czwartek, 28 maja 2015
Z serii "Herosi"- opowiadanie XII - ZNAMIĘ
-Nessie-
- Widzisz to, co ja?- poruszyłam się.
- Zależy co widzisz- wzruszyła ramionami Ruda.
- Torbę. Paczkę Plecak- odparłam.
- Zdecyduj się- wycedziła.
- Ale widzisz to?- zaczynałam się niecierpliwić.
Zatrzymałyśmy się, chwila pauzy, Sharnon mrużyła złote oczy wpatrując się przed siebie.
- Tak- kiwnęła głową.
Stałyśmy w milczeniu.
Jakieś sześćset metrów przed nami, na jakimś wzgórzu stał na stoliku drobny, prosty, czarny plecak. Przy marmurowym stoliku znajdowało się kilka posążków orłów z łbami smoków wielkości kucyka.
- To co robimy?- spytałam, przystępując z nogi na nogę.
Moja towarzyszka westchnęła.
- Chodź- rzuciła jedynie i ruszyła przed siebie.
Przez moment stałam idiotycznie, a po chwili podbiegłam do niej.
- Chcesz tak po prostu tam pójść?- z trudem utrzymywałam jej tempa.
- Tak.
- A... a jeśli nas ktoś zaatakuje? Coś ożyje? A może bogowie...
- Och, czy ty nie masz przypadkiem paranoi? Daj spokój, zeusowa córuniu, tu nic nam nie grozi! Tu nikogo nie ma oprócz nas, lawy, plecaka i nas- odrzekła lekceważąco.
Z przyjemnością bym ją teraz udusiła, ale jako samotniczka jeszcze gorzej bym sobie dawała radę. Przygryzłam wargę, niemal do krwi i szłam tuż obok niej.
Byłyśmy już bardzo blisko. Ledwo parę kroków. Kamienne figury-strażnicy wspaniale się prezentowali; przyprawiali nawet o dreszcz przerażenia. Moja towarzyszka zmarszczyła czoło... Czy... Ale to chyba... TAK! To nie był stolik, tylko ołtarz! Pośrodku niego znajdowała się rurka wypuszczająca wodę, obok jakiś włącznik... Mogliśmy się z kimś skontaktować za pomocą iryfonu! Nie było nikogo, na kim by mi tak straszliwie zależało, ale przyjemnie byłoby usłyszeć głosy moich kumpli, znajomych...
- Stop- Sharnon wyciągnęła rękę, zatrzymując mnie.
- Co?- prychnęłam.- Czyżby nasza Pani Odważna się czegoś zlękła?
- Zamknij się i wyciągnij miecz- nakazała.
Przez krótki moment kwestionowałam to, ale ostatecznie wyciągnęłam miecz. Zawsze mogłabym poobcinać jej palce, no nie?
Na chwilę zapadła cisza, głucha i złowroga. Napięłyśmy mięśnie, trwając w tym strasznym milczeniu. Już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle...
ŁUP!
TRACH!
ARRRGH!!!
Straszliwa siła, przeraźliwy huk ogłuszającego ryku odrzuciło nas w tył. Potoczyłam się po parzącej ziemi, czując ból i pieczenie, dociskając do siebie Smoka, mój miecz. Słyszałam trzaskanie, ciche tąpnięcia i zirytowane powarkiwania. Leżąc na płask i wstrzymując oddech, czując płonące powietrze na policzkach uniosłam głowę.
Posągi ożyły.
Posiekałam jednego, robiąc parę cięć na klatce piersiowej, a następnie rzucając mu nożem w gardło. Ostrze przeszło na wylot. Kątem oka dostrzegałam, że moja... yhm, KOLEŻANKA, też całkiem sobie nieźle radzi (tego też nie pomyślałam!). Mój obecny przeciwnik był jednym z najtrudniejszych. Ociekałam potem, członki mi drżały, ale uporczywie atakowałam, błyskając złotymi oczami i prosząc Plutona o siłę, o jeszcze krztynę siły, ćwiarteczkę, maleńką cząsteczkę...
Nessie zatopiła ostrze we łbie przeciwnika. Na moment nasze oczy się spotkały, jej wargi wykrzywił się w uśmiechu, uniosła klingę i już uniosła nogę by pomóc mi z tym posągiem...
AAAAAAAAAAAAAAAACH!!!!!!!!!!!!
Oślepłam.
Ból.
Ciemność.
Mrok.
Ból.
Samotność.
Pieczenie.
Swędzenie.
Krzyk.
Trzask trzęsienia ziemi.
Ból.
Samotność.
Cierpnie.
Wysiłek ponad moje siły.
Czerń.
Ojcze, gdzie jesteś?
Czyżbym była w Tartarze?
Kwas siarkowy mnie dusi...
Kwas rozrywa moje ciało na kawałeczki...
Drobne, drobne, bardzo drobne kawałeczki.
------------------------------------------------------------------
Ta, następny rozdział. W końcu! Wiem, ostatnio nie zaglądałam. Sorry... W weekend spróbuję coś dodać. Mam nadzieję, że się podoba.
- Zależy co widzisz- wzruszyła ramionami Ruda.
- Torbę. Paczkę Plecak- odparłam.
- Zdecyduj się- wycedziła.
- Ale widzisz to?- zaczynałam się niecierpliwić.
Zatrzymałyśmy się, chwila pauzy, Sharnon mrużyła złote oczy wpatrując się przed siebie.
- Tak- kiwnęła głową.
Stałyśmy w milczeniu.
Jakieś sześćset metrów przed nami, na jakimś wzgórzu stał na stoliku drobny, prosty, czarny plecak. Przy marmurowym stoliku znajdowało się kilka posążków orłów z łbami smoków wielkości kucyka.
- To co robimy?- spytałam, przystępując z nogi na nogę.
Moja towarzyszka westchnęła.
- Chodź- rzuciła jedynie i ruszyła przed siebie.
Przez moment stałam idiotycznie, a po chwili podbiegłam do niej.
- Chcesz tak po prostu tam pójść?- z trudem utrzymywałam jej tempa.
- Tak.
- A... a jeśli nas ktoś zaatakuje? Coś ożyje? A może bogowie...
- Och, czy ty nie masz przypadkiem paranoi? Daj spokój, zeusowa córuniu, tu nic nam nie grozi! Tu nikogo nie ma oprócz nas, lawy, plecaka i nas- odrzekła lekceważąco.
Z przyjemnością bym ją teraz udusiła, ale jako samotniczka jeszcze gorzej bym sobie dawała radę. Przygryzłam wargę, niemal do krwi i szłam tuż obok niej.
Byłyśmy już bardzo blisko. Ledwo parę kroków. Kamienne figury-strażnicy wspaniale się prezentowali; przyprawiali nawet o dreszcz przerażenia. Moja towarzyszka zmarszczyła czoło... Czy... Ale to chyba... TAK! To nie był stolik, tylko ołtarz! Pośrodku niego znajdowała się rurka wypuszczająca wodę, obok jakiś włącznik... Mogliśmy się z kimś skontaktować za pomocą iryfonu! Nie było nikogo, na kim by mi tak straszliwie zależało, ale przyjemnie byłoby usłyszeć głosy moich kumpli, znajomych...
- Stop- Sharnon wyciągnęła rękę, zatrzymując mnie.
- Co?- prychnęłam.- Czyżby nasza Pani Odważna się czegoś zlękła?
- Zamknij się i wyciągnij miecz- nakazała.
Przez krótki moment kwestionowałam to, ale ostatecznie wyciągnęłam miecz. Zawsze mogłabym poobcinać jej palce, no nie?
Na chwilę zapadła cisza, głucha i złowroga. Napięłyśmy mięśnie, trwając w tym strasznym milczeniu. Już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle...
ŁUP!
TRACH!
ARRRGH!!!
Straszliwa siła, przeraźliwy huk ogłuszającego ryku odrzuciło nas w tył. Potoczyłam się po parzącej ziemi, czując ból i pieczenie, dociskając do siebie Smoka, mój miecz. Słyszałam trzaskanie, ciche tąpnięcia i zirytowane powarkiwania. Leżąc na płask i wstrzymując oddech, czując płonące powietrze na policzkach uniosłam głowę.
Posągi ożyły.
+Sharnon+
Ha!
Paskudy krążyły to tu, to tam, węsząc tymi swoimi nozdrzami i mrużąc żółte, przebrzydłe ślepia, raz na jakiś czas otrzepując się z kamiennego pyłu. Było ich... dwa, cztery... sześć, cała szóstka potworów. Mimowolnie zadrżałam. Bestie wprawiały mnie w przerażenie... Ja tego nie pomyślałam!
Zacisnęłam palce na nożach.
"Na trzy Sharnon. No, już!"- pomyślałam.
Raz...
Dwa...
- TRZY!- wrzasnęłam na głos, wyskakując w powietrze jak z procy.
Uniosłam w dwóch rękach swoje krótkie noże bojowe- mogłam nimi i atakować i rzucać, co było bardzo wygodne. Miałam ich jeszcze kilka, w spodniach (nie pytać jak je tam mieściłam!). Jeden z ożyłych posągów zaatakował z lewej, obracając ku mnie łeb i otwierając dziób. Wzięłam zamach i rzuciłam jednym z moich ostrzy prosto w żółte oko. Trafiony zawył z bólu i upadł koło leżącej Nessie. Pozostałe przypuściły na mnie atak.
- Nessie! Nessie! Załatw go, na co czekasz?!- ryknęłam, przekrzykując skrzeczenie posągów.
Błysnęła srebrzysta klinga, rozległ się dźwięk podobny do wyciskania bardzo wielkiego pryszcza i ciche tąpnięcie oderwanej i toczącej się głowy potwora. Zanim zdążyłam się obejrzeć ten zamienił się w kupkę proszku.
- Świetnie!- wydyszałam z ciężkim uśmiechem.
Czarnowłosa skoczyła mi na pomoc, tnąc, siekając, dźgając i atakując rywali z niezwykłą zręcznością. Jednemu odcięła skrzydła, drugiemu przebiła pierś mieczem, ciągnąc w dół i powodując, że klinga jej miecza zabarwiła się na złoto.
Super. Zostały jeszcze trzy.
Ness toczyła z jednym zajadłą walkę, skacząc i podskakując, próbując go zabić.
Mnie atakowały dwa.
Zlana potem, z wyostrzonymi zmysłami, na napiętych mięśniach i drżących ze zmęczenia rękach walczyłam zajadle.
Zacisnęłam palce na nożach.
"Na trzy Sharnon. No, już!"- pomyślałam.
Raz...
Dwa...
- TRZY!- wrzasnęłam na głos, wyskakując w powietrze jak z procy.
Uniosłam w dwóch rękach swoje krótkie noże bojowe- mogłam nimi i atakować i rzucać, co było bardzo wygodne. Miałam ich jeszcze kilka, w spodniach (nie pytać jak je tam mieściłam!). Jeden z ożyłych posągów zaatakował z lewej, obracając ku mnie łeb i otwierając dziób. Wzięłam zamach i rzuciłam jednym z moich ostrzy prosto w żółte oko. Trafiony zawył z bólu i upadł koło leżącej Nessie. Pozostałe przypuściły na mnie atak.
- Nessie! Nessie! Załatw go, na co czekasz?!- ryknęłam, przekrzykując skrzeczenie posągów.
Błysnęła srebrzysta klinga, rozległ się dźwięk podobny do wyciskania bardzo wielkiego pryszcza i ciche tąpnięcie oderwanej i toczącej się głowy potwora. Zanim zdążyłam się obejrzeć ten zamienił się w kupkę proszku.
- Świetnie!- wydyszałam z ciężkim uśmiechem.
Czarnowłosa skoczyła mi na pomoc, tnąc, siekając, dźgając i atakując rywali z niezwykłą zręcznością. Jednemu odcięła skrzydła, drugiemu przebiła pierś mieczem, ciągnąc w dół i powodując, że klinga jej miecza zabarwiła się na złoto.
Super. Zostały jeszcze trzy.
Ness toczyła z jednym zajadłą walkę, skacząc i podskakując, próbując go zabić.
Mnie atakowały dwa.
Zlana potem, z wyostrzonymi zmysłami, na napiętych mięśniach i drżących ze zmęczenia rękach walczyłam zajadle.
Posiekałam jednego, robiąc parę cięć na klatce piersiowej, a następnie rzucając mu nożem w gardło. Ostrze przeszło na wylot. Kątem oka dostrzegałam, że moja... yhm, KOLEŻANKA, też całkiem sobie nieźle radzi (tego też nie pomyślałam!). Mój obecny przeciwnik był jednym z najtrudniejszych. Ociekałam potem, członki mi drżały, ale uporczywie atakowałam, błyskając złotymi oczami i prosząc Plutona o siłę, o jeszcze krztynę siły, ćwiarteczkę, maleńką cząsteczkę...
Nessie zatopiła ostrze we łbie przeciwnika. Na moment nasze oczy się spotkały, jej wargi wykrzywił się w uśmiechu, uniosła klingę i już uniosła nogę by pomóc mi z tym posągiem...
AAAAAAAAAAAAAAAACH!!!!!!!!!!!!
Oślepłam.
Ból.
Ciemność.
Mrok.
Ból.
Samotność.
Pieczenie.
Swędzenie.
Krzyk.
Trzask trzęsienia ziemi.
Ból.
Samotność.
Cierpnie.
Wysiłek ponad moje siły.
Czerń.
Ojcze, gdzie jesteś?
Czyżbym była w Tartarze?
Kwas siarkowy mnie dusi...
Kwas rozrywa moje ciało na kawałeczki...
Drobne, drobne, bardzo drobne kawałeczki.
------------------------------------------------------------------
Ta, następny rozdział. W końcu! Wiem, ostatnio nie zaglądałam. Sorry... W weekend spróbuję coś dodać. Mam nadzieję, że się podoba.
niedziela, 24 maja 2015
O "Herosach"!
Następny rozdział niebawem! Proszę wybaczyć opóźnienia, mam problemy z internetem!
Gorąco pozdrawiam.
Łowczyni Artemidy.
Gorąco pozdrawiam.
Łowczyni Artemidy.
niedziela, 17 maja 2015
Blog zostaje nominowany!
Hurra! TEN blog został nominowany do Libester Award dzięki Okej, mojej czytelniczce- wielkie dzięki!
Więcej informacji znajdziecie w nowej stronie. Zapraszam!
środa, 13 maja 2015
Z serii "Herosi"- opowiadanie XI - NIEOBECNOŚĆ
*Jason*
Leżałem z otwartymi oczami. Ciepłe promienie słońca delikatnie gładziły moją twarz. Westchnąłem cicho i usiadłem na łóżku. Ziewnąłem, przeciągając się. Spojrzałem za okno. Przepiękna pogoda! Grzechem byłoby nie pójść dzisiaj na spacer z Piper...
Spojrzałem na łóżko po drugiej stronie pokoju, należące do mojej siostry, Nessie. Potarłem sobie oczy.
- Ness! Hej, Ness!- zawołałem serdecznie, zmierzając w jej kierunku.
Dziwne. Zazwyczaj na te słowa rzucała we mnie poduszką lub mnie wyzywała. Nienawidziła słońca, nienawidziła dnia i nienawidziła też tego, że nie pozwalam jej nocą szlajać się po lesie.
Marszcząc czoło podszedłem do zmiętej kołdry. Lekko ją szturchnąłem.
- Nessie? Ness, wstawaj, no... Ness. Wstań.
Gwałtownym ruchem dłoni odkryłem kołdrę, czego tak nienawidziła.
Serce spadło mi o kilka stopni niżej, w gardle powstała istna pustynia, mózg nie dowierzał... Wbijałem oczy w... nie było jej tam!!!
- Nessie!- wydyszałem.
Zrzuciłem kołdrę, jakbym myślał, że tam będzie.
Nie było jej tam.
Spojrzałem na łóżko po drugiej stronie pokoju, należące do mojej siostry, Nessie. Potarłem sobie oczy.
- Ness! Hej, Ness!- zawołałem serdecznie, zmierzając w jej kierunku.
Dziwne. Zazwyczaj na te słowa rzucała we mnie poduszką lub mnie wyzywała. Nienawidziła słońca, nienawidziła dnia i nienawidziła też tego, że nie pozwalam jej nocą szlajać się po lesie.
Marszcząc czoło podszedłem do zmiętej kołdry. Lekko ją szturchnąłem.
- Nessie? Ness, wstawaj, no... Ness. Wstań.
Gwałtownym ruchem dłoni odkryłem kołdrę, czego tak nienawidziła.
Serce spadło mi o kilka stopni niżej, w gardle powstała istna pustynia, mózg nie dowierzał... Wbijałem oczy w... nie było jej tam!!!
- Nessie!- wydyszałem.
Zrzuciłem kołdrę, jakbym myślał, że tam będzie.
Nie było jej tam.
-Piper-
- Hej! Hej, Jason!- pomachałam ręką.
Wysoki blondyn z lodowo niebieskimi oczami szedł w moim kierunku. Zawsze wyglądał na zamyślonego, nieobecnego i poważnego, ale... ale teraz wyglądał na zmartwionego. Ten, kto go dobrze znał, potrafił dostrzec tą niewielką różnicę.
Podszedł, pocałował mnie w policzek i usiadł koło mnie.
- Coś się stało?- spytałam.
Westchnął ciężko.
- A widać to po mnie?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Potaknęłam. Ten ponownie westchnął.
- No, co się stało. Opowiadaj- rzekłam.
Ten streścił mi szybko wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek.
- Może... Może po prostu gdzieś rano wyszła.
- Nie. Ona rano nie wychodzi- zaprzeczył.
- A może uciekła w nocy?
- Nie. Zamontowałam pułapkę, a właściwie Leo mi pomógł. Wynalazki Valdeza nigdy nie zawodzą.
- Hmmm... A może...- nie dokończyłam.
- Hej, widzieliście Sharnon? Nigdzie jej nie ma!
Oboje gwałtownie podskoczyliśmy i obejrzeliśmy się w tym samym momencie. Za nami pojawił się wysoki brunet o brązowych oczach- Jacob Shogun.
Wysoki blondyn z lodowo niebieskimi oczami szedł w moim kierunku. Zawsze wyglądał na zamyślonego, nieobecnego i poważnego, ale... ale teraz wyglądał na zmartwionego. Ten, kto go dobrze znał, potrafił dostrzec tą niewielką różnicę.
Podszedł, pocałował mnie w policzek i usiadł koło mnie.
- Coś się stało?- spytałam.
Westchnął ciężko.
- A widać to po mnie?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Potaknęłam. Ten ponownie westchnął.
- No, co się stało. Opowiadaj- rzekłam.
Ten streścił mi szybko wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek.
- Może... Może po prostu gdzieś rano wyszła.
- Nie. Ona rano nie wychodzi- zaprzeczył.
- A może uciekła w nocy?
- Nie. Zamontowałam pułapkę, a właściwie Leo mi pomógł. Wynalazki Valdeza nigdy nie zawodzą.
- Hmmm... A może...- nie dokończyłam.
- Hej, widzieliście Sharnon? Nigdzie jej nie ma!
Oboje gwałtownie podskoczyliśmy i obejrzeliśmy się w tym samym momencie. Za nami pojawił się wysoki brunet o brązowych oczach- Jacob Shogun.
+Jacob+
- A więc tej Nessie też nie ma?
Pokręcili głowami. Jej brat wyglądał na zaniepokojonego. Westchnąłem.
- Pytałem się innych i nie widzieli Sharnon... Ten pokręcony mechanik...
- Leo- uściśliła córka Wenus.
- Właśnie... Leo pytał się o tą twoją siostrę- wskazałem podbródkiem Rzymianina.
Milczeliśmy, wbijając wzrok w swoje stopy lub przed siebie.
- To... co powinniśmy zrobić?- zapytałem.
- Spytajmy Chejrona. Jestem pewny, że to porwanie- rzekł Jason, wstając.
Ruszył szybkim krokiem przed siebie, nie oglądając się za nami.
- Jason... Ej, Jason!- krzyknęła jego dziewczyna i pobiegła za nim.
No co ja mogłem zrobić? Powlokłem się za nimi, mając nadzieję, że coś zaradzą.
Pokręcili głowami. Jej brat wyglądał na zaniepokojonego. Westchnąłem.
- Pytałem się innych i nie widzieli Sharnon... Ten pokręcony mechanik...
- Leo- uściśliła córka Wenus.
- Właśnie... Leo pytał się o tą twoją siostrę- wskazałem podbródkiem Rzymianina.
Milczeliśmy, wbijając wzrok w swoje stopy lub przed siebie.
- To... co powinniśmy zrobić?- zapytałem.
- Spytajmy Chejrona. Jestem pewny, że to porwanie- rzekł Jason, wstając.
Ruszył szybkim krokiem przed siebie, nie oglądając się za nami.
- Jason... Ej, Jason!- krzyknęła jego dziewczyna i pobiegła za nim.
No co ja mogłem zrobić? Powlokłem się za nimi, mając nadzieję, że coś zaradzą.
poniedziałek, 11 maja 2015
Przepraszam
W piątek, sobotę i niedzielę NIE BĘDĘ mogła nic dodać (ta, wiem, to straszne!) z powodu prywatnego wyjazdu. Być może w środę, w tym tygodniu ukaże się jakiś post. Ale, hej, ludzie nie martwcie się- z każdą sekundą jesteśmy coraz bliżej wakacji! :)
sobota, 9 maja 2015
Z serii "Życie wilka"- opowiadanie 4
- Co wy tutaj robicie?- wydyszałem, wstając na równe łapy.
Mój ojciec, Zeus, warknął, jeżąc sierść na karku.
- To ja ciebie zapytam: co TY tutaj robisz?
Zrobiłem krok w tył, w gardle mi zaschło. Stuliłem uszy, nerwowo biegając wzrokiem.
- Nasze łowczynie-zaczęła mama-cię szukały, ale...
- Nie jestem szczeniakiem!- szczeknąłem, skacząc w przód- Nie musicie non stop za mną chodzić! Zostawcie mnie!
- Może nie takim tonem, hę?- odezwał się ojciec, napinając mięśnie do skoku.
Moja matka, Strzała, zaskamlała coś i samiec alfa rozluźnił mięśnie. Odetchnął głęboko.
Wpatrywałem się w nich z nieukrytą złością.
- Mam swoje sprawy. Jestem już dorosły- oznajmiłem wyniośle.
- Nie odtrącaj mocy grupy. Wilki są stworzeniami stadnymi- pouczyła mnie łagodnie matka.
Zawarczałem zirytowany.
- Przestań prawić mi kazania! Sam wiem, co jest dla mnie dobre, a co nie!
Rodzice wpatrywali się we mnie z niekłamanym zdumieniem i szokiem. Ale miałem ich teraz serdecznie gdzieś- byłem zły, naprawdę zły!
- Czuję krew. Apollo jesteś... Jesteś ranny?- spytała po chwili Strzała.
- Nie- odpowiedziałem tonem proszącym o bójkę.
- To nie on- pokręcił głową ojciec- To wilczyca. Al ukrywa tutaj ranną, obcą wilczycę.
Miałem ochotę przegryźć sobie gardło, temperatura wzrosła o dobre dwadzieścia stopni. Zadrżałem. Co oni teraz zrobią?
- Apollo... Apollo, czy to prawda?- spytała samica alfa drżącym głosem.
- N-nie...
Ojciec prychnął kpiąco.
- Al nigdy nie umiał kłamać- wycedził i ruszył w stronę nory.
- Nie! Zostaw!- krzyknąłem, rzucając się prosto pod niego.
- Spadaj!- ostry szczek przedarł powietrze
Usłyszałem warkot tuż nad moją głową, poczułem tępy ból między uszami, zapiekły mnie oczy... Nawet nie zdążyłem zaskamlać...
Bo już otoczyła mnie gęsta nić ciemności.
Mój ojciec, Zeus, warknął, jeżąc sierść na karku.
- To ja ciebie zapytam: co TY tutaj robisz?
Zrobiłem krok w tył, w gardle mi zaschło. Stuliłem uszy, nerwowo biegając wzrokiem.
- Nasze łowczynie-zaczęła mama-cię szukały, ale...
- Nie jestem szczeniakiem!- szczeknąłem, skacząc w przód- Nie musicie non stop za mną chodzić! Zostawcie mnie!
- Może nie takim tonem, hę?- odezwał się ojciec, napinając mięśnie do skoku.
Moja matka, Strzała, zaskamlała coś i samiec alfa rozluźnił mięśnie. Odetchnął głęboko.
Wpatrywałem się w nich z nieukrytą złością.
- Mam swoje sprawy. Jestem już dorosły- oznajmiłem wyniośle.
- Nie odtrącaj mocy grupy. Wilki są stworzeniami stadnymi- pouczyła mnie łagodnie matka.
Zawarczałem zirytowany.
- Przestań prawić mi kazania! Sam wiem, co jest dla mnie dobre, a co nie!
Rodzice wpatrywali się we mnie z niekłamanym zdumieniem i szokiem. Ale miałem ich teraz serdecznie gdzieś- byłem zły, naprawdę zły!
- Czuję krew. Apollo jesteś... Jesteś ranny?- spytała po chwili Strzała.
- Nie- odpowiedziałem tonem proszącym o bójkę.
- To nie on- pokręcił głową ojciec- To wilczyca. Al ukrywa tutaj ranną, obcą wilczycę.
Miałem ochotę przegryźć sobie gardło, temperatura wzrosła o dobre dwadzieścia stopni. Zadrżałem. Co oni teraz zrobią?
- Apollo... Apollo, czy to prawda?- spytała samica alfa drżącym głosem.
- N-nie...
Ojciec prychnął kpiąco.
- Al nigdy nie umiał kłamać- wycedził i ruszył w stronę nory.
- Nie! Zostaw!- krzyknąłem, rzucając się prosto pod niego.
- Spadaj!- ostry szczek przedarł powietrze
Usłyszałem warkot tuż nad moją głową, poczułem tępy ból między uszami, zapiekły mnie oczy... Nawet nie zdążyłem zaskamlać...
Bo już otoczyła mnie gęsta nić ciemności.
piątek, 8 maja 2015
Z serii "Herosi"- opowiadanie X - PORWANE (?)
-Nessie-
- TO TY!
- AAAACH!
Ruda otworzyła oczy. Trzymałam ją za szyję, lekko zaciskając. Mierzyłam w nią Smokiem.
- O co ci... chodzi?- wymamrotała zaspana.
Prychnęłam.
- To ty mnie tu przeniosłaś, tak? Tak?! Gadaj!- szarpnęłam nią.
- O co ci... AAA!- rozejrzała się.
Znajdowałyśmy się na olbrzymiej, pofałdowanej polanie wypełnionej asfaltem. Na czarnej powierzchni powstawały raz po raz olbrzymie bąble lawy, które pękały. Teren ciągnął się aż po horyzont. Niebo miało krwistoczerwoną barwę, jak podczas jakiegoś końca świata. W powietrzu unosiła się woń stęchlizny i kwasu. Było gorąco i duszno.
Miałam przy sobie miecz, byłam ubrana w jakąś koszulkę, spodnie trzy czwarte (moro) i jakieś trampki. Przy mnie leżał mój miecz, Smok. Potem zastałam koło siebie śpiącą Sharnon w jej ulubionych ciuchach i z jej ulubionymi nożami do rzucania w bocznej kieszeni jeansowych spodenek do kolan.
- Nie wiem o co ci chodzi! Ja... Ja widzę pierwszy raz to miejsce!- wydukała.
- Nie kłam! Wiem, że to ty! Tym podziemnym dzieciakom nie wolno ufać- warknęłam.
Przez moment zastygłyśmy tak w bezruchu. I nagle... Sharnon uderzyła mnie w twarz. Zrobiła to szybko, nagle i mocno, aż mnie zapiekło. Ogłupiała przysiadłam, puszczając ją. Rzymianka wstała, chwytając noże. Podrzuciła je, po czym zręcznie chwyciła. Jej twarz przyozdobił pewny siebie uśmiech. Mój miecz znajdował się kilka metrów dalej, gdy ja leżałam całkiem ogłupiała. Córka Plutona podeszła do mnie i chwyciła mnie za bluzkę. Zrobiło mi się jeszcze gorącej.
- Ja tego nie zrobiłam- wysyczała- Rozumiesz?
Patrzyłam w jej złote oczy. Tak strasznie chciałam jej nie wierzyć, ale... Mówiła prawdę. Czułam to. CZUŁAM. I nie mogłam zaprzeczyć.
Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową.
- OK. Rozumiem. Wierzę ci.
Jeszcze przez chwilę mi się przypatrywała, zanim zluźniła chwyt, a potem puściła. Odeszła krok w tył, pozwalając mi wstać. Dyszałam ciężko, podnosząc miecz z betonu.
- Nie wiem gdzie jesteśmy. Nie wiem o co chodzi.- mamrotała- Ojciec dużo mi mówił, dużo pokazywał. Ale nie to. Nie to. Tego nie ma w książkach...
Przez moment stałyśmy jak te idiotki, bezmyślnie gapiąc się przed siebie. Byłam zdezorientowana. Mój instynkt przywódcy znikł, a ja sama chciałam gdzieś uciec. Przecież dobrze pamiętam- zasnęłam, opierając głowę o parapet...
- To nie jest sen...- powiedziałam z nutką niepewności.
- To się dzieje NAPRAWDĘ. Chodź- rzekła Sharnon pewnym siebie głosem i odważnie ruszyła przed siebie.
Co miałam robić? Poszłam za nią.
*Sharnon*
- Ale to nie znaczy, że cię lubię- usłyszałam cichy szept za plecami.
Szłam.
Szłam.
Szłam.
I szłam.
Ciągle przed siebie, mając idiotyczne, naiwne uczucie, że to sen, że ta asfaltowa łąka ma koniec, że wiem dokąd idę...
Było gorąco, upalnie, duszno. szłyśmy już naprawdę długo.
Zgrywałam przewodniczkę, bohaterkę, dowódcę, ale tak naprawdę żadnym z tych wymienionych nie byłam. Nie było przy mnie Jacoba. Tylko ja i dziewczyna z którą się ostro pokłóciłam i to zaledwie wczoraj. Wczoraj...
- A... a w ogóle wiesz, dokąd idziemy?- odezwała się po chwili Nessie.
Nie odpowiedziałam, przeskakując nad maleńką rozpadliną, przez którą wybuchł bąbel lawy.
- Acha. Czyli nie wiesz- rzekła.
- Wiem- wymamrotałam z zaciśniętymi zębami.
- To i wiesz, jak się tutaj znalazłyśmy- mówiła powoli i spokojnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nie, nie wiem- warknęłam.
- No to skąd wiesz dokąd idziesz? Musiałabyś znać to miejsce, a skoro...
- NIE!- wrzasnęłam gwałtownie, odwracając się- Nie, NIE WIEM dokąd idziemy! To MOJE przeczucie! JESTEM córką Plutona i, wiesz, ja też coś CZUJĘ! Kocham, nienawidzę, ufam i boję się jak ty! Ty umiesz latać, ja mam SWÓJ instynkt, coś mną kieruje! Nie pytaj się! Nie pytaj!!! Jak ci się nie podoba to sobie idź, proszę bardzo! A jeśli chcesz przeżyć to się zamknij i zacznij trochę rozglądać!!!
Nessie patrzyła na mnie, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie. Za bardzo wybuchłam. Zaatakuje mnie. Na stówę. Na pewno. Albo ucieknie. Albo zacznie mnie wyzywać...
- OK. Mogę pozwolić ci dowodzić. Idziemy- rzekła krótko, lekko kiwając głową.
Ręce zaczęły mi drżeć z wysiłku, dyszałam ciężko, koszulkę miałam przepoconą. I nie wierzyłam jej słowom. Nessie Night? Nessie Night stała się komuś posłuszna? Z własnej woli? Niemożliwe!
A jednak.
Kiwnęłam twierdząco głową, wzięłam głęboki oddech i zrobiłam jeden, pewny siebie krok przed siebie.
Szłam.
Szłam.
I szłam.
Ciągle przed siebie, mając idiotyczne, naiwne uczucie, że to sen, że ta asfaltowa łąka ma koniec, że wiem dokąd idę...
Było gorąco, upalnie, duszno. szłyśmy już naprawdę długo.
Zgrywałam przewodniczkę, bohaterkę, dowódcę, ale tak naprawdę żadnym z tych wymienionych nie byłam. Nie było przy mnie Jacoba. Tylko ja i dziewczyna z którą się ostro pokłóciłam i to zaledwie wczoraj. Wczoraj...
- A... a w ogóle wiesz, dokąd idziemy?- odezwała się po chwili Nessie.
Nie odpowiedziałam, przeskakując nad maleńką rozpadliną, przez którą wybuchł bąbel lawy.
- Acha. Czyli nie wiesz- rzekła.
- Wiem- wymamrotałam z zaciśniętymi zębami.
- To i wiesz, jak się tutaj znalazłyśmy- mówiła powoli i spokojnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nie, nie wiem- warknęłam.
- No to skąd wiesz dokąd idziesz? Musiałabyś znać to miejsce, a skoro...
- NIE!- wrzasnęłam gwałtownie, odwracając się- Nie, NIE WIEM dokąd idziemy! To MOJE przeczucie! JESTEM córką Plutona i, wiesz, ja też coś CZUJĘ! Kocham, nienawidzę, ufam i boję się jak ty! Ty umiesz latać, ja mam SWÓJ instynkt, coś mną kieruje! Nie pytaj się! Nie pytaj!!! Jak ci się nie podoba to sobie idź, proszę bardzo! A jeśli chcesz przeżyć to się zamknij i zacznij trochę rozglądać!!!
Nessie patrzyła na mnie, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie. Za bardzo wybuchłam. Zaatakuje mnie. Na stówę. Na pewno. Albo ucieknie. Albo zacznie mnie wyzywać...
- OK. Mogę pozwolić ci dowodzić. Idziemy- rzekła krótko, lekko kiwając głową.
Ręce zaczęły mi drżeć z wysiłku, dyszałam ciężko, koszulkę miałam przepoconą. I nie wierzyłam jej słowom. Nessie Night? Nessie Night stała się komuś posłuszna? Z własnej woli? Niemożliwe!
A jednak.
Kiwnęłam twierdząco głową, wzięłam głęboki oddech i zrobiłam jeden, pewny siebie krok przed siebie.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Z wzajemnością- odrzekłam cicho, ale ona usłyszała.
Wiedziałam to.
niedziela, 3 maja 2015
Komunikat
Hej!
To nie jest rozdział, ani żadne opowiadanie- to jest komunikat. Pragnę przeprosić, że dzisiaj nic nie dodałam. Jednak z powodu przyczyn prywatnych nie mogłam dzisiaj znaleźć czasu na napisanie jakiegoś opowiadanka. Mi też jest przykro. Proszę też pamiętać, że już nie będę mogła dodawać opowiadań czy rozdziałów tak często jak poprzednio. Najbliższe opowiadanie (będzie to prawdopodobnie kolejny rozdział z serii "Herosów") będzie w tą środę. Na wszelki wypadek radzę śledzić stronę codziennie, ponieważ zawsze może być tak, że akurat znajdę minutkę czy dwie i coś napiszę. Ze mną nigdy nic nie wiadomo.
Jakieś pytania co do bloga? Jakieś propozycje tematów? Na takie sprawy jestem otwarta i można do mnie spokojnie napisać w komentarzu jakieś pomysły czy oceny bloga.
Jeszcze raz przepraszam, że nic nie dodałam. Każdy kto chodzi do szkoły mnie rozumie. Jednak proszę się nie martwić- weekendy mam wolne!
Cóż, do prawdopodobnego zobaczenia się w środę!
Łowczyni Artemidy
To nie jest rozdział, ani żadne opowiadanie- to jest komunikat. Pragnę przeprosić, że dzisiaj nic nie dodałam. Jednak z powodu przyczyn prywatnych nie mogłam dzisiaj znaleźć czasu na napisanie jakiegoś opowiadanka. Mi też jest przykro. Proszę też pamiętać, że już nie będę mogła dodawać opowiadań czy rozdziałów tak często jak poprzednio. Najbliższe opowiadanie (będzie to prawdopodobnie kolejny rozdział z serii "Herosów") będzie w tą środę. Na wszelki wypadek radzę śledzić stronę codziennie, ponieważ zawsze może być tak, że akurat znajdę minutkę czy dwie i coś napiszę. Ze mną nigdy nic nie wiadomo.
Jakieś pytania co do bloga? Jakieś propozycje tematów? Na takie sprawy jestem otwarta i można do mnie spokojnie napisać w komentarzu jakieś pomysły czy oceny bloga.
Jeszcze raz przepraszam, że nic nie dodałam. Każdy kto chodzi do szkoły mnie rozumie. Jednak proszę się nie martwić- weekendy mam wolne!
Cóż, do prawdopodobnego zobaczenia się w środę!
Łowczyni Artemidy
sobota, 2 maja 2015
piątek, 1 maja 2015
Z serii "Herosi"- opowiadanie IX - POJEDYNEK
%Nessie%
Była już praktycznie noc. Wieczór się kończył, zbliżała noc. Moja ukochana pora...
- Ej, ej, ej! Koleżanko!- zawołałam idąc raźnym krokiem w kierunku jakiejś rudej.
- No co?- warknęła, mierząc mnie niechętnym spojrzeniem.
- O tej godzinie arena jest MOJA- burknęłam- Ja tutaj ćwiczę o tej porze. Przyjdź za godzinę. Możesz teraz pójść na plac do łuków czy pojeździć na pegazie. Teraz jestem tutaj JA.
Rudowłosa zaśmiała się. Miała kolczyka w brwi, trzy blizny biegnące przez lewe oko, elektryczno rude włosy i kpiący uśmieszek. Jej złote ozy budziły niepokój i respekt. Miała na sobie ciuchy, jakie mają... no, zwyczajnie latawice, że się tak wyrażę. W dłoni niedbale kręciła włócznią. Od razu poznałam, że jest Rzymianką- tylko oni się tak zachowywali...
- Przepraszam bardzo- rzekła sucho- Ale kim ty jesteś, żeby MI rozkazywać?
Wyprostowałam się. Prawie ją przewyższałam.
- Nessie Night. Córka Zeusa. Lat szesnaście. To między innymi JA ratowałam ciebie i twojego chłopaka od tych gryfów... Daliście się im jak dzieci- dodałam uszczypliwie.
- Sharnon Shadow, lat siedemnaście. Córka Plutona, Rzymianka. Jestem rzymskim protektorem- warknęła z wyższością.
- Idiotyczne, rzymskie zabawy w protektorów i plebs mnie nie interesuje- mruknęłam.
Milczałyśmy, mierząc się chłodnymi spojrzeniami.
- Spadaj stąd. Ciesz się, że ci pomogłam. A teraz... No już! Do widzenia!- krzyknęłam.
- Nie będziesz mi rozkazywać, małolato!- wrzasnęła, a jej klatka piersiowa nerwowo się uniosła. Zacisnęła mocniej palce na włóczni, a ja na swoim Smoku.
- Jesteś ode mnie starsza raptem o parę miesięcy! Wielka mi różnica!- łyknęłam bakcyla kłótni.
Rzymianka nie odpowiedziała. Po prostu się na mnie rzuciła z tą włócznią!
Dzięki mojemu refleksowi skoczyłam w tył w ostatniej chwili- grot włóczni wbił się w ziemię, tuż koło mnie.
"Chciała wojny- więc ją ma!"- pomyślałam wojowniczo.
Skoczyłam do niej, Smok w mojej doni zalśnił srebrem. Bronie skrzyżowały się. Przez moment mierzyłyśmy się rozjuszonymi spojrzeniami, po czym błyskawicznie wywinęłam mieczem, a ostra klinga ugodziła ją goły brzuch. Syknęła z bólu, ja skoczyłam w tył, śmiejąc się kpiąco. Zrobiłam długą, wąską ranę, niezbyt głęboką, coś jak zadrapanie. Ale przyniosła skutek- zapewne ją piekła. Sharon fuknęła ze złości, po czym ostro zaatakowała. Cięłam, broniłam się, cały czas przebywałam w ruchu, myląc ją o swoich zamiarach. Byłam mistrzynią szermierki! Nie pokonałam tylko tego Percy'ego, ale on się nie liczy... Grot włóczni raz po raz pojawiał się przed moim nosem. Nagle...
ŁUP!
Muszę przyznać (oczywiście nie na głos), że ruda wykonała wspaniałą pchnięcie- gwałtownie odwróciła włócznię i uderzyła mnie drewnianym końcem prosto w brzuch, tak mocno, że zdezorientowana skończyłam na ziemi. Zakaszlałam, raptownie mrugając. Ręce i kark zrobiły się brudne od ziemi, piasek wleciał mi do oczu, ziemia zaskakująco mnie ubrudziła... Cholerna córka Plutona! Brzuch mnie bolał, jak po solidnym kopniaku; ten cios niemal wycisnął mi z oczu łzy. Niemal. Shadow stała nade mną z kpiącym uśmieszkiem.
- I co, Night? Chcesz więcej?- spytała złośliwie przesłodzonym głosem.
Zacisnęłam zęby, czując jak po moim ciele rozlewa się fala gorąca złości.
- Tak, poproszę o dokładkę!- wrzasnęłam ten kiepski, zasłyszany od Leo, żart.
Wykonałam ślizg między jej nogami (ta, wiem...), przy okazji rozcinając jej odkrytą łydkę. Rzymianka wrzasnęła, podskakując. Ja jak najszybciej się podniosłam, dysząc z trudem i przełykając ostrą dawkę bólu.
- Głupia...- syknęła- Mój ojciec nie zechce cię nawet do Tartaru!
- Czyżby?- warknęłam- Przyziemna norko, ty krecie! Spieprzaj pod ziemię! Nikt cię tu nie chce, nie zauważyłaś? Nawet tym hermesowcom dajesz się nabrać jak przedszkolak!
Z mojego gardła dyszenie przerodziło się w warknięcie, jak u rozjuszonego psa. Napięłam mięśnie i zaatakowałam. Cięłam, atakowałam... Nie broniłam się już. Ta Rzymianka nie miała żądnych skrupułów!...
- Oszalałaś!?
ŁUP!
Do oczu wleciał mi pył, zakaszlałam, ciężko. Poczułam jakiś ciężar na ramionach, jakby ktoś mnie trzymał. Przetarłam dłońmi oczy, wciąż się krztusząc. Brzuch jakby ściskała mi wielka, metaliczna pięść cyklopa. Dostrzegłam niebieskie oczy, jasne rozczochrane włosy...
- Jason- wykrztusiłam.
Chłopak przewrócił oczami.
- Będziesz się zachowywać normalnie?
- Zachowuję się normalnie!- krzyknęłam.
- Yhm. Widzę- prychnął.
- Nie musisz się mną tak opiekować. To, że jesteś starszy nie znaczy, że masz się o mnie troszczyć, jasne?- prychnęłam.
- Jestem twoim bratem- powiedział.
- Wiem. Ale to JA się biję, a nie TY. To moja sprawa co robię. Ja nie wnikam, co ty porabiasz z Piper!
Zazgrzytał zębami, marszcząc czoło. Byliśmy tak do siebie niepodobni...
- Co ja robię z Piper, to moja sprawa. Jeśli chodzi o takie rzeczy, to nikt w nie nie wnika. Ale jeśli się z kimś bijesz, to myślisz czasem, że mu się to nie podoba? Że ta osoba też coś czuje?- mówił szybkim, mocnym głosem przywódcy.
Teraz to ja przewróciłam oczami. Parę metrów za nami szamotała się Sharnon.
- Sprowokowała mnie- jęknęłam, pokazując mu krwawiące ręce. Okazało się, że zdarłam sobie z nich skórę. Bolało. Mój brat westchnął.
- Ta, wiem- rozglądnął się, nachylił, po czym wyszeptał- Słuchaj Sharnon... yyy, Sharnon potrafi manipulować. Emocjami. Być może nieświadomie, ale jest już na tyle duża, że powinna nad tym panować. Dyskutowaliśmy o tym. Ja, Pipes, Percy, Ann, Hazel, no i Frank. Wszyscy popierają ten wniosek. Chejron też.
Prychnęłam.
- Po pierwsze: polecieliście z tym do Chejrona? Serio? A po drugie... Dlaczego ja z wami nie obraduję? Hazel jest ode mnie dużo młodsza!- miałam do niego pretensje.
Moje niebieskoszare oczy wywiercały właśnie w nim dziury. Elektryczne dziury. Westchnął ciężko, odwrócił wzrok, po czym przemówił tonem dorosłego, tłumaczącego małemu dziecku, że dwa plus dwa to cztery.
- Za krótko jesteś w Obozie Herosów. Jeszcze za mało cię znamy. Jesteś trochę... mmm... Zbyt impulsywna. I gwałtowna. Ale się nie martw. To dobre cechy, przydatne na polu bitwy...
- A Percy to co?- fuknęłam.
- Percy jest starszy. Nawet ode mnie o jakieś dwa miesiące. Poza tym... on pokonał Kronosa, między innymi. Nie tobie to kwestionować- teraz gadał jak wyjątkowo wkurzający nauczyciel.
- Puść mnie- zażądałam.
Szarpnęłam się, ale miał mocny uścisk.
- No, puść- ponagliłam go.
- Nie spuścisz jej łomotu?- chciał się upewnić.
- Jak będzie trzeba...
- To cię nie puszczę.
- No weź! Jason!- zawołałam, ale im mocniej się szamotałam tym bardziej było to bez sensu. Był naprawdę silny.
- No dobra. Nie zleję jej. Przynajmniej dziś. Wystarczy?
Westchnął ciężko.
- Ty się niczego nie nauczysz! Chodź.
Złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą.
Na początek mu się zaparłam, ale w ten sposób wykręciłam sobie ramię, krzywiąc się i jęcząc. Ostry ból przeszył moje ramię.
- Dalej chcesz uciekać?- spyta cierpliwie- Ja nic nie robię. Najwyżej sobie rękę skręcisz. Chodź, Ness.
- Nie pozwoliłam ci mówić do mnie "Ness"- wymamrotałam, posłusznie za nim idąc.
Ale on tego nie dosłyszał...
Zawsze szedł wcześnie spać, a rano budził się wcześnie. Było to okropne- coś, czego nienawidziłam to z pewnością promienie słońca padające na moją zaspaną twarz.
- Co mówiłeś?
- Nic. Idź spać- odrzekł, przyklejając się do poduszki.
- Idź spać- wymamrotałam za nim cicho, ale on już chrapał.
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
Brunet zamknął drzwi. Przez chwilę patrzył na mnie, po czym westchnął ciężko i zaczął chodzić nerwowo w kółko. Ja milczałam, przygryzając wargę.
- Gniewasz się?- spytałam cichutko.
Stanął gwałtownie.
- Nie, cieszę!- warknął.
Sarkazm- zły znak u Jacoba. Zwykle był opanowany, spokojny i cierpliwy, tylko czasem go ponosiło. Musiałam być grzeczna. I cicho siedzieć. I mu nie przerywać. Czasem się rozkręcał i coś mi tłumaczył, a ja udawałam, że go słucham. Potem go przepraszam, przytulałam i całowałam. I wszystko było dobrze. Ale wiedziałam, że nie tym razem. Naprawdę się wkurzył.
- Nie chcę żeby moja dziewczyna była agresorką!- zaczął- Co ty sobie myślisz? Jesteśmy na misji PO-KO-JO-WEJ! Nie możemy ich atakować, rozumiesz?
Delikatnie skinęłam głową, błyskając złotymi oczami.
- I mnie już nie czaruj, OK?
Rozkręcał się. Mówił długo i szybko, niskim, nerwowym głosem. Po chwili westchnął i przejechał sobie dłońmi po twarzy.
- Przepraszam. Postaram się... nad sobą panować- wydukałam, robiąc niewinną minę.
Wstałam, aby do niego podejść i go pocałować, tak na zgodę...
- Nie, nie- rzekł stanowczo, robiąc krok w tył- Ja się idę kąpać. Poczekaj tutaj. Żadnych sztuczek, jasne?
Skinęłam głową w powadze. Ten burknął coś pod nosem i wyszedł do łazienki.
Westchnęłam. Było gorzej niż myślałam...
Spojrzałam przez okno. Powieki mnie już piekły. Byłam zmęczona...
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
- No co?- warknęła, mierząc mnie niechętnym spojrzeniem.
- O tej godzinie arena jest MOJA- burknęłam- Ja tutaj ćwiczę o tej porze. Przyjdź za godzinę. Możesz teraz pójść na plac do łuków czy pojeździć na pegazie. Teraz jestem tutaj JA.
Rudowłosa zaśmiała się. Miała kolczyka w brwi, trzy blizny biegnące przez lewe oko, elektryczno rude włosy i kpiący uśmieszek. Jej złote ozy budziły niepokój i respekt. Miała na sobie ciuchy, jakie mają... no, zwyczajnie latawice, że się tak wyrażę. W dłoni niedbale kręciła włócznią. Od razu poznałam, że jest Rzymianką- tylko oni się tak zachowywali...
- Przepraszam bardzo- rzekła sucho- Ale kim ty jesteś, żeby MI rozkazywać?
Wyprostowałam się. Prawie ją przewyższałam.
- Nessie Night. Córka Zeusa. Lat szesnaście. To między innymi JA ratowałam ciebie i twojego chłopaka od tych gryfów... Daliście się im jak dzieci- dodałam uszczypliwie.
- Sharnon Shadow, lat siedemnaście. Córka Plutona, Rzymianka. Jestem rzymskim protektorem- warknęła z wyższością.
- Idiotyczne, rzymskie zabawy w protektorów i plebs mnie nie interesuje- mruknęłam.
Milczałyśmy, mierząc się chłodnymi spojrzeniami.
- Spadaj stąd. Ciesz się, że ci pomogłam. A teraz... No już! Do widzenia!- krzyknęłam.
- Nie będziesz mi rozkazywać, małolato!- wrzasnęła, a jej klatka piersiowa nerwowo się uniosła. Zacisnęła mocniej palce na włóczni, a ja na swoim Smoku.
- Jesteś ode mnie starsza raptem o parę miesięcy! Wielka mi różnica!- łyknęłam bakcyla kłótni.
Rzymianka nie odpowiedziała. Po prostu się na mnie rzuciła z tą włócznią!
Dzięki mojemu refleksowi skoczyłam w tył w ostatniej chwili- grot włóczni wbił się w ziemię, tuż koło mnie.
"Chciała wojny- więc ją ma!"- pomyślałam wojowniczo.
Skoczyłam do niej, Smok w mojej doni zalśnił srebrem. Bronie skrzyżowały się. Przez moment mierzyłyśmy się rozjuszonymi spojrzeniami, po czym błyskawicznie wywinęłam mieczem, a ostra klinga ugodziła ją goły brzuch. Syknęła z bólu, ja skoczyłam w tył, śmiejąc się kpiąco. Zrobiłam długą, wąską ranę, niezbyt głęboką, coś jak zadrapanie. Ale przyniosła skutek- zapewne ją piekła. Sharon fuknęła ze złości, po czym ostro zaatakowała. Cięłam, broniłam się, cały czas przebywałam w ruchu, myląc ją o swoich zamiarach. Byłam mistrzynią szermierki! Nie pokonałam tylko tego Percy'ego, ale on się nie liczy... Grot włóczni raz po raz pojawiał się przed moim nosem. Nagle...
ŁUP!
Muszę przyznać (oczywiście nie na głos), że ruda wykonała wspaniałą pchnięcie- gwałtownie odwróciła włócznię i uderzyła mnie drewnianym końcem prosto w brzuch, tak mocno, że zdezorientowana skończyłam na ziemi. Zakaszlałam, raptownie mrugając. Ręce i kark zrobiły się brudne od ziemi, piasek wleciał mi do oczu, ziemia zaskakująco mnie ubrudziła... Cholerna córka Plutona! Brzuch mnie bolał, jak po solidnym kopniaku; ten cios niemal wycisnął mi z oczu łzy. Niemal. Shadow stała nade mną z kpiącym uśmieszkiem.
- I co, Night? Chcesz więcej?- spytała złośliwie przesłodzonym głosem.
Zacisnęłam zęby, czując jak po moim ciele rozlewa się fala gorąca złości.
- Tak, poproszę o dokładkę!- wrzasnęłam ten kiepski, zasłyszany od Leo, żart.
Wykonałam ślizg między jej nogami (ta, wiem...), przy okazji rozcinając jej odkrytą łydkę. Rzymianka wrzasnęła, podskakując. Ja jak najszybciej się podniosłam, dysząc z trudem i przełykając ostrą dawkę bólu.
- Głupia...- syknęła- Mój ojciec nie zechce cię nawet do Tartaru!
- Czyżby?- warknęłam- Przyziemna norko, ty krecie! Spieprzaj pod ziemię! Nikt cię tu nie chce, nie zauważyłaś? Nawet tym hermesowcom dajesz się nabrać jak przedszkolak!
Z mojego gardła dyszenie przerodziło się w warknięcie, jak u rozjuszonego psa. Napięłam mięśnie i zaatakowałam. Cięłam, atakowałam... Nie broniłam się już. Ta Rzymianka nie miała żądnych skrupułów!...
- Oszalałaś!?
ŁUP!
Do oczu wleciał mi pył, zakaszlałam, ciężko. Poczułam jakiś ciężar na ramionach, jakby ktoś mnie trzymał. Przetarłam dłońmi oczy, wciąż się krztusząc. Brzuch jakby ściskała mi wielka, metaliczna pięść cyklopa. Dostrzegłam niebieskie oczy, jasne rozczochrane włosy...
- Jason- wykrztusiłam.
Chłopak przewrócił oczami.
- Będziesz się zachowywać normalnie?
- Zachowuję się normalnie!- krzyknęłam.
- Yhm. Widzę- prychnął.
- Nie musisz się mną tak opiekować. To, że jesteś starszy nie znaczy, że masz się o mnie troszczyć, jasne?- prychnęłam.
- Jestem twoim bratem- powiedział.
- Wiem. Ale to JA się biję, a nie TY. To moja sprawa co robię. Ja nie wnikam, co ty porabiasz z Piper!
Zazgrzytał zębami, marszcząc czoło. Byliśmy tak do siebie niepodobni...
- Co ja robię z Piper, to moja sprawa. Jeśli chodzi o takie rzeczy, to nikt w nie nie wnika. Ale jeśli się z kimś bijesz, to myślisz czasem, że mu się to nie podoba? Że ta osoba też coś czuje?- mówił szybkim, mocnym głosem przywódcy.
Teraz to ja przewróciłam oczami. Parę metrów za nami szamotała się Sharnon.
- Sprowokowała mnie- jęknęłam, pokazując mu krwawiące ręce. Okazało się, że zdarłam sobie z nich skórę. Bolało. Mój brat westchnął.
- Ta, wiem- rozglądnął się, nachylił, po czym wyszeptał- Słuchaj Sharnon... yyy, Sharnon potrafi manipulować. Emocjami. Być może nieświadomie, ale jest już na tyle duża, że powinna nad tym panować. Dyskutowaliśmy o tym. Ja, Pipes, Percy, Ann, Hazel, no i Frank. Wszyscy popierają ten wniosek. Chejron też.
Prychnęłam.
- Po pierwsze: polecieliście z tym do Chejrona? Serio? A po drugie... Dlaczego ja z wami nie obraduję? Hazel jest ode mnie dużo młodsza!- miałam do niego pretensje.
Moje niebieskoszare oczy wywiercały właśnie w nim dziury. Elektryczne dziury. Westchnął ciężko, odwrócił wzrok, po czym przemówił tonem dorosłego, tłumaczącego małemu dziecku, że dwa plus dwa to cztery.
- Za krótko jesteś w Obozie Herosów. Jeszcze za mało cię znamy. Jesteś trochę... mmm... Zbyt impulsywna. I gwałtowna. Ale się nie martw. To dobre cechy, przydatne na polu bitwy...
- A Percy to co?- fuknęłam.
- Percy jest starszy. Nawet ode mnie o jakieś dwa miesiące. Poza tym... on pokonał Kronosa, między innymi. Nie tobie to kwestionować- teraz gadał jak wyjątkowo wkurzający nauczyciel.
- Puść mnie- zażądałam.
Szarpnęłam się, ale miał mocny uścisk.
- No, puść- ponagliłam go.
- Nie spuścisz jej łomotu?- chciał się upewnić.
- Jak będzie trzeba...
- To cię nie puszczę.
- No weź! Jason!- zawołałam, ale im mocniej się szamotałam tym bardziej było to bez sensu. Był naprawdę silny.
- No dobra. Nie zleję jej. Przynajmniej dziś. Wystarczy?
Westchnął ciężko.
- Ty się niczego nie nauczysz! Chodź.
Złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą.
Na początek mu się zaparłam, ale w ten sposób wykręciłam sobie ramię, krzywiąc się i jęcząc. Ostry ból przeszył moje ramię.
- Dalej chcesz uciekać?- spyta cierpliwie- Ja nic nie robię. Najwyżej sobie rękę skręcisz. Chodź, Ness.
- Nie pozwoliłam ci mówić do mnie "Ness"- wymamrotałam, posłusznie za nim idąc.
Ale on tego nie dosłyszał...
...2 godziny później...
- Zło nigdy nie śpi- wycedził, kładąc się.
Jason poszedł się myć, a ja leżałam w łóżku, gapiąc się przez okno. Kochałam noc i ciemność. Byłam w tedy w najlepszym humorze, byłam najsilniejsza i wcale nie chciało mi się spać! Zdecydowanie byłam nocnym markiem. Pogładziłam mój miecz, wzdychając cicho. Nieraz wymykałam się nocą i szlajałam się po Obozie, po lesie... Lepiej oddychałam, więcej widziałam, lepiej walczyłam. To dziwne jak na córkę Zeusa, bardziej pasuje na córkę Hadesa. A jednak.
Pamiętam jak kiedyś z mojej dłoni wypłynął czarny promyk ognia. Był zimny, a chłód szczypał i palił na swój śmiertelnie groźny sposób. Ktoś mnie zawołał. I wtedy płomyk zgasł. Udało mi się jeszcze taki wywołać parę razy...
- Ty jeszcze nie śpisz?- spytał Jason, kładąc się na pobliskim łóżku.
- Nie mogę spać- jęknęłam.
Pamiętam jak kiedyś z mojej dłoni wypłynął czarny promyk ognia. Był zimny, a chłód szczypał i palił na swój śmiertelnie groźny sposób. Ktoś mnie zawołał. I wtedy płomyk zgasł. Udało mi się jeszcze taki wywołać parę razy...
- Ty jeszcze nie śpisz?- spytał Jason, kładąc się na pobliskim łóżku.
- Nie mogę spać- jęknęłam.
Zawsze szedł wcześnie spać, a rano budził się wcześnie. Było to okropne- coś, czego nienawidziłam to z pewnością promienie słońca padające na moją zaspaną twarz.
- Co mówiłeś?
- Nic. Idź spać- odrzekł, przyklejając się do poduszki.
- Idź spać- wymamrotałam za nim cicho, ale on już chrapał.
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
*Sharnon*
Jacob zaprowadził mnie do naszego pokoju w Domu Głównym, gdzie mieszkaliśmy. Szedł szybko i mocno mnie trzymał, w ogóle się nie odzywał. Był naprawdę zły. Po chwili staliśmy już przed drzwiami. Ten otworzył drzwi, wepchnął mnie do środka. Ja wylądowałam na naszym podwójnym łóżku ze świeżo wymienioną pościelą.Brunet zamknął drzwi. Przez chwilę patrzył na mnie, po czym westchnął ciężko i zaczął chodzić nerwowo w kółko. Ja milczałam, przygryzając wargę.
- Gniewasz się?- spytałam cichutko.
Stanął gwałtownie.
- Nie, cieszę!- warknął.
Sarkazm- zły znak u Jacoba. Zwykle był opanowany, spokojny i cierpliwy, tylko czasem go ponosiło. Musiałam być grzeczna. I cicho siedzieć. I mu nie przerywać. Czasem się rozkręcał i coś mi tłumaczył, a ja udawałam, że go słucham. Potem go przepraszam, przytulałam i całowałam. I wszystko było dobrze. Ale wiedziałam, że nie tym razem. Naprawdę się wkurzył.
- Nie chcę żeby moja dziewczyna była agresorką!- zaczął- Co ty sobie myślisz? Jesteśmy na misji PO-KO-JO-WEJ! Nie możemy ich atakować, rozumiesz?
Delikatnie skinęłam głową, błyskając złotymi oczami.
- I mnie już nie czaruj, OK?
Rozkręcał się. Mówił długo i szybko, niskim, nerwowym głosem. Po chwili westchnął i przejechał sobie dłońmi po twarzy.
- Przepraszam. Postaram się... nad sobą panować- wydukałam, robiąc niewinną minę.
Wstałam, aby do niego podejść i go pocałować, tak na zgodę...
- Nie, nie- rzekł stanowczo, robiąc krok w tył- Ja się idę kąpać. Poczekaj tutaj. Żadnych sztuczek, jasne?
Skinęłam głową w powadze. Ten burknął coś pod nosem i wyszedł do łazienki.
Westchnęłam. Było gorzej niż myślałam...
Spojrzałam przez okno. Powieki mnie już piekły. Byłam zmęczona...
Westchnęłam ciężko, patrząc na jasne punkciki gwiazd na atramentowym niebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)