środa, 16 września 2015

Z serii "Herosi" - rozdział XXXVII - PAMIĘTNIK

(Sharnon)
Martwię się o Nessie.
Przedtem jej nienawidziłam, nasze relacje były dość... napięte, delikatnie mówiąc. Połączyła nas chęć walki i przetrwania. Obydwie tolerowałyśmy się ponieważ inaczej byśmy NIE przeżyły. Gdy wyszłyśmy z tego piekła... Cóż, nie byłyśmy i nie będziemy nie wiadomo jakimi przyjaciółkami; wciąż odnosimy się do siebie z dystansem, czasem można poczuć chłód w naszej wymianie zdań. Dużo ze sobą rywalizujemy; to daje nam swego poczucie siły i własnej wartości. Ness ma w sobie zakodowaną chęć do walki, dumę i rywalizację: 50 % jej osobowości jest osobowością Zeusa. A ja? Nie wiem. Może po prostu mam trudny charakter; geny Hekate wyjaśniały by fakt, że nie jestem w sobie aż tak zamknięta jak pozostałe dzieci Pana Podziemi.
- Sharnon? Wszystko OK? - pyta Jacob, zatrzymując na mnie uważne spojrzenie.
- Ta, jasne - odpowiedziałam spokojnie, siląc się na uśmiech.
- Kiepsko wyglądasz.
- Dzięki.
- Nie to miałem na myśli - poprawił się szybko - Po prostu... jesteś blada i gorąca. Może zachorowałaś? - spojrzenie pełne troski.
Od kiedy wróciłam z "małego piekła" mój chłopak stał troskliwy - MEGA troskliwy.
- Nic mi nie jest - rzuciłam, zaciskając usta.
- Po prostu się o ciebie martwię - odrzekł.
- Nie musisz - burknęłam, czując narastający płomień irytacji.
- Sharnon...
- Nie! - warknęłam, gwałtownie, gdy położył swoją dłoń na moim ramieniu.
- Co się dzieje? - zapytał, jego brązowy oczy zabłyszczały pytająco.
- Nic! - odpowiedziałam, czując coraz większe rozdrażnienie - Możesz przestać się o mnie troszczyć?!
Zmarszczył brwi, jakbym zapytała go o odległość Słońca od Księżyca.
- Jak mam się o ciebie nie martwić?
- Kiedyś taki nie byłeś! Musisz za mną łazić, pilnować mnie, pytać jak się czuję, przytulać, całować? DLACZEGO nie jesteś taki jak przedtem?! Gwałtowny i milczący, twardy i chłodny, praktyczny! Wolałam STAREGO Jacoba, a nie miśkowatą, cieniasowatą wersję ciebie! Dlaczego się o mnie TAK troszczysz?! - ryknęłam.
Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Miał twarz typu pokerface, nie mogłam nic z niej wyczytać. Wrzaśnie na mnie i trzaśnie drzwiami, pocałuje i przytuli, czy powie coś, co mnie rozwali psychicznie? Moja gwałtownie wywołana złość na niego, opadła.
- Bo cię kocham - powiedział spokojnie, tonem osoby wewnętrznie zranionej - Kocham cię, Shar i nie chcę stracić. To wszystko.
Zawstydzona, odwróciłam głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Głupio, że tak szybko się zezłościłam... Już otwierałam usta, by coś odpowiedzieć, ale usłyszałam kroki i Rzymianin wszedł z pokoju.



+Nessie+
Postanowiłam napisać pamiętnik (pewnie go rzucę za burtę po kilku dniach, ale dobra), więc piszę:

W powietrzu, nad oceanem, któregoś dnia lipca (chyba, że to początek sierpnia...)
Jason przesadza, łażąc za mną, ale dzisiaj posunął się za daleko. Chciał mi zrobić śniadanie! Czy ja mam trzy lata, czy szesnaście?! Nawrzeszczałam na niego, w skutek czego wszyscy wyszli z pomieszczenia, którego, nie wiedzieć czemu, nazywano "kuchnią".  A wcale kuchni nie przypominał; raczej jakąś spiżarnię, schowek, ale na pewno nie kuchnię! Po porannej porcji darcia się, wyszłam gwałtownie, trzaskając drzwiami. Uciekłam na maszt, na samą górę, głodna i rozzłoszczona. Całe szczęście, że nie było tu Nica - inaczej nie wiem co bym zrobiła. Teraz tu na górze siedzę i żałuję, że czegoś nie zjadłam. O czternastej trzydzieści jeden naprawdę można zgłodnieć! Za niedługo obiad... Ale, nie NIE zejdę. Oznaczałoby to pokorę i poddanie się - duma mi na to nie pozwoli. Mam nadzieję, że mój wkurzajacy brat tu nie przyleci. Będę musiała się znowu wydrzeć.
Leo snuje się po okręcie z dziwną, jak dla niego, ospałością ruchów. Porusza się jak gepard, a nie jak wiatr! Dziwne. I podejrzane. Ciekawe co mu dolega... Och, wiem, wiem. Kalipso.
Nico di Angelo postanowił znaleźć kryjówkę w swoim pokoju - i dobrze, chociaż przeszkadzać nie będzie!
Percy stoi na dziobie okrętu z ręką wysunięta do przodu; w drugiej ręce trzyma talerz niebieskich naleśników (tak, wiem, Percy to specyficzna osoba). Z ręką wysuniętą do przodu, kieruje chyba falami, czy tam robi miniaturowe fontanny, chichocząc. Wszystko jedno.
Mój mądraliński braciszek poleciał (dosłownie) na patrol. Phi! Robi z siebie wielkiego bohatera, nie wiadomo kogo, a jest wkurzającym, bohaterskim gnojkiem, wielki mi pan milczek! Tak, tak, nie lubię go.
Martwię się. Myślę o... Sharnon. Co prawda, nie byłyśmy przyjaciółkami, ale złączyła nas jakaś dziwna więź przetrwania. Mam nadzieję, że się jakoś trzyma. To chyba, póki co, jedyna oddana i najbliższa mi osoba.
Czuję się... dobrze, jak na mnie. Jeszcze nie mam myśli samobójczych, wiec nie może być źle No, jestem cholernie głodna i cholernie ciekawa jak tam w Obozie Herosów, ale to chyba nie należy do straszliwych, nieuleczalnych chorób. Póki co, jest trochę nudno. Chłopcy zapewniają mnie, że już niedługo znajdziemy się na lądzie, że "wszystko będzie dobrze". Puste słowa. Nie wierzę im. "Więcej wiary w siebie" - mówi Jason. Wrr, słyszę ten jego upierdliwy ton głosu w głowie i widzę jego łagodne, przyjacielskie spojrzenie. Zrobię mu na przekór. Dlaczego? Ech... Może to sprawi, że poczuję się lepiej...

wtorek, 8 września 2015

Z serii "Herosi" - rozdział XXXVI - JEDEN Z WIELU SEKRETÓW

*Jason*
Nigdy nie uważałem, że nasza ekipa jest zgodna - co to to nie! Małomówny syn Hadesa, rozrywkowy potomek Hefajstosa, syn Posejdona ze specyficznym poczuciem humoru, drażliwa jak nigdy córka Zeusa plus ja: niezbyt rozgadany Rzymianin, syn Jupitera.
Czy skład tych ludzi (a raczej herosów) miał jakieś szanse na porozumienie się?!
Pewnie miał.
Ale nie przy naszych charakterach i historiach.
Kłóciliśmy się często (czyli co dziesięć minut. Czasem co szesnaście), ale tym razem przegięliśmy. WSZYSCY.
Usiedliśmy razem przy stole, żeby podyskutować na temat snu/jawy mojej przyrodniej siostry, która łaskawie zgodziła się towarzyszyć nam. Usiadła, patrząc spod byka na wszystkich. Nico stał pod ścianą, ze zwieszoną głową i ściągniętymi brwiami - chyba myślał. Percy i Leo, zażarcie darli się na cały pokład. Próbowali wymyślić, co może oznaczać przepowiednia dotycząca Ness.
- Będzie walczyła z zombiakami!
- Zaufa wampirowi!
- Nie zamknie się w sobie...
- Bo ją otworzy gigantyczna koparka!
- Zaufa tej... koparce! Tak! wszystko się zgadza!
- Jakiej KOPARCE? - prychnął Nico z kąta.
Zalał go potok słów; pewnie szybko pożałował, że w ogóle się odezwał.
- To ty nie wiesz?!
- Jaaa nie mogęęę...
- Ufać...
- Ness miała słabość do...
- Ale one...
- ŁUP!
- BUM!
- ABRAKADABRA!
- I teraz musi...
- Koparki!
- Forever alone...
- Przepowiednia zgłodniała, że...
- Chciał powiedzieć, że przepowiednia powiedziała...
- Pizza!
I mniej więcej tak wyglądała ich rozmowa. Ciężko jest mi to odwzorować, ponieważ nie wiem (i chyba nie chcę wiedzieć) co dzieje się w ich głowach.
Ja tylko od czasu do czasu wydzierałem się w stylu: "CISZA!" albo "SPOKÓJ!".
Jednak rozkręconego Leo lub Percy'ego, mało co może uspokoić...


+Nessie+
Dziwne.
Hahahahaha.
Sama się sobie dziwię, że jeszcze nie dostałam napadu agresji czy wściekłości. Zwykle dostawałam szału co najmniej raz na dzień. Łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. A teraz? Nic. Zero. Kamień. Rzeźba. Czasem kładłam dłoń na klatkę piersiową, starając się poczuć delikatnie bicie mojego serca. Nie wiedziałam, czy wciąż tam jest.
Z gwałtownej, porywczej i nieprzewidywalnej osoby stałam się herosem zamkniętym w sobie, nieufnym i cichym. Zaczynałam się o siebie martwić. Jason oczywiście martwił się o mnie przez cały czas.
Bardziej upierdliwego starszego brata nie mogłam mieć.
Już bym wolała, żeby moim bratem był Nico - ten to chociaż się nie odzywał i raczej łatwo byłoby go sobie podporządkować. Jason... Jason niestety taki nie był. Oczywiście, to urodzony milczek, ale i... przywódca. I tu się nasze charaktery ścierają.
Beznamiętnie obserwowałam bezsensowną gadaninę Jacksona i Valdeza. Są, co prawda, zabawni, ale teraz wydali mi się tacy... puści. Głupi nie są - Percy mnie uratował, a Leo ćwiczył razem ze mną walkę. No i są moimi kumplami. To dobrze o nich świadczy; bardzo ostrożnie wybieram sobie kumpli. Jednak teraz...
Starałem się nie patrzeć na brata; cały czas czułam na sobie jego wzrok. Może byłam przewrażliwiona? A może on faktycznie rejestrował każdy mój ruch? Ech, to już chyba bez różnicy... Moją uwagę, o dziwo, przykuł Nico. Zaczęłam o nim myśleć.
O czym on teraz myśli? Jak się czuje wśród nas? Jak to jest być dzieckiem jednego z najstraszliwszych bogów? Jak to jest, czuć się swobodnie zarówno w Obozie Herosów jak i Jupiter? Jak wiele tajemnic skrywa? Jak jest NAPRAWDĘ? Wrażliwy i delikatny, czy może jest wojownikiem, twardym i nieugiętym jak stal? Czy zawsze będzie owiany tajemnicą, czy może kiedyś ktoś go będzie znał lepiej, niż on sam siebie?...
Czy mam z nim coś wspólnego? W sumie tak. Teraz tak. Ponoć ja też jestem tajemnicza i skryta w sobie. No i ta wrodzona nieufność... Ale zaraz wpadło mi do głowy: no tak. NYKS.
Jestem boginią. Moim ojcem jest Zeus, a matką - Nyks, bogini nocy. Trudno mi się przyzwyczaić. I czego ja tam miałam być boginią? Gwałtownych, katastroficznych burz? Nieprzewidywalnych zdarzeń związanymi z huraganami, które zaszły nocą lub wieczorem? Hm, jestem dość poważną i straszną postacią. Potężna bogini w trampkach, bluzie i dresie. He, he. Mam super prezentację. A moje atrybuty? Pff, mam ich tysiące... 
Wstałam i wyszłam.
- Hej, a ty dokąd?! - zawołał Percy.
Zatrzymałam się.
- Do pokoju - odpowiedziałam cicho.
- Ale... - już chciał protestować Leo, ale Jason stanął w mojej obronie.
- A co, nie może? Nessie jest zmęczona i ma dość waszych durnowatych wrzasków!
Chłopcy zamilkli. Leo już szybko obmyślał jakąś ciętą ripostę na słowa Jasona. A ja szybko skorzystałam z okazji i przemknęłam się do swojej kajuty.
Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rzuciłam się na łóżko z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w padający deszcz za oknem. Mam nadzieję, że tego wieczoru nienawidzą mnie żadne sny czy koszmary.
Byłam zbyt zmęczona na przeżywanie ich.



&Nico&
Zbliżała się północ, a Grecy wciąż rozmawiali o znaczeniu przepowiedni Nessie. Ja swoją wersję powiedziałem i już nie zamierzałem się udzielać. Ale Jason mnie prosił. Zrobiłem to na jego prośbę, ponieważ kiedyś wisiałem mu już pewną przysługę...
Jednak zacząłem się robić śpiący oraz... nieważne. Bąknąłem więc coś o bólu głowy i powędrowałem "do siebie". Szczelnie zamknąłem drzwi. Przez kilka minut upewniałem się, czy nikogo nie ma na korytarzu. Nie było. Wciąż czujny, odwróciłem się plecami do mosiężnych drzwi i zapukałem lekko w podłogę trzy razy. Z podłoża wynurzył się malutki szkielecik szczura. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Hej, mały - wyszeptałem, niemalże z czułością, po czym wyciągnąłem dłoń do niego.
Martwe zwierzę z szelestem kości wpełzło na moją ręką. Delikatnie pogładziłem go nosie. Wtedy zwierzaczek otworzył pyszczek, a z niego wypadła mała, zakorkowana buteleczka, naprawdę niewielka.
Teraz coś wytłumaczę... Nie bardzo ufam iryfonowi, a niedawno odkryłem coś niezwykłego: mogę zlecać martwym istotom coś do wykonania, a one mogły zanosić różne wiadomości. Znalazłem więc buteleczkę, kawałek papieru i napisałem króciutki liścik do... Reyny. Tak, tak. Wiem, wiem.
Gdy wyłuskałem korek, ze szkiełka wypadła karteczka. szybko dostrzegłem swoją poprzednią wiadomość:

Cześć, Reyno. Hazel zgłosiła mnie do tej misji w sprawie Ness, o której ci opowiadałem. Nie jestem z tego szczególnie zadowolony, ale się nie odzywam. Nic nas nie zaatakowało. Oprócz mnie, jest tu Ness, Jason, Percy i Leo. Nie dogadujemy się za bardzo, jak dobrze się domyślasz. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko OK. Pozdrawiam - Nico.

Odwróciłem karteczkę. Zrobiło mi się cieplej na sercu, dostałem gęsiej skórki, zadrżałem. Na odwrocie było napisane tylko kilka słów:

Tęsknię.
Przepraszam za wszystko.
U mnie OK.
Trzymaj się.
Pozdrowienia od Reyny
Westchnąłem ciężko, przesuwając palcem po jej piśmie, chcąc poczuć jej ciepłe, ale nieco szorstkie dłonie.
Tęsknię...