Umarłam.
Tak, hurra.
Ale fajnie.
Może liczysz, że ci coś opowiem, jak było?
Hahahahaha.
Fajnie.
NIE.
Ale dóóół....
Chyba zostanę emo...
Nie, jednak nie.
Goci górą!
Słowa wyjaśnienia?
Pfff...
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Nie tego się spodziewałeś?
Trudno.
Bywa.
Zwredniałam?
Bywa!
Szkoło, nienawidzę cię...
Nie, no. Ja jej tylko nie lubię.
Jednorożec Charlie rządzi.
Kiedy premiera IŚ?!
Kocham Więźnia Labiryntu.
I Persiaka....
Tak, blog istnieje! Nie wiem po co, ale istnieje!
Sorry, nie mam czasu...
"Ty nigdy nie masz czasu"
Czy wiesz, że 40 letniej osobie 1 rok mija szybko jak wakacje?
Nonsensopedia.
Budyń.
Nauka.
Marzenie.
Emo.
Szkoła.
Percy.
Książki.
...
Więcej w najbliższym czasie (czytaj: za rok).
"Gratulacje-wszyscy cię nienawidzą!"
Napisał autor "Gry o tron" w liście do aktora grającego Joeffreya.
Latać.
Goodwin - pamiętaj!
Ty, ja i... co robi za tobą ten bezgłowy zakrwawiony koleś z siekierą?!
czwartek, 19 listopada 2015
środa, 16 września 2015
Z serii "Herosi" - rozdział XXXVII - PAMIĘTNIK
(Sharnon)
Martwię się o Nessie.
Przedtem jej nienawidziłam, nasze relacje były dość... napięte, delikatnie mówiąc. Połączyła nas chęć walki i przetrwania. Obydwie tolerowałyśmy się ponieważ inaczej byśmy NIE przeżyły. Gdy wyszłyśmy z tego piekła... Cóż, nie byłyśmy i nie będziemy nie wiadomo jakimi przyjaciółkami; wciąż odnosimy się do siebie z dystansem, czasem można poczuć chłód w naszej wymianie zdań. Dużo ze sobą rywalizujemy; to daje nam swego poczucie siły i własnej wartości. Ness ma w sobie zakodowaną chęć do walki, dumę i rywalizację: 50 % jej osobowości jest osobowością Zeusa. A ja? Nie wiem. Może po prostu mam trudny charakter; geny Hekate wyjaśniały by fakt, że nie jestem w sobie aż tak zamknięta jak pozostałe dzieci Pana Podziemi.
- Sharnon? Wszystko OK? - pyta Jacob, zatrzymując na mnie uważne spojrzenie.
- Ta, jasne - odpowiedziałam spokojnie, siląc się na uśmiech.
- Kiepsko wyglądasz.
- Dzięki.
- Nie to miałem na myśli - poprawił się szybko - Po prostu... jesteś blada i gorąca. Może zachorowałaś? - spojrzenie pełne troski.
Od kiedy wróciłam z "małego piekła" mój chłopak stał troskliwy - MEGA troskliwy.
- Nic mi nie jest - rzuciłam, zaciskając usta.
- Po prostu się o ciebie martwię - odrzekł.
- Nie musisz - burknęłam, czując narastający płomień irytacji.
- Sharnon...
- Nie! - warknęłam, gwałtownie, gdy położył swoją dłoń na moim ramieniu.
- Co się dzieje? - zapytał, jego brązowy oczy zabłyszczały pytająco.
- Nic! - odpowiedziałam, czując coraz większe rozdrażnienie - Możesz przestać się o mnie troszczyć?!
Zmarszczył brwi, jakbym zapytała go o odległość Słońca od Księżyca.
- Jak mam się o ciebie nie martwić?
- Kiedyś taki nie byłeś! Musisz za mną łazić, pilnować mnie, pytać jak się czuję, przytulać, całować? DLACZEGO nie jesteś taki jak przedtem?! Gwałtowny i milczący, twardy i chłodny, praktyczny! Wolałam STAREGO Jacoba, a nie miśkowatą, cieniasowatą wersję ciebie! Dlaczego się o mnie TAK troszczysz?! - ryknęłam.
Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Miał twarz typu pokerface, nie mogłam nic z niej wyczytać. Wrzaśnie na mnie i trzaśnie drzwiami, pocałuje i przytuli, czy powie coś, co mnie rozwali psychicznie? Moja gwałtownie wywołana złość na niego, opadła.
- Bo cię kocham - powiedział spokojnie, tonem osoby wewnętrznie zranionej - Kocham cię, Shar i nie chcę stracić. To wszystko.
Zawstydzona, odwróciłam głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Głupio, że tak szybko się zezłościłam... Już otwierałam usta, by coś odpowiedzieć, ale usłyszałam kroki i Rzymianin wszedł z pokoju.
W powietrzu, nad oceanem, któregoś dnia lipca (chyba, że to początek sierpnia...)
Jason przesadza, łażąc za mną, ale dzisiaj posunął się za daleko. Chciał mi zrobić śniadanie! Czy ja mam trzy lata, czy szesnaście?! Nawrzeszczałam na niego, w skutek czego wszyscy wyszli z pomieszczenia, którego, nie wiedzieć czemu, nazywano "kuchnią". A wcale kuchni nie przypominał; raczej jakąś spiżarnię, schowek, ale na pewno nie kuchnię! Po porannej porcji darcia się, wyszłam gwałtownie, trzaskając drzwiami. Uciekłam na maszt, na samą górę, głodna i rozzłoszczona. Całe szczęście, że nie było tu Nica - inaczej nie wiem co bym zrobiła. Teraz tu na górze siedzę i żałuję, że czegoś nie zjadłam. O czternastej trzydzieści jeden naprawdę można zgłodnieć! Za niedługo obiad... Ale, nie NIE zejdę. Oznaczałoby to pokorę i poddanie się - duma mi na to nie pozwoli. Mam nadzieję, że mój wkurzajacy brat tu nie przyleci. Będę musiała się znowu wydrzeć.
Leo snuje się po okręcie z dziwną, jak dla niego, ospałością ruchów. Porusza się jak gepard, a nie jak wiatr! Dziwne. I podejrzane. Ciekawe co mu dolega... Och, wiem, wiem. Kalipso.
Nico di Angelo postanowił znaleźć kryjówkę w swoim pokoju - i dobrze, chociaż przeszkadzać nie będzie!
Percy stoi na dziobie okrętu z ręką wysunięta do przodu; w drugiej ręce trzyma talerz niebieskich naleśników (tak, wiem, Percy to specyficzna osoba). Z ręką wysuniętą do przodu, kieruje chyba falami, czy tam robi miniaturowe fontanny, chichocząc. Wszystko jedno.
Mój mądraliński braciszek poleciał (dosłownie) na patrol. Phi! Robi z siebie wielkiego bohatera, nie wiadomo kogo, a jest wkurzającym, bohaterskim gnojkiem, wielki mi pan milczek! Tak, tak, nie lubię go.
Martwię się. Myślę o... Sharnon. Co prawda, nie byłyśmy przyjaciółkami, ale złączyła nas jakaś dziwna więź przetrwania. Mam nadzieję, że się jakoś trzyma. To chyba, póki co, jedyna oddana i najbliższa mi osoba.
Czuję się... dobrze, jak na mnie. Jeszcze nie mam myśli samobójczych, wiec nie może być źle No, jestem cholernie głodna i cholernie ciekawa jak tam w Obozie Herosów, ale to chyba nie należy do straszliwych, nieuleczalnych chorób. Póki co, jest trochę nudno. Chłopcy zapewniają mnie, że już niedługo znajdziemy się na lądzie, że "wszystko będzie dobrze". Puste słowa. Nie wierzę im. "Więcej wiary w siebie" - mówi Jason. Wrr, słyszę ten jego upierdliwy ton głosu w głowie i widzę jego łagodne, przyjacielskie spojrzenie. Zrobię mu na przekór. Dlaczego? Ech... Może to sprawi, że poczuję się lepiej...
Przedtem jej nienawidziłam, nasze relacje były dość... napięte, delikatnie mówiąc. Połączyła nas chęć walki i przetrwania. Obydwie tolerowałyśmy się ponieważ inaczej byśmy NIE przeżyły. Gdy wyszłyśmy z tego piekła... Cóż, nie byłyśmy i nie będziemy nie wiadomo jakimi przyjaciółkami; wciąż odnosimy się do siebie z dystansem, czasem można poczuć chłód w naszej wymianie zdań. Dużo ze sobą rywalizujemy; to daje nam swego poczucie siły i własnej wartości. Ness ma w sobie zakodowaną chęć do walki, dumę i rywalizację: 50 % jej osobowości jest osobowością Zeusa. A ja? Nie wiem. Może po prostu mam trudny charakter; geny Hekate wyjaśniały by fakt, że nie jestem w sobie aż tak zamknięta jak pozostałe dzieci Pana Podziemi.
- Sharnon? Wszystko OK? - pyta Jacob, zatrzymując na mnie uważne spojrzenie.
- Ta, jasne - odpowiedziałam spokojnie, siląc się na uśmiech.
- Kiepsko wyglądasz.
- Dzięki.
- Nie to miałem na myśli - poprawił się szybko - Po prostu... jesteś blada i gorąca. Może zachorowałaś? - spojrzenie pełne troski.
Od kiedy wróciłam z "małego piekła" mój chłopak stał troskliwy - MEGA troskliwy.
- Nic mi nie jest - rzuciłam, zaciskając usta.
- Po prostu się o ciebie martwię - odrzekł.
- Nie musisz - burknęłam, czując narastający płomień irytacji.
- Sharnon...
- Nie! - warknęłam, gwałtownie, gdy położył swoją dłoń na moim ramieniu.
- Co się dzieje? - zapytał, jego brązowy oczy zabłyszczały pytająco.
- Nic! - odpowiedziałam, czując coraz większe rozdrażnienie - Możesz przestać się o mnie troszczyć?!
Zmarszczył brwi, jakbym zapytała go o odległość Słońca od Księżyca.
- Jak mam się o ciebie nie martwić?
- Kiedyś taki nie byłeś! Musisz za mną łazić, pilnować mnie, pytać jak się czuję, przytulać, całować? DLACZEGO nie jesteś taki jak przedtem?! Gwałtowny i milczący, twardy i chłodny, praktyczny! Wolałam STAREGO Jacoba, a nie miśkowatą, cieniasowatą wersję ciebie! Dlaczego się o mnie TAK troszczysz?! - ryknęłam.
Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Miał twarz typu pokerface, nie mogłam nic z niej wyczytać. Wrzaśnie na mnie i trzaśnie drzwiami, pocałuje i przytuli, czy powie coś, co mnie rozwali psychicznie? Moja gwałtownie wywołana złość na niego, opadła.
- Bo cię kocham - powiedział spokojnie, tonem osoby wewnętrznie zranionej - Kocham cię, Shar i nie chcę stracić. To wszystko.
Zawstydzona, odwróciłam głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Głupio, że tak szybko się zezłościłam... Już otwierałam usta, by coś odpowiedzieć, ale usłyszałam kroki i Rzymianin wszedł z pokoju.
+Nessie+
Postanowiłam napisać pamiętnik (pewnie go rzucę za burtę po kilku dniach, ale dobra), więc piszę:
W powietrzu, nad oceanem, któregoś dnia lipca (chyba, że to początek sierpnia...)
Jason przesadza, łażąc za mną, ale dzisiaj posunął się za daleko. Chciał mi zrobić śniadanie! Czy ja mam trzy lata, czy szesnaście?! Nawrzeszczałam na niego, w skutek czego wszyscy wyszli z pomieszczenia, którego, nie wiedzieć czemu, nazywano "kuchnią". A wcale kuchni nie przypominał; raczej jakąś spiżarnię, schowek, ale na pewno nie kuchnię! Po porannej porcji darcia się, wyszłam gwałtownie, trzaskając drzwiami. Uciekłam na maszt, na samą górę, głodna i rozzłoszczona. Całe szczęście, że nie było tu Nica - inaczej nie wiem co bym zrobiła. Teraz tu na górze siedzę i żałuję, że czegoś nie zjadłam. O czternastej trzydzieści jeden naprawdę można zgłodnieć! Za niedługo obiad... Ale, nie NIE zejdę. Oznaczałoby to pokorę i poddanie się - duma mi na to nie pozwoli. Mam nadzieję, że mój wkurzajacy brat tu nie przyleci. Będę musiała się znowu wydrzeć.
Leo snuje się po okręcie z dziwną, jak dla niego, ospałością ruchów. Porusza się jak gepard, a nie jak wiatr! Dziwne. I podejrzane. Ciekawe co mu dolega... Och, wiem, wiem. Kalipso.
Nico di Angelo postanowił znaleźć kryjówkę w swoim pokoju - i dobrze, chociaż przeszkadzać nie będzie!
Percy stoi na dziobie okrętu z ręką wysunięta do przodu; w drugiej ręce trzyma talerz niebieskich naleśników (tak, wiem, Percy to specyficzna osoba). Z ręką wysuniętą do przodu, kieruje chyba falami, czy tam robi miniaturowe fontanny, chichocząc. Wszystko jedno.
Mój mądraliński braciszek poleciał (dosłownie) na patrol. Phi! Robi z siebie wielkiego bohatera, nie wiadomo kogo, a jest wkurzającym, bohaterskim gnojkiem, wielki mi pan milczek! Tak, tak, nie lubię go.
Martwię się. Myślę o... Sharnon. Co prawda, nie byłyśmy przyjaciółkami, ale złączyła nas jakaś dziwna więź przetrwania. Mam nadzieję, że się jakoś trzyma. To chyba, póki co, jedyna oddana i najbliższa mi osoba.
Czuję się... dobrze, jak na mnie. Jeszcze nie mam myśli samobójczych, wiec nie może być źle No, jestem cholernie głodna i cholernie ciekawa jak tam w Obozie Herosów, ale to chyba nie należy do straszliwych, nieuleczalnych chorób. Póki co, jest trochę nudno. Chłopcy zapewniają mnie, że już niedługo znajdziemy się na lądzie, że "wszystko będzie dobrze". Puste słowa. Nie wierzę im. "Więcej wiary w siebie" - mówi Jason. Wrr, słyszę ten jego upierdliwy ton głosu w głowie i widzę jego łagodne, przyjacielskie spojrzenie. Zrobię mu na przekór. Dlaczego? Ech... Może to sprawi, że poczuję się lepiej...
wtorek, 8 września 2015
Z serii "Herosi" - rozdział XXXVI - JEDEN Z WIELU SEKRETÓW
*Jason*
Nigdy nie uważałem, że nasza ekipa jest zgodna - co to to nie! Małomówny syn Hadesa, rozrywkowy potomek Hefajstosa, syn Posejdona ze specyficznym poczuciem humoru, drażliwa jak nigdy córka Zeusa plus ja: niezbyt rozgadany Rzymianin, syn Jupitera.
Czy skład tych ludzi (a raczej herosów) miał jakieś szanse na porozumienie się?!
Pewnie miał.
Ale nie przy naszych charakterach i historiach.
Kłóciliśmy się często (czyli co dziesięć minut. Czasem co szesnaście), ale tym razem przegięliśmy. WSZYSCY.
Usiedliśmy razem przy stole, żeby podyskutować na temat snu/jawy mojej przyrodniej siostry, która łaskawie zgodziła się towarzyszyć nam. Usiadła, patrząc spod byka na wszystkich. Nico stał pod ścianą, ze zwieszoną głową i ściągniętymi brwiami - chyba myślał. Percy i Leo, zażarcie darli się na cały pokład. Próbowali wymyślić, co może oznaczać przepowiednia dotycząca Ness.
- Będzie walczyła z zombiakami!
- Zaufa wampirowi!
- Nie zamknie się w sobie...
- Bo ją otworzy gigantyczna koparka!
- Zaufa tej... koparce! Tak! wszystko się zgadza!
- Jakiej KOPARCE? - prychnął Nico z kąta.
Zalał go potok słów; pewnie szybko pożałował, że w ogóle się odezwał.
- To ty nie wiesz?!
- Jaaa nie mogęęę...
- Ufać...
- Ness miała słabość do...
- Ale one...
- ŁUP!
- BUM!
- ABRAKADABRA!
- I teraz musi...
- Koparki!
- Forever alone...
- Przepowiednia zgłodniała, że...
- Chciał powiedzieć, że przepowiednia powiedziała...
- Pizza!
I mniej więcej tak wyglądała ich rozmowa. Ciężko jest mi to odwzorować, ponieważ nie wiem (i chyba nie chcę wiedzieć) co dzieje się w ich głowach.
Ja tylko od czasu do czasu wydzierałem się w stylu: "CISZA!" albo "SPOKÓJ!".
Jednak rozkręconego Leo lub Percy'ego, mało co może uspokoić...
Czy skład tych ludzi (a raczej herosów) miał jakieś szanse na porozumienie się?!
Pewnie miał.
Ale nie przy naszych charakterach i historiach.
Kłóciliśmy się często (czyli co dziesięć minut. Czasem co szesnaście), ale tym razem przegięliśmy. WSZYSCY.
Usiedliśmy razem przy stole, żeby podyskutować na temat snu/jawy mojej przyrodniej siostry, która łaskawie zgodziła się towarzyszyć nam. Usiadła, patrząc spod byka na wszystkich. Nico stał pod ścianą, ze zwieszoną głową i ściągniętymi brwiami - chyba myślał. Percy i Leo, zażarcie darli się na cały pokład. Próbowali wymyślić, co może oznaczać przepowiednia dotycząca Ness.
- Będzie walczyła z zombiakami!
- Zaufa wampirowi!
- Nie zamknie się w sobie...
- Bo ją otworzy gigantyczna koparka!
- Zaufa tej... koparce! Tak! wszystko się zgadza!
- Jakiej KOPARCE? - prychnął Nico z kąta.
Zalał go potok słów; pewnie szybko pożałował, że w ogóle się odezwał.
- To ty nie wiesz?!
- Jaaa nie mogęęę...
- Ufać...
- Ness miała słabość do...
- Ale one...
- ŁUP!
- BUM!
- ABRAKADABRA!
- I teraz musi...
- Koparki!
- Forever alone...
- Przepowiednia zgłodniała, że...
- Chciał powiedzieć, że przepowiednia powiedziała...
- Pizza!
I mniej więcej tak wyglądała ich rozmowa. Ciężko jest mi to odwzorować, ponieważ nie wiem (i chyba nie chcę wiedzieć) co dzieje się w ich głowach.
Ja tylko od czasu do czasu wydzierałem się w stylu: "CISZA!" albo "SPOKÓJ!".
Jednak rozkręconego Leo lub Percy'ego, mało co może uspokoić...
+Nessie+
Dziwne.
Hahahahaha.
Sama się sobie dziwię, że jeszcze nie dostałam napadu agresji czy wściekłości. Zwykle dostawałam szału co najmniej raz na dzień. Łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. A teraz? Nic. Zero. Kamień. Rzeźba. Czasem kładłam dłoń na klatkę piersiową, starając się poczuć delikatnie bicie mojego serca. Nie wiedziałam, czy wciąż tam jest.
Z gwałtownej, porywczej i nieprzewidywalnej osoby stałam się herosem zamkniętym w sobie, nieufnym i cichym. Zaczynałam się o siebie martwić. Jason oczywiście martwił się o mnie przez cały czas.
Bardziej upierdliwego starszego brata nie mogłam mieć.
Już bym wolała, żeby moim bratem był Nico - ten to chociaż się nie odzywał i raczej łatwo byłoby go sobie podporządkować. Jason... Jason niestety taki nie był. Oczywiście, to urodzony milczek, ale i... przywódca. I tu się nasze charaktery ścierają.
Beznamiętnie obserwowałam bezsensowną gadaninę Jacksona i Valdeza. Są, co prawda, zabawni, ale teraz wydali mi się tacy... puści. Głupi nie są - Percy mnie uratował, a Leo ćwiczył razem ze mną walkę. No i są moimi kumplami. To dobrze o nich świadczy; bardzo ostrożnie wybieram sobie kumpli. Jednak teraz...
Starałem się nie patrzeć na brata; cały czas czułam na sobie jego wzrok. Może byłam przewrażliwiona? A może on faktycznie rejestrował każdy mój ruch? Ech, to już chyba bez różnicy... Moją uwagę, o dziwo, przykuł Nico. Zaczęłam o nim myśleć.
O czym on teraz myśli? Jak się czuje wśród nas? Jak to jest być dzieckiem jednego z najstraszliwszych bogów? Jak to jest, czuć się swobodnie zarówno w Obozie Herosów jak i Jupiter? Jak wiele tajemnic skrywa? Jak jest NAPRAWDĘ? Wrażliwy i delikatny, czy może jest wojownikiem, twardym i nieugiętym jak stal? Czy zawsze będzie owiany tajemnicą, czy może kiedyś ktoś go będzie znał lepiej, niż on sam siebie?...
Czy mam z nim coś wspólnego? W sumie tak. Teraz tak. Ponoć ja też jestem tajemnicza i skryta w sobie. No i ta wrodzona nieufność... Ale zaraz wpadło mi do głowy: no tak. NYKS.
Jestem boginią. Moim ojcem jest Zeus, a matką - Nyks, bogini nocy. Trudno mi się przyzwyczaić. I czego ja tam miałam być boginią? Gwałtownych, katastroficznych burz? Nieprzewidywalnych zdarzeń związanymi z huraganami, które zaszły nocą lub wieczorem? Hm, jestem dość poważną i straszną postacią. Potężna bogini w trampkach, bluzie i dresie. He, he. Mam super prezentację. A moje atrybuty? Pff, mam ich tysiące...
Hahahahaha.
Sama się sobie dziwię, że jeszcze nie dostałam napadu agresji czy wściekłości. Zwykle dostawałam szału co najmniej raz na dzień. Łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. A teraz? Nic. Zero. Kamień. Rzeźba. Czasem kładłam dłoń na klatkę piersiową, starając się poczuć delikatnie bicie mojego serca. Nie wiedziałam, czy wciąż tam jest.
Z gwałtownej, porywczej i nieprzewidywalnej osoby stałam się herosem zamkniętym w sobie, nieufnym i cichym. Zaczynałam się o siebie martwić. Jason oczywiście martwił się o mnie przez cały czas.
Bardziej upierdliwego starszego brata nie mogłam mieć.
Już bym wolała, żeby moim bratem był Nico - ten to chociaż się nie odzywał i raczej łatwo byłoby go sobie podporządkować. Jason... Jason niestety taki nie był. Oczywiście, to urodzony milczek, ale i... przywódca. I tu się nasze charaktery ścierają.
Beznamiętnie obserwowałam bezsensowną gadaninę Jacksona i Valdeza. Są, co prawda, zabawni, ale teraz wydali mi się tacy... puści. Głupi nie są - Percy mnie uratował, a Leo ćwiczył razem ze mną walkę. No i są moimi kumplami. To dobrze o nich świadczy; bardzo ostrożnie wybieram sobie kumpli. Jednak teraz...
Starałem się nie patrzeć na brata; cały czas czułam na sobie jego wzrok. Może byłam przewrażliwiona? A może on faktycznie rejestrował każdy mój ruch? Ech, to już chyba bez różnicy... Moją uwagę, o dziwo, przykuł Nico. Zaczęłam o nim myśleć.
O czym on teraz myśli? Jak się czuje wśród nas? Jak to jest być dzieckiem jednego z najstraszliwszych bogów? Jak to jest, czuć się swobodnie zarówno w Obozie Herosów jak i Jupiter? Jak wiele tajemnic skrywa? Jak jest NAPRAWDĘ? Wrażliwy i delikatny, czy może jest wojownikiem, twardym i nieugiętym jak stal? Czy zawsze będzie owiany tajemnicą, czy może kiedyś ktoś go będzie znał lepiej, niż on sam siebie?...
Czy mam z nim coś wspólnego? W sumie tak. Teraz tak. Ponoć ja też jestem tajemnicza i skryta w sobie. No i ta wrodzona nieufność... Ale zaraz wpadło mi do głowy: no tak. NYKS.
Jestem boginią. Moim ojcem jest Zeus, a matką - Nyks, bogini nocy. Trudno mi się przyzwyczaić. I czego ja tam miałam być boginią? Gwałtownych, katastroficznych burz? Nieprzewidywalnych zdarzeń związanymi z huraganami, które zaszły nocą lub wieczorem? Hm, jestem dość poważną i straszną postacią. Potężna bogini w trampkach, bluzie i dresie. He, he. Mam super prezentację. A moje atrybuty? Pff, mam ich tysiące...
Wstałam i wyszłam.
- Hej, a ty dokąd?! - zawołał Percy.
Zatrzymałam się.
- Do pokoju - odpowiedziałam cicho.
- Ale... - już chciał protestować Leo, ale Jason stanął w mojej obronie.
- A co, nie może? Nessie jest zmęczona i ma dość waszych durnowatych wrzasków!
Chłopcy zamilkli. Leo już szybko obmyślał jakąś ciętą ripostę na słowa Jasona. A ja szybko skorzystałam z okazji i przemknęłam się do swojej kajuty.
Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rzuciłam się na łóżko z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w padający deszcz za oknem. Mam nadzieję, że tego wieczoru nienawidzą mnie żadne sny czy koszmary.
Byłam zbyt zmęczona na przeżywanie ich.
- Hej, a ty dokąd?! - zawołał Percy.
Zatrzymałam się.
- Do pokoju - odpowiedziałam cicho.
- Ale... - już chciał protestować Leo, ale Jason stanął w mojej obronie.
- A co, nie może? Nessie jest zmęczona i ma dość waszych durnowatych wrzasków!
Chłopcy zamilkli. Leo już szybko obmyślał jakąś ciętą ripostę na słowa Jasona. A ja szybko skorzystałam z okazji i przemknęłam się do swojej kajuty.
Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rzuciłam się na łóżko z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w padający deszcz za oknem. Mam nadzieję, że tego wieczoru nienawidzą mnie żadne sny czy koszmary.
Byłam zbyt zmęczona na przeżywanie ich.
&Nico&
Zbliżała się północ, a Grecy wciąż rozmawiali o znaczeniu przepowiedni Nessie. Ja swoją wersję powiedziałem i już nie zamierzałem się udzielać. Ale Jason mnie prosił. Zrobiłem to na jego prośbę, ponieważ kiedyś wisiałem mu już pewną przysługę...
Jednak zacząłem się robić śpiący oraz... nieważne. Bąknąłem więc coś o bólu głowy i powędrowałem "do siebie". Szczelnie zamknąłem drzwi. Przez kilka minut upewniałem się, czy nikogo nie ma na korytarzu. Nie było. Wciąż czujny, odwróciłem się plecami do mosiężnych drzwi i zapukałem lekko w podłogę trzy razy. Z podłoża wynurzył się malutki szkielecik szczura. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Hej, mały - wyszeptałem, niemalże z czułością, po czym wyciągnąłem dłoń do niego.
Jednak zacząłem się robić śpiący oraz... nieważne. Bąknąłem więc coś o bólu głowy i powędrowałem "do siebie". Szczelnie zamknąłem drzwi. Przez kilka minut upewniałem się, czy nikogo nie ma na korytarzu. Nie było. Wciąż czujny, odwróciłem się plecami do mosiężnych drzwi i zapukałem lekko w podłogę trzy razy. Z podłoża wynurzył się malutki szkielecik szczura. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Hej, mały - wyszeptałem, niemalże z czułością, po czym wyciągnąłem dłoń do niego.
Martwe zwierzę z szelestem kości wpełzło na moją ręką. Delikatnie pogładziłem go nosie. Wtedy zwierzaczek otworzył pyszczek, a z niego wypadła mała, zakorkowana buteleczka, naprawdę niewielka.
Teraz coś wytłumaczę... Nie bardzo ufam iryfonowi, a niedawno odkryłem coś niezwykłego: mogę zlecać martwym istotom coś do wykonania, a one mogły zanosić różne wiadomości. Znalazłem więc buteleczkę, kawałek papieru i napisałem króciutki liścik do... Reyny. Tak, tak. Wiem, wiem.
Gdy wyłuskałem korek, ze szkiełka wypadła karteczka. szybko dostrzegłem swoją poprzednią wiadomość:
Cześć, Reyno. Hazel zgłosiła mnie do tej misji w sprawie Ness, o której ci opowiadałem. Nie jestem z tego szczególnie zadowolony, ale się nie odzywam. Nic nas nie zaatakowało. Oprócz mnie, jest tu Ness, Jason, Percy i Leo. Nie dogadujemy się za bardzo, jak dobrze się domyślasz. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko OK. Pozdrawiam - Nico.
Teraz coś wytłumaczę... Nie bardzo ufam iryfonowi, a niedawno odkryłem coś niezwykłego: mogę zlecać martwym istotom coś do wykonania, a one mogły zanosić różne wiadomości. Znalazłem więc buteleczkę, kawałek papieru i napisałem króciutki liścik do... Reyny. Tak, tak. Wiem, wiem.
Gdy wyłuskałem korek, ze szkiełka wypadła karteczka. szybko dostrzegłem swoją poprzednią wiadomość:
Cześć, Reyno. Hazel zgłosiła mnie do tej misji w sprawie Ness, o której ci opowiadałem. Nie jestem z tego szczególnie zadowolony, ale się nie odzywam. Nic nas nie zaatakowało. Oprócz mnie, jest tu Ness, Jason, Percy i Leo. Nie dogadujemy się za bardzo, jak dobrze się domyślasz. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko OK. Pozdrawiam - Nico.
Odwróciłem karteczkę. Zrobiło mi się cieplej na sercu, dostałem gęsiej skórki, zadrżałem. Na odwrocie było napisane tylko kilka słów:
Tęsknię.
Przepraszam za wszystko.
U mnie OK.
Trzymaj się.
Pozdrowienia od Reyny
Tęsknię.
Przepraszam za wszystko.
U mnie OK.
Trzymaj się.
Pozdrowienia od Reyny
Westchnąłem ciężko, przesuwając palcem po jej piśmie, chcąc poczuć jej ciepłe, ale nieco szorstkie dłonie.
Tęsknię...
Tęsknię...
czwartek, 27 sierpnia 2015
Z serii "Herosi" - rozdział XXXV - PODRÓŻ I SEN
- Leo -
Jedziemy, jedziemy, jedziemy!
A raczej lecimy.
Wystartowaliśmy z Bunkru Dziewiątego wczoraj wieczorem. Przedtem musiałem oczywiście wszystko ogarnąć, zrobić obowiązkowy przegląd i tak dalej... Festus ma się dobrze. Na pierwszy rzut oka nie widać żadnych problemów. Chociaż z drugiej strony... Zawsze się wydaje, że z nim wszystko OK, a potem nagle BUCH! I odwala jakiś numer. No, ale dobra. Nie czepiam się.
W skład załogi wchodzą: oczywiście ja, milczący Jason, wiecznie smutny Nico, Percy (bez komentarza) i ukryta gdzieś w głębi pokładu Ness... Nie wiem co zrobił Jason, ale jakimś cudem namówił ją do lotu z nami.
Kalipso się na mnie wścieka, że ją zostawiłem (kochanie, nie wyjeżdżam na wieczność! - nic nie słyszę, trolololo!). Annabeth Percy'ego jest bardzo zrozpaczona niż smutna. Piper ryczała... A Nico? Yyy... No... Tego... Hazel się cieszyła, że jedzie (wreszcie będziesz na coś przydatny, a nie jak worek śmieci leżysz w pokoju).
Jesteśmy już drugi dzień w podróży. Moje ADHD daje się we znaki... Albo biegam po pokładzie albo siedzę w maszynowni. Nico gdzieś się schował, ale Percy zagwarantował, że nie wyrzucił go za burtę. Jason przed chwilą siedział z siostrą, a teraz wyszedł i majestatycznie pożywia się naleśnikami, mając całą twarz w bitej śmietanie, ale nie psuję mu tego szczęścia. Niech chłopaczek je, bo mizernie wygląda.
A jak go Percy zacznie dusić, bo nie zawołał go na naleśniki, to ja go bronic nie będę!
- Zamknij się.
- Obudziłam? - powtórzyłam wyraz, marszcząc czoło.
Nic z tego nie rozumiałam. Chłopcy mieszkali kilka ścian dalej. Jak mogłam ich obudzić, skoro spałam w pokoju-izolatce?
- Strasznie wrzeszczałaś. Jakby cię ze skóry obdzierali - powiedział łagodnie Jason.
- Coś się stało? - zapytał Jackson.
- Yyy... Zwykły koszmar.
- Och. Koszmar - wysapał Jason, mrużąc oczy.
I nagle... Drgając, przypomniałam sobie cały sen. Zeskoczyłam z łóżka, popychając brata i upadlam na klęczki na podłogę. Grecy skoczyli w tył, pod ścianę. Na podłodze nie było żadnego napisu... Błądziłam dłońmi po drewnianych deskach w poszukiwaniu czegokolwiek, a zdezorientowany Rzymianin stał nade mną i prawił mi kazanie o braku szacunku i szaleństwie, ale miałam go gdzieś. Harry... On tu był naprawdę. Na pewno! I nagle...
- Mam! - wrzasnęłam na głos.
Opuszkami palców poczułam drobne wgłębienia w podłodze. Obmacywałam ją nadal, czując pod dłońmi litery.
Litery układały się w słowo: POZWÓL. Szukałam dalej... TAK!
A raczej lecimy.
Wystartowaliśmy z Bunkru Dziewiątego wczoraj wieczorem. Przedtem musiałem oczywiście wszystko ogarnąć, zrobić obowiązkowy przegląd i tak dalej... Festus ma się dobrze. Na pierwszy rzut oka nie widać żadnych problemów. Chociaż z drugiej strony... Zawsze się wydaje, że z nim wszystko OK, a potem nagle BUCH! I odwala jakiś numer. No, ale dobra. Nie czepiam się.
W skład załogi wchodzą: oczywiście ja, milczący Jason, wiecznie smutny Nico, Percy (bez komentarza) i ukryta gdzieś w głębi pokładu Ness... Nie wiem co zrobił Jason, ale jakimś cudem namówił ją do lotu z nami.
Kalipso się na mnie wścieka, że ją zostawiłem (kochanie, nie wyjeżdżam na wieczność! - nic nie słyszę, trolololo!). Annabeth Percy'ego jest bardzo zrozpaczona niż smutna. Piper ryczała... A Nico? Yyy... No... Tego... Hazel się cieszyła, że jedzie (wreszcie będziesz na coś przydatny, a nie jak worek śmieci leżysz w pokoju).
Jesteśmy już drugi dzień w podróży. Moje ADHD daje się we znaki... Albo biegam po pokładzie albo siedzę w maszynowni. Nico gdzieś się schował, ale Percy zagwarantował, że nie wyrzucił go za burtę. Jason przed chwilą siedział z siostrą, a teraz wyszedł i majestatycznie pożywia się naleśnikami, mając całą twarz w bitej śmietanie, ale nie psuję mu tego szczęścia. Niech chłopaczek je, bo mizernie wygląda.
A jak go Percy zacznie dusić, bo nie zawołał go na naleśniki, to ja go bronic nie będę!
+Nessie+
Dobrze, że nie mam choroby lokomocyjnej.
Z przymkniętymi oczami, skulona w kulkę, leżałam na swojej pryczy. Dostałam osobny pokój o prostym wystroju. Górowały tu drewniane elementy i błękitno-szary kolor. Statkiem łagodnie kołysało, podobnie jak na morskich falach, tyle, że przyjemniej. Jako, że jestem córką Zeusa, w szczególności uspokaja mnie szmer wiatru.
Jason przed chwilą u mnie był cały czas się o mnie pytał. Jak się czuję, czy wszystko w porządku, czy czegoś mi brakuje... Rozzłościł mnie. Nawrzeszczałam na niego. Pokłóciliśmy się. On, jak zwykle opanowany, wyszedł szybko, nie dając się ponieść kłótni. Pewnie poszedł do kuchni albo polatać. Może faktycznie mocno mu dokopałam...
Nie! To nie pora na wyrzuty sumienia. Po co za mną łazi? Po co się mną tak opiekuje? Przecież dobrze sobie radzę! Nic mi nie jest!...
Nic...
Mi...
Nie...
Jest...
Przygryzając wargę, powstrzymując się od płaczu, spojrzałam przez niewielkie okienko w górę, na niebo. Jakie piękne. Bladoszare, błękitnawe, trochę pochmurne... Mam nadzieję, że będzie burza.
...
...
...
Obudziłam się. Ktoś pociągnął mnie za rękę. Bardzo szybko wstałam i odwróciłam się.
Nikogo tu nie było.
Dziwne. A może po prostu jestem przewrażliwiona? Na pewno. Ale jakaś siła zmusiła mnie, żebym zawołała:
- Halo? Ktoś tu jest?!
Przez moment wstrzymałam oddech, czujnie nasłuchując. W końcu spokojnie odetchnęłam i odwróciłam się.
-AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Naprzeciwko mnie stała przezroczysta postać - widziałam tylko jej jasno niebieską, rozmazaną sylwetkę i nie do końca wyraźne kontury. Ledwo widoczne wargi były zszyte, a oczy wielkości zaciśniętej pięści i okrągłe jak talerze w kolorze ciemniejszym niż najgłębsza otchłań Tartaru. Skoczyłam w tył, przyklejając się do ściany. Czułam, że po moich policzkach spływają łzy, choć nie do końca wiedziałam dlaczego. I po krótkiej chwili sobie to uświadomiłam. Znałam to widmo. Upiór przekrzywił maleńką główkę, patrząc na mnie. Cała się trzęsłam. Nie mogłam z siebie wykrztusić słowa.
Nie boję się demonów, potworów, stworów, upiorów, duchów... Jestem przecież córką Zeusa, samego Pana Niebios. Jak mogłabym się czegoś bać?
Ja jednak bałam się.
Boję się utraty bliskiej osoby.
A duch był utraconą bliską osobą.
I to ja byłam oskarżona o jego morderstwo.
Harry Night.
Mój najmłodszy brat.
Ten, który utopił się w jeziorze.
Miał osiem lat.
- Z-Z-Z... OSTA-A-AW M-MNIE-EEE W SPOKOJUUUU! - zapłakałam, ledwo przełykając łzy.
Ja, nieustraszona zabójczyni potworów, córka boga bogów, płakała przed duchem małego chłopca, pozwalając, by przeszłość zaczęła rozdzierać moje ciało.
Żałosne.
Chłopczyk kucnął i zaczął palcem przesuwając po deskach podłogi.
- H-Harry... - wykrztusiłam niewyraźnie - C-cooo ty wy.... wy... wypraawiasz?
Dzieciak wtedy spojrzał na mnie, po czym wstał. Spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się, stulił wargi w "ryjek", jakby chciał mnie cmoknąć w policzek, okręcił się w kółko i... zniknął.
Dysząc ciężko, czując słony smak łez w ustach, podczołgałam się do miejsca, gdzie on stal. Zauważyłam, że w miejscu, gdzie on pisał palcem po podłodze został wypalony jakiś napis...
Z przymkniętymi oczami, skulona w kulkę, leżałam na swojej pryczy. Dostałam osobny pokój o prostym wystroju. Górowały tu drewniane elementy i błękitno-szary kolor. Statkiem łagodnie kołysało, podobnie jak na morskich falach, tyle, że przyjemniej. Jako, że jestem córką Zeusa, w szczególności uspokaja mnie szmer wiatru.
Jason przed chwilą u mnie był cały czas się o mnie pytał. Jak się czuję, czy wszystko w porządku, czy czegoś mi brakuje... Rozzłościł mnie. Nawrzeszczałam na niego. Pokłóciliśmy się. On, jak zwykle opanowany, wyszedł szybko, nie dając się ponieść kłótni. Pewnie poszedł do kuchni albo polatać. Może faktycznie mocno mu dokopałam...
Nie! To nie pora na wyrzuty sumienia. Po co za mną łazi? Po co się mną tak opiekuje? Przecież dobrze sobie radzę! Nic mi nie jest!...
Nic...
Mi...
Nie...
Jest...
Przygryzając wargę, powstrzymując się od płaczu, spojrzałam przez niewielkie okienko w górę, na niebo. Jakie piękne. Bladoszare, błękitnawe, trochę pochmurne... Mam nadzieję, że będzie burza.
...
...
...
Obudziłam się. Ktoś pociągnął mnie za rękę. Bardzo szybko wstałam i odwróciłam się.
Nikogo tu nie było.
Dziwne. A może po prostu jestem przewrażliwiona? Na pewno. Ale jakaś siła zmusiła mnie, żebym zawołała:
- Halo? Ktoś tu jest?!
Przez moment wstrzymałam oddech, czujnie nasłuchując. W końcu spokojnie odetchnęłam i odwróciłam się.
-AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Naprzeciwko mnie stała przezroczysta postać - widziałam tylko jej jasno niebieską, rozmazaną sylwetkę i nie do końca wyraźne kontury. Ledwo widoczne wargi były zszyte, a oczy wielkości zaciśniętej pięści i okrągłe jak talerze w kolorze ciemniejszym niż najgłębsza otchłań Tartaru. Skoczyłam w tył, przyklejając się do ściany. Czułam, że po moich policzkach spływają łzy, choć nie do końca wiedziałam dlaczego. I po krótkiej chwili sobie to uświadomiłam. Znałam to widmo. Upiór przekrzywił maleńką główkę, patrząc na mnie. Cała się trzęsłam. Nie mogłam z siebie wykrztusić słowa.
Nie boję się demonów, potworów, stworów, upiorów, duchów... Jestem przecież córką Zeusa, samego Pana Niebios. Jak mogłabym się czegoś bać?
Ja jednak bałam się.
Boję się utraty bliskiej osoby.
A duch był utraconą bliską osobą.
I to ja byłam oskarżona o jego morderstwo.
Harry Night.
Mój najmłodszy brat.
Ten, który utopił się w jeziorze.
Miał osiem lat.
- Z-Z-Z... OSTA-A-AW M-MNIE-EEE W SPOKOJUUUU! - zapłakałam, ledwo przełykając łzy.
Ja, nieustraszona zabójczyni potworów, córka boga bogów, płakała przed duchem małego chłopca, pozwalając, by przeszłość zaczęła rozdzierać moje ciało.
Żałosne.
Chłopczyk kucnął i zaczął palcem przesuwając po deskach podłogi.
- H-Harry... - wykrztusiłam niewyraźnie - C-cooo ty wy.... wy... wypraawiasz?
Dzieciak wtedy spojrzał na mnie, po czym wstał. Spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się, stulił wargi w "ryjek", jakby chciał mnie cmoknąć w policzek, okręcił się w kółko i... zniknął.
Dysząc ciężko, czując słony smak łez w ustach, podczołgałam się do miejsca, gdzie on stal. Zauważyłam, że w miejscu, gdzie on pisał palcem po podłodze został wypalony jakiś napis...
NAUCZ SIĘ UFAĆ.
NIE POZWÓL PRZESZŁOŚCI ZWYCIĘŻYĆ.
WALCZ.
NIE ZAMYKAJ SIĘ W SOBIE.
Jason rzucił mu krytyczne spojrzenie, Percy syknął tylko:
....
...
...
- NESSIE!
- AAACH! - wrzasnęłam, podnosząc się z łóżka.
Byłam w swoim pokoju... Uuu, już wszystko dobrze... Koło mnie siedział Jason w piżamie, a nieopodal stał Leo oraz Percy. Percy... Tak strasznie przypominał mi Jacka...
- C-co się stało? - wykrztusiłam.
- Co się stało? Babo, obudziłaś nas, TO się stało - parsknął niezadowolony Leo w czerwonej piżamie.
...
...
- NESSIE!
- AAACH! - wrzasnęłam, podnosząc się z łóżka.
Byłam w swoim pokoju... Uuu, już wszystko dobrze... Koło mnie siedział Jason w piżamie, a nieopodal stał Leo oraz Percy. Percy... Tak strasznie przypominał mi Jacka...
- C-co się stało? - wykrztusiłam.
- Co się stało? Babo, obudziłaś nas, TO się stało - parsknął niezadowolony Leo w czerwonej piżamie.
- Zamknij się.
- Obudziłam? - powtórzyłam wyraz, marszcząc czoło.
Nic z tego nie rozumiałam. Chłopcy mieszkali kilka ścian dalej. Jak mogłam ich obudzić, skoro spałam w pokoju-izolatce?
- Strasznie wrzeszczałaś. Jakby cię ze skóry obdzierali - powiedział łagodnie Jason.
- Coś się stało? - zapytał Jackson.
- Yyy... Zwykły koszmar.
- Och. Koszmar - wysapał Jason, mrużąc oczy.
I nagle... Drgając, przypomniałam sobie cały sen. Zeskoczyłam z łóżka, popychając brata i upadlam na klęczki na podłogę. Grecy skoczyli w tył, pod ścianę. Na podłodze nie było żadnego napisu... Błądziłam dłońmi po drewnianych deskach w poszukiwaniu czegokolwiek, a zdezorientowany Rzymianin stał nade mną i prawił mi kazanie o braku szacunku i szaleństwie, ale miałam go gdzieś. Harry... On tu był naprawdę. Na pewno! I nagle...
- Mam! - wrzasnęłam na głos.
Opuszkami palców poczułam drobne wgłębienia w podłodze. Obmacywałam ją nadal, czując pod dłońmi litery.
Litery układały się w słowo: POZWÓL. Szukałam dalej... TAK!
- Nie pozwól przeszłości zwyciężyć - szepnęłam, czując te słowa pod rękoma.
Moje kończyny wyruszyły na poszukiwanie dalszych zdań.
- Naucz się ufać - szeptałam.
- Nie zamykaj się w sobie - wymamrotałam.
- Walcz... - powiedziałam na koniec.
Wyrazy były w odwrotnej kolejności niż zapisał je Harry... Nie rozumiem...
- To się układa w pewną historię, nieprawdaż?
Wszyscy podskoczyli, patrząc na Nica Di Angelo, który niespodziewanie pojawił się w drzwiach. Każdy wlepiał w niego wzrok, ale on patrzył NA MNIE. Posłałam mu pytające spojrzenie. Zrozumiał.
- Najpierw nie pozwalasz zwyciężyć przeszłości, potem musisz się nauczyć komuś zaufać. Następnie masz się nie zamykać w sobie, a na sam koniec... Walczyć. To pewien rodzaj przepowiedni, jestem tego pewien - powiedział Nico - Ja też uważam, że dwie przepowiednie to trochę dużo jak na jedną misję, ale ja spodziewałem się czegoś niezwykłego lecąc z wami. Hm... No co się tak patrzycie? Chyba codziennie wam się coś takiego przytrafia? Nie? A więc jesteście równie zaskoczeni, co ja?
Moje kończyny wyruszyły na poszukiwanie dalszych zdań.
- Naucz się ufać - szeptałam.
- Nie zamykaj się w sobie - wymamrotałam.
- Walcz... - powiedziałam na koniec.
Wyrazy były w odwrotnej kolejności niż zapisał je Harry... Nie rozumiem...
- To się układa w pewną historię, nieprawdaż?
Wszyscy podskoczyli, patrząc na Nica Di Angelo, który niespodziewanie pojawił się w drzwiach. Każdy wlepiał w niego wzrok, ale on patrzył NA MNIE. Posłałam mu pytające spojrzenie. Zrozumiał.
- Najpierw nie pozwalasz zwyciężyć przeszłości, potem musisz się nauczyć komuś zaufać. Następnie masz się nie zamykać w sobie, a na sam koniec... Walczyć. To pewien rodzaj przepowiedni, jestem tego pewien - powiedział Nico - Ja też uważam, że dwie przepowiednie to trochę dużo jak na jedną misję, ale ja spodziewałem się czegoś niezwykłego lecąc z wami. Hm... No co się tak patrzycie? Chyba codziennie wam się coś takiego przytrafia? Nie? A więc jesteście równie zaskoczeni, co ja?
piątek, 31 lipca 2015
Z serii "Herosi" - opowiadanie XXXIV - KTO JEDZIE?
*A LA PROLOG*
- Ja, ja, ja, ja, ja!
- Ogarnij dupę.
- Ej, grzeczniej!
- Bo co?
- Bo mnie wkurzasz. Ja też chcę jechać.
- Yhm, niby po co?
- Bo ja jestem potrzebniejszy niż ty!
- Zamknijcie się!
- Sugeruję, aby pojechał Nico.
- Po co?!
- Popieram.
- A ty się nie odzywaj!
- Nie maltretujcie mojej kanapki!
- Bogowie, to twoja?
- Nom. Oddaj.
- To zaraz wyląduje za oknem! Ha! Jason, łap!
- Percy, to nie jest śmieszne.
- Jadę, jadę, jadę...
- Zamknij się!
- Spokój!
- To jest śmieszne!
- Zachowujecie się jak dzieci!
- Widzimy się jutro na fejsie...
- Moja kanapka!
- Cicho!
- Była z serem...
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się Chejron. Wyglądał groźnie, nawet na jego lewym policzku widniała plama z ketchupu. Natychmiast na jako widok wszyscy zamilkli, nawet Leo, który jęczał z powodu swojej kanapki.
- Nawet na chwilę was nie mogę zostawić samych... - warknął, machając ogonem.
Centaur, ze śmiertelnie poważną miną ruszył na koniec sali. Każdy wyprostował się.
Odbywała się narada. Zdecydowano, że zbierzemy grupę, która pojedzie odnaleźć prawdziwego Jacka.
- Jason powinien jechać, to chyba OCZYWISTE - rzekł, kładąc nacisk na ostatnie słowo - Jasonie, gdzie jest twoja siostra?
- Jest w naszym domku. Odpoczywa - odparł Rzymianin.
- A ja? - wyrwało się Percy'emu - To mój brat! Ja też powinien jechać!
- Percy, ciszej. Ty również pojedziesz - rzekł opiekun obozu.
- Dziękuję - odpowiedział syn Posejdona.
- Wydaję mi się, że znajomość maszyn Leona będzie przydatna, a ktoś musi kierować Argo II - kontynuował pół koń - Jest mowa o cmentarzu. Nico...?
- Tak? - czarnowłosy chłopak wyrwał się z odrętwienia i wytrzeszczył oczy - Że ja?
- Byłoby w porządku, gdybyś zgodził się nam pomóc - zapewnił go mężczyzna.
- Yyy.... ja... - bąknął Grek.
- Oczywiście, że jedzie - powiedziała Hazel, a Nico zmiażdżył ją spojrzeniem.
- W porządku. I jeszcze Nessie mogłaby pojechać, gdyby była w stanie - rzucił łagodne spojrzenie w kierunku Jasona.
- A gdzie w ogóle mamy jechać? - dopytał się Percy, ściskając swoją dziewczynę za rękę.
Centaur pogrzebał kopytem przy ziemi.
- W legendach, niespisanych w mitologii, krążą plotki o Aramisie. Jest to heros, którego rodzicami są Ares i Afrodyta. Ponoć mieszka na cmentarzu i strzeże niesamowitej tajemnicy... Więcej informacji udzielę jutro. Możecie się rozejść. Widzimy się jutro o dziesiątej rano, po śniadaniu, tutaj. Do widzenia.
Wszyscy wyszli.
- Ogarnij dupę.
- Ej, grzeczniej!
- Bo co?
- Bo mnie wkurzasz. Ja też chcę jechać.
- Yhm, niby po co?
- Bo ja jestem potrzebniejszy niż ty!
- Zamknijcie się!
- Sugeruję, aby pojechał Nico.
- Po co?!
- Popieram.
- A ty się nie odzywaj!
- Nie maltretujcie mojej kanapki!
- Bogowie, to twoja?
- Nom. Oddaj.
- To zaraz wyląduje za oknem! Ha! Jason, łap!
- Percy, to nie jest śmieszne.
- Jadę, jadę, jadę...
- Zamknij się!
- Spokój!
- To jest śmieszne!
- Zachowujecie się jak dzieci!
- Widzimy się jutro na fejsie...
- Moja kanapka!
- Cicho!
- Była z serem...
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się Chejron. Wyglądał groźnie, nawet na jego lewym policzku widniała plama z ketchupu. Natychmiast na jako widok wszyscy zamilkli, nawet Leo, który jęczał z powodu swojej kanapki.
- Nawet na chwilę was nie mogę zostawić samych... - warknął, machając ogonem.
Centaur, ze śmiertelnie poważną miną ruszył na koniec sali. Każdy wyprostował się.
Odbywała się narada. Zdecydowano, że zbierzemy grupę, która pojedzie odnaleźć prawdziwego Jacka.
- Jason powinien jechać, to chyba OCZYWISTE - rzekł, kładąc nacisk na ostatnie słowo - Jasonie, gdzie jest twoja siostra?
- Jest w naszym domku. Odpoczywa - odparł Rzymianin.
- A ja? - wyrwało się Percy'emu - To mój brat! Ja też powinien jechać!
- Percy, ciszej. Ty również pojedziesz - rzekł opiekun obozu.
- Dziękuję - odpowiedział syn Posejdona.
- Wydaję mi się, że znajomość maszyn Leona będzie przydatna, a ktoś musi kierować Argo II - kontynuował pół koń - Jest mowa o cmentarzu. Nico...?
- Tak? - czarnowłosy chłopak wyrwał się z odrętwienia i wytrzeszczył oczy - Że ja?
- Byłoby w porządku, gdybyś zgodził się nam pomóc - zapewnił go mężczyzna.
- Yyy.... ja... - bąknął Grek.
- Oczywiście, że jedzie - powiedziała Hazel, a Nico zmiażdżył ją spojrzeniem.
- W porządku. I jeszcze Nessie mogłaby pojechać, gdyby była w stanie - rzucił łagodne spojrzenie w kierunku Jasona.
- A gdzie w ogóle mamy jechać? - dopytał się Percy, ściskając swoją dziewczynę za rękę.
Centaur pogrzebał kopytem przy ziemi.
- W legendach, niespisanych w mitologii, krążą plotki o Aramisie. Jest to heros, którego rodzicami są Ares i Afrodyta. Ponoć mieszka na cmentarzu i strzeże niesamowitej tajemnicy... Więcej informacji udzielę jutro. Możecie się rozejść. Widzimy się jutro o dziesiątej rano, po śniadaniu, tutaj. Do widzenia.
Wszyscy wyszli.
-Nessie-
Pusto.
Zimno.
Ciemno.
Słyszę jak Jason żegna się z Piper. Chyba się całują. Na pewno. Znowu rozmawiają...
Drzwi otwierają się z trzaskiem. Kroki. Mimo to drżę, choć dobrze wiem, kto to jest. Widzę brata, który ściąga bluzę. Jego jasne zmierzwione włosy sterczą na wszystkie strony, okulary ma przekrzywione, a oczy pozostają nieprzeniknione.
- Hej - zmusza się na uśmiech,
- Cześć - odpowiadam obcym dla siebie tonem.
Nie odwzajemniam uśmiechu.
Chłopak siada przy mnie, na łóżku. Ja siedzę opatulona w kołdrę. Ściska moją rękę.
Zimno.
Mięśnie mam napięte do bólu.
- Pojedziemy odnaleźć... brata Percy'ego.
Jego imię to tabu. Nie wymawiam go już. I nie wymówię.
Nigdy.
- Jadę ja, Percy, Leo i Nico - kontynuuje - I... eee... być może ty. Jeśli chcesz. Podobno porwał go jakiś Aramis, który ma tajemnicę i mieszka na cmentarzu. Opis się zgadza. Jutro Chejron powie nam więcej. To jak? Jedziesz?
Strach ściska moje gardło, w ustach czuję metaliczny smak. Wnętrzności wywijają koziołki, choć są skręcone bardziej niż kable od słuchawek. Drżę. Do oczu napływają mi łzy... A raczej napłynęłyby mi, gdybym wszystkich już nie wypłakała. Odwracam wzrok i zaciskam powieki. Wyrywam dłoń z jego dłoni. Zaciskam je w pięści.
Boję się...
- N-nie wie... wie....m-m... Mu-muszęęę.... Się zasta.... zastanow-w-wić... - jąkam jedynie.
Odwracam się na bok i wtulam policzek w mokrą od łez poduszkę.
- Dobrze, rozumiem - powiedział łagodnie nastolatek, lekko gładząc mnie po włosach. Musnął leciutko wargami mnie w czoło - ot, pocałunek starszego troskliwego brata.
I poszedł do łazienki.
Bierze prysznic.
Chcę jechać. Chcę go szukać, odnaleźć, zobaczyć, dotknąć, poczuć i... powiedzieć mu, że go nienawidzę. Wiem, że to nie on mi zrobił. Wiem, że to był robot, na którym znaleziono drobny napis "Firma AramisKill".
Ale i tak nie będę w stanie na niego spojrzeć.
Jako klona, robota, herosa czy boga... nienawidzę go.
Zimno.
Ciemno.
Słyszę jak Jason żegna się z Piper. Chyba się całują. Na pewno. Znowu rozmawiają...
Drzwi otwierają się z trzaskiem. Kroki. Mimo to drżę, choć dobrze wiem, kto to jest. Widzę brata, który ściąga bluzę. Jego jasne zmierzwione włosy sterczą na wszystkie strony, okulary ma przekrzywione, a oczy pozostają nieprzeniknione.
- Hej - zmusza się na uśmiech,
- Cześć - odpowiadam obcym dla siebie tonem.
Nie odwzajemniam uśmiechu.
Chłopak siada przy mnie, na łóżku. Ja siedzę opatulona w kołdrę. Ściska moją rękę.
Zimno.
Mięśnie mam napięte do bólu.
- Pojedziemy odnaleźć... brata Percy'ego.
Jego imię to tabu. Nie wymawiam go już. I nie wymówię.
Nigdy.
- Jadę ja, Percy, Leo i Nico - kontynuuje - I... eee... być może ty. Jeśli chcesz. Podobno porwał go jakiś Aramis, który ma tajemnicę i mieszka na cmentarzu. Opis się zgadza. Jutro Chejron powie nam więcej. To jak? Jedziesz?
Strach ściska moje gardło, w ustach czuję metaliczny smak. Wnętrzności wywijają koziołki, choć są skręcone bardziej niż kable od słuchawek. Drżę. Do oczu napływają mi łzy... A raczej napłynęłyby mi, gdybym wszystkich już nie wypłakała. Odwracam wzrok i zaciskam powieki. Wyrywam dłoń z jego dłoni. Zaciskam je w pięści.
Boję się...
- N-nie wie... wie....m-m... Mu-muszęęę.... Się zasta.... zastanow-w-wić... - jąkam jedynie.
Odwracam się na bok i wtulam policzek w mokrą od łez poduszkę.
- Dobrze, rozumiem - powiedział łagodnie nastolatek, lekko gładząc mnie po włosach. Musnął leciutko wargami mnie w czoło - ot, pocałunek starszego troskliwego brata.
I poszedł do łazienki.
Bierze prysznic.
Chcę jechać. Chcę go szukać, odnaleźć, zobaczyć, dotknąć, poczuć i... powiedzieć mu, że go nienawidzę. Wiem, że to nie on mi zrobił. Wiem, że to był robot, na którym znaleziono drobny napis "Firma AramisKill".
Ale i tak nie będę w stanie na niego spojrzeć.
Jako klona, robota, herosa czy boga... nienawidzę go.
NIENAWIDZĘ.
Jego słowa są puste.
To idiota.
Jest brzydki.
Arogancki.
Chamski.
Bezduszny.
Jest bogiem.
Puszczalskim, okrutnym, nieśmiertelnym dupkiem.
Który może wszystko.
Nie życzę mu śmierci...
Śmierć jest zbyt łagodną karą dla takich jak on....
Jego słowa są puste.
To idiota.
Jest brzydki.
Arogancki.
Chamski.
Bezduszny.
Jest bogiem.
Puszczalskim, okrutnym, nieśmiertelnym dupkiem.
Który może wszystko.
Nie życzę mu śmierci...
Śmierć jest zbyt łagodną karą dla takich jak on....
- Ness, łazienka jest wolna. Idziesz? Wyprałem ci ręcznik, ten niebieski - to Jason. Tylko Jason,
Wzdycham i otwieram oczy.
- Już idę, bracie. Idę.
-------------------------------------------
I jak? Pisałam w trochę innej formie, ale za niedługo rozdziały wrócą do swojej poprzedniej formy. Mam nadzieje, że się podobało. Pozdrawiam :)
I jak? Pisałam w trochę innej formie, ale za niedługo rozdziały wrócą do swojej poprzedniej formy. Mam nadzieje, że się podobało. Pozdrawiam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)