moja kanapka!
- Cicho!
- Była z serem...
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się Chejron. Wyglądał groźnie, nawet na jego lewym policzku widniała plama z ketchupu. Natychmiast na jako widok wszyscy zamilkli, nawet Leo, który jęczał z powodu swojej kanapki.
- Nawet na chwilę was nie mogę zostawić samych... - warknął, machając ogonem.
Centaur, ze śmiertelnie poważną miną ruszył na koniec sali. Każdy wyprostował się.
Odbywała się narada. Zdecydowano, że zbierzemy grupę, która pojedzie odnaleźć prawdziwego Jacka.
- Jason powinien jechać, to chyba OCZYWISTE - rzekł, kładąc nacisk na ostatnie słowo - Jasonie, gdzie jest twoja siostra?
- Jest w naszym domku. Odpoczywa - odparł Rzymianin.
- A ja? - wyrwało się Percy'emu - To mój brat! Ja też powinien jechać!
- Percy, ciszej. Ty również pojedziesz - rzekł opiekun obozu.
- Dziękuję - odpowiedział syn Posejdona.
- Wydaję mi się, że znajomość maszyn Leona będzie przydatna, a ktoś musi kierować Argo II - kontynuował pół koń - Jest mowa o cmentarzu. Nico...?
- Tak? - czarnowłosy chłopak wyrwał się z odrętwienia i wytrzeszczył oczy - Że ja?
- Byłoby w porządku, gdybyś zgodził się nam pomóc - zapewnił go mężczyzna.
- Yyy.... ja... - bąknął Grek.
- Oczywiście, że jedzie - powiedziała Hazel, a Nico zmiażdżył ją spojrzeniem.
- W porządku. I jeszcze Nessie mogłaby pojechać, gdyby była w stanie - rzucił łagodne spojrzenie w kierunku Jasona.
- A gdzie w ogóle mamy jechać? - dopytał się Percy, ściskając swoją dziewczynę za rękę.
Centaur pogrzebał kopytem przy ziemi.
- W legendach, niespisanych w mitologii, krążą plotki o Aramisie. Jest to heros, którego rodzicami są Ares i Afrodyta. Ponoć mieszka na cmentarzu i strzeże niesamowitej tajemnicy... Więcej informacji udzielę jutro. Możecie się rozejść. Widzimy się jutro o dziesiątej rano, po śniadaniu, tutaj. Do widzenia.
Wszyscy wyszli.
- Ogarnij dupę.
- Ej, grzeczniej!
- Bo co?
- Bo mnie wkurzasz. Ja też chcę jechać.
- Yhm, niby po co?
- Bo ja jestem potrzebniejszy niż ty!
- Zamknijcie się!
- Sugeruję, aby pojechał Nico.
- Po co?!
- Popieram.
- A ty się nie odzywaj!
- Nie maltretujcie mojej kanapki!
- Bogowie, to twoja?
- Nom. Oddaj.
- To zaraz wyląduje za oknem! Ha! Jason, łap!
- Percy, to nie jest śmieszne.
- Jadę, jadę, jadę...
- Zamknij się!
- Spokój!
- To jest śmieszne!
- Zachowujecie się jak dzieci!
- Widzimy się jutro na fejsie...
- Moja kanapka!
- Cicho!
- Była z serem...
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się Chejron. Wyglądał groźnie, nawet na jego lewym policzku widniała plama z ketchupu. Natychmiast na jako widok wszyscy zamilkli, nawet Leo, który jęczał z powodu swojej kanapki.
- Nawet na chwilę was nie mogę zostawić samych... - warknął, machając ogonem.
Centaur, ze śmiertelnie poważną miną ruszył na koniec sali. Każdy wyprostował się.
Odbywała się narada. Zdecydowano, że zbierzemy grupę, która pojedzie odnaleźć prawdziwego Jacka.
- Jason powinien jechać, to chyba OCZYWISTE - rzekł, kładąc nacisk na ostatnie słowo - Jasonie, gdzie jest twoja siostra?
- Jest w naszym domku. Odpoczywa - odparł Rzymianin.
- A ja? - wyrwało się Percy'emu - To mój brat! Ja też powinien jechać!
- Percy, ciszej. Ty również pojedziesz - rzekł opiekun obozu.
- Dziękuję - odpowiedział syn Posejdona.
- Wydaję mi się, że znajomość maszyn Leona będzie przydatna, a ktoś musi kierować Argo II - kontynuował pół koń - Jest mowa o cmentarzu. Nico...?
- Tak? - czarnowłosy chłopak wyrwał się z odrętwienia i wytrzeszczył oczy - Że ja?
- Byłoby w porządku, gdybyś zgodził się nam pomóc - zapewnił go mężczyzna.
- Yyy.... ja... - bąknął Grek.
- Oczywiście, że jedzie - powiedziała Hazel, a Nico zmiażdżył ją spojrzeniem.
- W porządku. I jeszcze Nessie mogłaby pojechać, gdyby była w stanie - rzucił łagodne spojrzenie w kierunku Jasona.
- A gdzie w ogóle mamy jechać? - dopytał się Percy, ściskając swoją dziewczynę za rękę.
Centaur pogrzebał kopytem przy ziemi.
- W legendach, niespisanych w mitologii, krążą plotki o Aramisie. Jest to heros, którego rodzicami są Ares i Afrodyta. Ponoć mieszka na cmentarzu i strzeże niesamowitej tajemnicy... Więcej informacji udzielę jutro. Możecie się rozejść. Widzimy się jutro o dziesiątej rano, po śniadaniu, tutaj. Do widzenia.
Wszyscy wyszli.
-Nessie-
Pusto.
Zimno.
Ciemno.
Słyszę jak Jason żegna się z Piper. Chyba się całują. Na pewno. Znowu rozmawiają...
Drzwi otwierają się z trzaskiem. Kroki. Mimo to drżę, choć dobrze wiem, kto to jest. Widzę brata, który ściąga bluzę. Jego jasne zmierzwione włosy sterczą na wszystkie strony, okulary ma przekrzywione, a oczy pozostają nieprzeniknione.
- Hej - zmusza się na uśmiech,
- Cześć - odpowiadam obcym dla siebie tonem.
Nie odwzajemniam uśmiechu.
Chłopak siada przy mnie, na łóżku. Ja siedzę opatulona w kołdrę. Ściska moją rękę.
Zimno.
Mięśnie mam napięte do bólu.
- Pojedziemy odnaleźć... brata Percy'ego.
Jego imię to tabu. Nie wymawiam go już. I nie wymówię.
Nigdy.
- Jadę ja, Percy, Leo i Nico - kontynuuje - I... eee... być może ty. Jeśli chcesz. Podobno porwał go jakiś Aramis, który ma tajemnicę i mieszka na cmentarzu. Opis się zgadza. Jutro Chejron powie nam więcej. To jak? Jedziesz?
Strach ściska moje gardło, w ustach czuję metaliczny smak. Wnętrzności wywijają koziołki, choć są skręcone bardziej niż kable od słuchawek. Drżę. Do oczu napływają mi łzy... A raczej napłynęłyby mi, gdybym wszystkich już nie wypłakała. Odwracam wzrok i zaciskam powieki. Wyrywam dłoń z jego dłoni. Zaciskam je w pięści.
Boję się...
- N-nie wie... wie....m-m... Mu-muszęęę.... Się zasta.... zastanow-w-wić... - jąkam jedynie.
Odwracam się na bok i wtulam policzek w mokrą od łez poduszkę.
- Dobrze, rozumiem - powiedział łagodnie nastolatek, lekko gładząc mnie po włosach. Musnął leciutko wargami mnie w czoło - ot, pocałunek starszego troskliwego brata.
I poszedł do łazienki.
Bierze prysznic.
Chcę jechać. Chcę go szukać, odnaleźć, zobaczyć, dotknąć, poczuć i... powiedzieć mu, że go nienawidzę. Wiem, że to nie on mi zrobił. Wiem, że to był robot, na którym znaleziono drobny napis "Firma AramisKill".
Ale i tak nie będę w stanie na niego spojrzeć.
Jako klona, robota, herosa czy boga... nienawidzę go.
Zimno.
Ciemno.
Słyszę jak Jason żegna się z Piper. Chyba się całują. Na pewno. Znowu rozmawiają...
Drzwi otwierają się z trzaskiem. Kroki. Mimo to drżę, choć dobrze wiem, kto to jest. Widzę brata, który ściąga bluzę. Jego jasne zmierzwione włosy sterczą na wszystkie strony, okulary ma przekrzywione, a oczy pozostają nieprzeniknione.
- Hej - zmusza się na uśmiech,
- Cześć - odpowiadam obcym dla siebie tonem.
Nie odwzajemniam uśmiechu.
Chłopak siada przy mnie, na łóżku. Ja siedzę opatulona w kołdrę. Ściska moją rękę.
Zimno.
Mięśnie mam napięte do bólu.
- Pojedziemy odnaleźć... brata Percy'ego.
Jego imię to tabu. Nie wymawiam go już. I nie wymówię.
Nigdy.
- Jadę ja, Percy, Leo i Nico - kontynuuje - I... eee... być może ty. Jeśli chcesz. Podobno porwał go jakiś Aramis, który ma tajemnicę i mieszka na cmentarzu. Opis się zgadza. Jutro Chejron powie nam więcej. To jak? Jedziesz?
Strach ściska moje gardło, w ustach czuję metaliczny smak. Wnętrzności wywijają koziołki, choć są skręcone bardziej niż kable od słuchawek. Drżę. Do oczu napływają mi łzy... A raczej napłynęłyby mi, gdybym wszystkich już nie wypłakała. Odwracam wzrok i zaciskam powieki. Wyrywam dłoń z jego dłoni. Zaciskam je w pięści.
Boję się...
- N-nie wie... wie....m-m... Mu-muszęęę.... Się zasta.... zastanow-w-wić... - jąkam jedynie.
Odwracam się na bok i wtulam policzek w mokrą od łez poduszkę.
- Dobrze, rozumiem - powiedział łagodnie nastolatek, lekko gładząc mnie po włosach. Musnął leciutko wargami mnie w czoło - ot, pocałunek starszego troskliwego brata.
I poszedł do łazienki.
Bierze prysznic.
Chcę jechać. Chcę go szukać, odnaleźć, zobaczyć, dotknąć, poczuć i... powiedzieć mu, że go nienawidzę. Wiem, że to nie on mi zrobił. Wiem, że to był robot, na którym znaleziono drobny napis "Firma AramisKill".
Ale i tak nie będę w stanie na niego spojrzeć.
Jako klona, robota, herosa czy boga... nienawidzę go.
NIENAWIDZĘ.
Jego słowa są puste.
To idiota.
Jest brzydki.
Arogancki.
Chamski.
Bezduszny.
Jest bogiem.
Puszczalskim, okrutnym, nieśmiertelnym dupkiem.
Który może wszystko.
Nie życzę mu śmierci...
Śmierć jest zbyt łagodną karą dla takich jak on....
Jego słowa są puste.
To idiota.
Jest brzydki.
Arogancki.
Chamski.
Bezduszny.
Jest bogiem.
Puszczalskim, okrutnym, nieśmiertelnym dupkiem.
Który może wszystko.
Nie życzę mu śmierci...
Śmierć jest zbyt łagodną karą dla takich jak on....
- Ness, łazienka jest wolna. Idziesz? Wyprałem ci ręcznik, ten niebieski - to Jason. Tylko Jason,
Wzdycham i otwieram oczy.
- Już idę, bracie. Idę.
-------------------------------------------
I jak? Pisałam w trochę innej formie, ale za niedługo rozdziały wrócą do swojej poprzedniej formy. Mam nadzieje, że się podobało. Pozdrawiam :)
I jak? Pisałam w trochę innej formie, ale za niedługo rozdziały wrócą do swojej poprzedniej formy. Mam nadzieje, że się podobało. Pozdrawiam :)