%Nessie%
Była już praktycznie noc. Wieczór się kończył, zbliżała noc. Moja ukochana pora...
- Ej, ej, ej! Koleżanko!- zawołałam idąc raźnym krokiem w kierunku jakiejś rudej.
- No co?- warknęła, mierząc mnie niechętnym spojrzeniem.
- O tej godzinie arena jest MOJA- burknęłam- Ja tutaj ćwiczę o tej porze. Przyjdź za godzinę. Możesz teraz pójść na plac do łuków czy pojeździć na pegazie. Teraz jestem tutaj JA.
Rudowłosa zaśmiała się. Miała kolczyka w brwi, trzy blizny biegnące przez lewe oko, elektryczno rude włosy i kpiący uśmieszek. Jej złote ozy budziły niepokój i respekt. Miała na sobie ciuchy, jakie mają... no, zwyczajnie latawice, że się tak wyrażę. W dłoni niedbale kręciła włócznią. Od razu poznałam, że jest Rzymianką- tylko oni się tak zachowywali...
- Przepraszam bardzo- rzekła sucho- Ale kim ty jesteś, żeby MI rozkazywać?
Wyprostowałam się. Prawie ją przewyższałam.
- Nessie Night. Córka Zeusa. Lat szesnaście. To między innymi JA ratowałam ciebie i twojego chłopaka od tych gryfów... Daliście się im jak dzieci- dodałam uszczypliwie.
- Sharnon Shadow, lat siedemnaście. Córka Plutona, Rzymianka. Jestem rzymskim protektorem- warknęła z wyższością.
- Idiotyczne, rzymskie zabawy w protektorów i plebs mnie nie interesuje- mruknęłam.
Milczałyśmy, mierząc się chłodnymi spojrzeniami.
- Spadaj stąd. Ciesz się, że ci pomogłam. A teraz... No już! Do widzenia!- krzyknęłam.
- Nie będziesz mi rozkazywać, małolato!- wrzasnęła, a jej klatka piersiowa nerwowo się uniosła. Zacisnęła mocniej palce na włóczni, a ja na swoim Smoku.
- Jesteś ode mnie starsza raptem o parę miesięcy! Wielka mi różnica!- łyknęłam bakcyla kłótni.
Rzymianka nie odpowiedziała. Po prostu się na mnie rzuciła z tą włócznią!
Dzięki mojemu refleksowi skoczyłam w tył w ostatniej chwili- grot włóczni wbił się w ziemię, tuż koło mnie.
"Chciała wojny- więc ją ma!"- pomyślałam wojowniczo.
Skoczyłam do niej, Smok w mojej doni zalśnił srebrem. Bronie skrzyżowały się. Przez moment mierzyłyśmy się rozjuszonymi spojrzeniami, po czym błyskawicznie wywinęłam mieczem, a ostra klinga ugodziła ją goły brzuch. Syknęła z bólu, ja skoczyłam w tył, śmiejąc się kpiąco. Zrobiłam długą, wąską ranę, niezbyt głęboką, coś jak zadrapanie. Ale przyniosła skutek- zapewne ją piekła. Sharon fuknęła ze złości, po czym ostro zaatakowała. Cięłam, broniłam się, cały czas przebywałam w ruchu, myląc ją o swoich zamiarach. Byłam mistrzynią szermierki! Nie pokonałam tylko tego Percy'ego, ale on się nie liczy... Grot włóczni raz po raz pojawiał się przed moim nosem. Nagle...
ŁUP!
Muszę przyznać (oczywiście nie na głos), że ruda wykonała wspaniałą pchnięcie- gwałtownie odwróciła włócznię i uderzyła mnie drewnianym końcem prosto w brzuch, tak mocno, że zdezorientowana skończyłam na ziemi. Zakaszlałam, raptownie mrugając. Ręce i kark zrobiły się brudne od ziemi, piasek wleciał mi do oczu, ziemia zaskakująco mnie ubrudziła... Cholerna córka Plutona! Brzuch mnie bolał, jak po solidnym kopniaku; ten cios niemal wycisnął mi z oczu łzy. Niemal. Shadow stała nade mną z kpiącym uśmieszkiem.
- I co, Night? Chcesz więcej?- spytała złośliwie przesłodzonym głosem.
Zacisnęłam zęby, czując jak po moim ciele rozlewa się fala gorąca złości.
- Tak, poproszę o dokładkę!- wrzasnęłam ten kiepski, zasłyszany od Leo, żart.
Wykonałam ślizg między jej nogami (ta, wiem...), przy okazji rozcinając jej odkrytą łydkę. Rzymianka wrzasnęła, podskakując. Ja jak najszybciej się podniosłam, dysząc z trudem i przełykając ostrą dawkę bólu.
- Głupia...- syknęła- Mój ojciec nie zechce cię nawet do Tartaru!
- Czyżby?- warknęłam- Przyziemna norko, ty krecie! Spieprzaj pod ziemię! Nikt cię tu nie chce, nie zauważyłaś? Nawet tym hermesowcom dajesz się nabrać jak przedszkolak!
Z mojego gardła dyszenie przerodziło się w warknięcie, jak u rozjuszonego psa. Napięłam mięśnie i zaatakowałam. Cięłam, atakowałam... Nie broniłam się już. Ta Rzymianka nie miała żądnych skrupułów!...
- Oszalałaś!?
ŁUP!
Do oczu wleciał mi pył, zakaszlałam, ciężko. Poczułam jakiś ciężar na ramionach, jakby ktoś mnie trzymał. Przetarłam dłońmi oczy, wciąż się krztusząc. Brzuch jakby ściskała mi wielka, metaliczna pięść cyklopa. Dostrzegłam niebieskie oczy, jasne rozczochrane włosy...
- Jason- wykrztusiłam.
Chłopak przewrócił oczami.
- Będziesz się zachowywać normalnie?
- Zachowuję się normalnie!- krzyknęłam.
- Yhm. Widzę- prychnął.
- Nie musisz się mną tak opiekować. To, że jesteś starszy nie znaczy, że masz się o mnie troszczyć, jasne?- prychnęłam.
- Jestem twoim bratem- powiedział.
- Wiem. Ale to JA się biję, a nie TY. To moja sprawa co robię. Ja nie wnikam, co ty porabiasz z Piper!
Zazgrzytał zębami, marszcząc czoło. Byliśmy tak do siebie niepodobni...
- Co ja robię z Piper, to moja sprawa. Jeśli chodzi o takie rzeczy, to nikt w nie nie wnika. Ale jeśli się z kimś bijesz, to myślisz czasem, że mu się to nie podoba? Że ta osoba też coś czuje?- mówił szybkim, mocnym głosem przywódcy.
Teraz to ja przewróciłam oczami. Parę metrów za nami szamotała się Sharnon.
- Sprowokowała mnie- jęknęłam, pokazując mu krwawiące ręce. Okazało się, że zdarłam sobie z nich skórę. Bolało. Mój brat westchnął.
- Ta, wiem- rozglądnął się, nachylił, po czym wyszeptał- Słuchaj Sharnon... yyy, Sharnon potrafi manipulować. Emocjami. Być może nieświadomie, ale jest już na tyle duża, że powinna nad tym panować. Dyskutowaliśmy o tym. Ja, Pipes, Percy, Ann, Hazel, no i Frank. Wszyscy popierają ten wniosek. Chejron też.
Prychnęłam.
- Po pierwsze: polecieliście z tym do Chejrona? Serio? A po drugie... Dlaczego ja z wami nie obraduję? Hazel jest ode mnie dużo młodsza!- miałam do niego pretensje.
Moje niebieskoszare oczy wywiercały właśnie w nim dziury. Elektryczne dziury. Westchnął ciężko, odwrócił wzrok, po czym przemówił tonem dorosłego, tłumaczącego małemu dziecku, że dwa plus dwa to cztery.
- Za krótko jesteś w Obozie Herosów. Jeszcze za mało cię znamy. Jesteś trochę... mmm... Zbyt impulsywna. I gwałtowna. Ale się nie martw. To dobre cechy, przydatne na polu bitwy...
- A Percy to co?- fuknęłam.
- Percy jest starszy. Nawet ode mnie o jakieś dwa miesiące. Poza tym... on pokonał Kronosa, między innymi. Nie tobie to kwestionować- teraz gadał jak wyjątkowo wkurzający nauczyciel.
- Puść mnie- zażądałam.
Szarpnęłam się, ale miał mocny uścisk.
- No, puść- ponagliłam go.
- Nie spuścisz jej łomotu?- chciał się upewnić.
- Jak będzie trzeba...
- To cię nie puszczę.
- No weź! Jason!- zawołałam, ale im mocniej się szamotałam tym bardziej było to bez sensu. Był naprawdę silny.
- No dobra. Nie zleję jej. Przynajmniej dziś. Wystarczy?
Westchnął ciężko.
- Ty się niczego nie nauczysz! Chodź.
Złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą.
Na początek mu się zaparłam, ale w ten sposób wykręciłam sobie ramię, krzywiąc się i jęcząc. Ostry ból przeszył moje ramię.
- Dalej chcesz uciekać?- spyta cierpliwie- Ja nic nie robię. Najwyżej sobie rękę skręcisz. Chodź, Ness.
- Nie pozwoliłam ci mówić do mnie "Ness"- wymamrotałam, posłusznie za nim idąc.
Ale on tego nie dosłyszał...
Zawsze szedł wcześnie spać, a rano budził się wcześnie. Było to okropne- coś, czego nienawidziłam to z pewnością promienie słońca padające na moją zaspaną twarz.
- Co mówiłeś?
- Nic. Idź spać- odrzekł, przyklejając się do poduszki.
- Idź spać- wymamrotałam za nim cicho, ale on już chrapał.
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
Brunet zamknął drzwi. Przez chwilę patrzył na mnie, po czym westchnął ciężko i zaczął chodzić nerwowo w kółko. Ja milczałam, przygryzając wargę.
- Gniewasz się?- spytałam cichutko.
Stanął gwałtownie.
- Nie, cieszę!- warknął.
Sarkazm- zły znak u Jacoba. Zwykle był opanowany, spokojny i cierpliwy, tylko czasem go ponosiło. Musiałam być grzeczna. I cicho siedzieć. I mu nie przerywać. Czasem się rozkręcał i coś mi tłumaczył, a ja udawałam, że go słucham. Potem go przepraszam, przytulałam i całowałam. I wszystko było dobrze. Ale wiedziałam, że nie tym razem. Naprawdę się wkurzył.
- Nie chcę żeby moja dziewczyna była agresorką!- zaczął- Co ty sobie myślisz? Jesteśmy na misji PO-KO-JO-WEJ! Nie możemy ich atakować, rozumiesz?
Delikatnie skinęłam głową, błyskając złotymi oczami.
- I mnie już nie czaruj, OK?
Rozkręcał się. Mówił długo i szybko, niskim, nerwowym głosem. Po chwili westchnął i przejechał sobie dłońmi po twarzy.
- Przepraszam. Postaram się... nad sobą panować- wydukałam, robiąc niewinną minę.
Wstałam, aby do niego podejść i go pocałować, tak na zgodę...
- Nie, nie- rzekł stanowczo, robiąc krok w tył- Ja się idę kąpać. Poczekaj tutaj. Żadnych sztuczek, jasne?
Skinęłam głową w powadze. Ten burknął coś pod nosem i wyszedł do łazienki.
Westchnęłam. Było gorzej niż myślałam...
Spojrzałam przez okno. Powieki mnie już piekły. Byłam zmęczona...
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
- No co?- warknęła, mierząc mnie niechętnym spojrzeniem.
- O tej godzinie arena jest MOJA- burknęłam- Ja tutaj ćwiczę o tej porze. Przyjdź za godzinę. Możesz teraz pójść na plac do łuków czy pojeździć na pegazie. Teraz jestem tutaj JA.
Rudowłosa zaśmiała się. Miała kolczyka w brwi, trzy blizny biegnące przez lewe oko, elektryczno rude włosy i kpiący uśmieszek. Jej złote ozy budziły niepokój i respekt. Miała na sobie ciuchy, jakie mają... no, zwyczajnie latawice, że się tak wyrażę. W dłoni niedbale kręciła włócznią. Od razu poznałam, że jest Rzymianką- tylko oni się tak zachowywali...
- Przepraszam bardzo- rzekła sucho- Ale kim ty jesteś, żeby MI rozkazywać?
Wyprostowałam się. Prawie ją przewyższałam.
- Nessie Night. Córka Zeusa. Lat szesnaście. To między innymi JA ratowałam ciebie i twojego chłopaka od tych gryfów... Daliście się im jak dzieci- dodałam uszczypliwie.
- Sharnon Shadow, lat siedemnaście. Córka Plutona, Rzymianka. Jestem rzymskim protektorem- warknęła z wyższością.
- Idiotyczne, rzymskie zabawy w protektorów i plebs mnie nie interesuje- mruknęłam.
Milczałyśmy, mierząc się chłodnymi spojrzeniami.
- Spadaj stąd. Ciesz się, że ci pomogłam. A teraz... No już! Do widzenia!- krzyknęłam.
- Nie będziesz mi rozkazywać, małolato!- wrzasnęła, a jej klatka piersiowa nerwowo się uniosła. Zacisnęła mocniej palce na włóczni, a ja na swoim Smoku.
- Jesteś ode mnie starsza raptem o parę miesięcy! Wielka mi różnica!- łyknęłam bakcyla kłótni.
Rzymianka nie odpowiedziała. Po prostu się na mnie rzuciła z tą włócznią!
Dzięki mojemu refleksowi skoczyłam w tył w ostatniej chwili- grot włóczni wbił się w ziemię, tuż koło mnie.
"Chciała wojny- więc ją ma!"- pomyślałam wojowniczo.
Skoczyłam do niej, Smok w mojej doni zalśnił srebrem. Bronie skrzyżowały się. Przez moment mierzyłyśmy się rozjuszonymi spojrzeniami, po czym błyskawicznie wywinęłam mieczem, a ostra klinga ugodziła ją goły brzuch. Syknęła z bólu, ja skoczyłam w tył, śmiejąc się kpiąco. Zrobiłam długą, wąską ranę, niezbyt głęboką, coś jak zadrapanie. Ale przyniosła skutek- zapewne ją piekła. Sharon fuknęła ze złości, po czym ostro zaatakowała. Cięłam, broniłam się, cały czas przebywałam w ruchu, myląc ją o swoich zamiarach. Byłam mistrzynią szermierki! Nie pokonałam tylko tego Percy'ego, ale on się nie liczy... Grot włóczni raz po raz pojawiał się przed moim nosem. Nagle...
ŁUP!
Muszę przyznać (oczywiście nie na głos), że ruda wykonała wspaniałą pchnięcie- gwałtownie odwróciła włócznię i uderzyła mnie drewnianym końcem prosto w brzuch, tak mocno, że zdezorientowana skończyłam na ziemi. Zakaszlałam, raptownie mrugając. Ręce i kark zrobiły się brudne od ziemi, piasek wleciał mi do oczu, ziemia zaskakująco mnie ubrudziła... Cholerna córka Plutona! Brzuch mnie bolał, jak po solidnym kopniaku; ten cios niemal wycisnął mi z oczu łzy. Niemal. Shadow stała nade mną z kpiącym uśmieszkiem.
- I co, Night? Chcesz więcej?- spytała złośliwie przesłodzonym głosem.
Zacisnęłam zęby, czując jak po moim ciele rozlewa się fala gorąca złości.
- Tak, poproszę o dokładkę!- wrzasnęłam ten kiepski, zasłyszany od Leo, żart.
Wykonałam ślizg między jej nogami (ta, wiem...), przy okazji rozcinając jej odkrytą łydkę. Rzymianka wrzasnęła, podskakując. Ja jak najszybciej się podniosłam, dysząc z trudem i przełykając ostrą dawkę bólu.
- Głupia...- syknęła- Mój ojciec nie zechce cię nawet do Tartaru!
- Czyżby?- warknęłam- Przyziemna norko, ty krecie! Spieprzaj pod ziemię! Nikt cię tu nie chce, nie zauważyłaś? Nawet tym hermesowcom dajesz się nabrać jak przedszkolak!
Z mojego gardła dyszenie przerodziło się w warknięcie, jak u rozjuszonego psa. Napięłam mięśnie i zaatakowałam. Cięłam, atakowałam... Nie broniłam się już. Ta Rzymianka nie miała żądnych skrupułów!...
- Oszalałaś!?
ŁUP!
Do oczu wleciał mi pył, zakaszlałam, ciężko. Poczułam jakiś ciężar na ramionach, jakby ktoś mnie trzymał. Przetarłam dłońmi oczy, wciąż się krztusząc. Brzuch jakby ściskała mi wielka, metaliczna pięść cyklopa. Dostrzegłam niebieskie oczy, jasne rozczochrane włosy...
- Jason- wykrztusiłam.
Chłopak przewrócił oczami.
- Będziesz się zachowywać normalnie?
- Zachowuję się normalnie!- krzyknęłam.
- Yhm. Widzę- prychnął.
- Nie musisz się mną tak opiekować. To, że jesteś starszy nie znaczy, że masz się o mnie troszczyć, jasne?- prychnęłam.
- Jestem twoim bratem- powiedział.
- Wiem. Ale to JA się biję, a nie TY. To moja sprawa co robię. Ja nie wnikam, co ty porabiasz z Piper!
Zazgrzytał zębami, marszcząc czoło. Byliśmy tak do siebie niepodobni...
- Co ja robię z Piper, to moja sprawa. Jeśli chodzi o takie rzeczy, to nikt w nie nie wnika. Ale jeśli się z kimś bijesz, to myślisz czasem, że mu się to nie podoba? Że ta osoba też coś czuje?- mówił szybkim, mocnym głosem przywódcy.
Teraz to ja przewróciłam oczami. Parę metrów za nami szamotała się Sharnon.
- Sprowokowała mnie- jęknęłam, pokazując mu krwawiące ręce. Okazało się, że zdarłam sobie z nich skórę. Bolało. Mój brat westchnął.
- Ta, wiem- rozglądnął się, nachylił, po czym wyszeptał- Słuchaj Sharnon... yyy, Sharnon potrafi manipulować. Emocjami. Być może nieświadomie, ale jest już na tyle duża, że powinna nad tym panować. Dyskutowaliśmy o tym. Ja, Pipes, Percy, Ann, Hazel, no i Frank. Wszyscy popierają ten wniosek. Chejron też.
Prychnęłam.
- Po pierwsze: polecieliście z tym do Chejrona? Serio? A po drugie... Dlaczego ja z wami nie obraduję? Hazel jest ode mnie dużo młodsza!- miałam do niego pretensje.
Moje niebieskoszare oczy wywiercały właśnie w nim dziury. Elektryczne dziury. Westchnął ciężko, odwrócił wzrok, po czym przemówił tonem dorosłego, tłumaczącego małemu dziecku, że dwa plus dwa to cztery.
- Za krótko jesteś w Obozie Herosów. Jeszcze za mało cię znamy. Jesteś trochę... mmm... Zbyt impulsywna. I gwałtowna. Ale się nie martw. To dobre cechy, przydatne na polu bitwy...
- A Percy to co?- fuknęłam.
- Percy jest starszy. Nawet ode mnie o jakieś dwa miesiące. Poza tym... on pokonał Kronosa, między innymi. Nie tobie to kwestionować- teraz gadał jak wyjątkowo wkurzający nauczyciel.
- Puść mnie- zażądałam.
Szarpnęłam się, ale miał mocny uścisk.
- No, puść- ponagliłam go.
- Nie spuścisz jej łomotu?- chciał się upewnić.
- Jak będzie trzeba...
- To cię nie puszczę.
- No weź! Jason!- zawołałam, ale im mocniej się szamotałam tym bardziej było to bez sensu. Był naprawdę silny.
- No dobra. Nie zleję jej. Przynajmniej dziś. Wystarczy?
Westchnął ciężko.
- Ty się niczego nie nauczysz! Chodź.
Złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą.
Na początek mu się zaparłam, ale w ten sposób wykręciłam sobie ramię, krzywiąc się i jęcząc. Ostry ból przeszył moje ramię.
- Dalej chcesz uciekać?- spyta cierpliwie- Ja nic nie robię. Najwyżej sobie rękę skręcisz. Chodź, Ness.
- Nie pozwoliłam ci mówić do mnie "Ness"- wymamrotałam, posłusznie za nim idąc.
Ale on tego nie dosłyszał...
...2 godziny później...
- Zło nigdy nie śpi- wycedził, kładąc się.
Jason poszedł się myć, a ja leżałam w łóżku, gapiąc się przez okno. Kochałam noc i ciemność. Byłam w tedy w najlepszym humorze, byłam najsilniejsza i wcale nie chciało mi się spać! Zdecydowanie byłam nocnym markiem. Pogładziłam mój miecz, wzdychając cicho. Nieraz wymykałam się nocą i szlajałam się po Obozie, po lesie... Lepiej oddychałam, więcej widziałam, lepiej walczyłam. To dziwne jak na córkę Zeusa, bardziej pasuje na córkę Hadesa. A jednak.
Pamiętam jak kiedyś z mojej dłoni wypłynął czarny promyk ognia. Był zimny, a chłód szczypał i palił na swój śmiertelnie groźny sposób. Ktoś mnie zawołał. I wtedy płomyk zgasł. Udało mi się jeszcze taki wywołać parę razy...
- Ty jeszcze nie śpisz?- spytał Jason, kładąc się na pobliskim łóżku.
- Nie mogę spać- jęknęłam.
Pamiętam jak kiedyś z mojej dłoni wypłynął czarny promyk ognia. Był zimny, a chłód szczypał i palił na swój śmiertelnie groźny sposób. Ktoś mnie zawołał. I wtedy płomyk zgasł. Udało mi się jeszcze taki wywołać parę razy...
- Ty jeszcze nie śpisz?- spytał Jason, kładąc się na pobliskim łóżku.
- Nie mogę spać- jęknęłam.
Zawsze szedł wcześnie spać, a rano budził się wcześnie. Było to okropne- coś, czego nienawidziłam to z pewnością promienie słońca padające na moją zaspaną twarz.
- Co mówiłeś?
- Nic. Idź spać- odrzekł, przyklejając się do poduszki.
- Idź spać- wymamrotałam za nim cicho, ale on już chrapał.
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
*Sharnon*
Jacob zaprowadził mnie do naszego pokoju w Domu Głównym, gdzie mieszkaliśmy. Szedł szybko i mocno mnie trzymał, w ogóle się nie odzywał. Był naprawdę zły. Po chwili staliśmy już przed drzwiami. Ten otworzył drzwi, wepchnął mnie do środka. Ja wylądowałam na naszym podwójnym łóżku ze świeżo wymienioną pościelą.Brunet zamknął drzwi. Przez chwilę patrzył na mnie, po czym westchnął ciężko i zaczął chodzić nerwowo w kółko. Ja milczałam, przygryzając wargę.
- Gniewasz się?- spytałam cichutko.
Stanął gwałtownie.
- Nie, cieszę!- warknął.
Sarkazm- zły znak u Jacoba. Zwykle był opanowany, spokojny i cierpliwy, tylko czasem go ponosiło. Musiałam być grzeczna. I cicho siedzieć. I mu nie przerywać. Czasem się rozkręcał i coś mi tłumaczył, a ja udawałam, że go słucham. Potem go przepraszam, przytulałam i całowałam. I wszystko było dobrze. Ale wiedziałam, że nie tym razem. Naprawdę się wkurzył.
- Nie chcę żeby moja dziewczyna była agresorką!- zaczął- Co ty sobie myślisz? Jesteśmy na misji PO-KO-JO-WEJ! Nie możemy ich atakować, rozumiesz?
Delikatnie skinęłam głową, błyskając złotymi oczami.
- I mnie już nie czaruj, OK?
Rozkręcał się. Mówił długo i szybko, niskim, nerwowym głosem. Po chwili westchnął i przejechał sobie dłońmi po twarzy.
- Przepraszam. Postaram się... nad sobą panować- wydukałam, robiąc niewinną minę.
Wstałam, aby do niego podejść i go pocałować, tak na zgodę...
- Nie, nie- rzekł stanowczo, robiąc krok w tył- Ja się idę kąpać. Poczekaj tutaj. Żadnych sztuczek, jasne?
Skinęłam głową w powadze. Ten burknął coś pod nosem i wyszedł do łazienki.
Westchnęłam. Było gorzej niż myślałam...
Spojrzałam przez okno. Powieki mnie już piekły. Byłam zmęczona...
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
BOSKIE!
OdpowiedzUsuńBardziej lubię Nessie, dlatego jak tylko udawało jej się zranić Sharon szczerzyłam się w satysfakcji XD. Podoba mi się, że nie zmieniasz na siłę charakterów siódemki. Próbowałam czytać coś takiego, gdzie Jason był śmieszny, boski, ogólnie pisany hyba przez jego największą fankę, która uznała, że jest zbyt mało seksi. Pfff.
Podobają mi się twoje opowiadania, choć czasami nie nadążam za ich czytaniem XD.
Życzę weny i czekolady!
Okej
Serdeczne dzięki :)
OdpowiedzUsuńDziś już nie będę nic dodawać, będę zajęta oglądaniem LOST :*
Pozdrawiam!