czwartek, 27 sierpnia 2015

Z serii "Herosi" - rozdział XXXV - PODRÓŻ I SEN

- Leo -
Jedziemy, jedziemy, jedziemy!
A raczej lecimy.
Wystartowaliśmy z Bunkru Dziewiątego wczoraj wieczorem. Przedtem musiałem oczywiście wszystko ogarnąć, zrobić obowiązkowy przegląd i tak dalej... Festus ma się dobrze. Na pierwszy rzut oka nie widać żadnych problemów. Chociaż z drugiej strony... Zawsze się wydaje, że z nim wszystko OK, a potem nagle BUCH! I odwala jakiś numer. No, ale dobra. Nie czepiam się.
W skład załogi wchodzą: oczywiście ja, milczący Jason, wiecznie smutny Nico, Percy (bez komentarza) i ukryta gdzieś w głębi pokładu Ness... Nie wiem co zrobił Jason, ale jakimś cudem namówił ją do lotu z nami.
Kalipso się na mnie wścieka, że ją zostawiłem (kochanie, nie wyjeżdżam na wieczność! - nic nie słyszę, trolololo!). Annabeth Percy'ego jest bardzo zrozpaczona niż smutna. Piper ryczała... A Nico? Yyy... No... Tego... Hazel się cieszyła, że jedzie (wreszcie będziesz na coś przydatny, a nie jak worek śmieci leżysz w pokoju).
Jesteśmy już drugi dzień w podróży. Moje ADHD daje się we znaki... Albo biegam po pokładzie albo siedzę w maszynowni. Nico gdzieś się schował, ale Percy zagwarantował, że nie wyrzucił go za burtę. Jason przed chwilą siedział z siostrą, a teraz wyszedł i majestatycznie pożywia się naleśnikami, mając całą twarz w bitej śmietanie, ale nie psuję mu tego szczęścia. Niech chłopaczek je, bo mizernie wygląda.
A jak go Percy zacznie dusić, bo nie zawołał go na naleśniki, to ja go bronic nie będę!


+Nessie+
Dobrze, że nie mam choroby lokomocyjnej.
Z przymkniętymi oczami, skulona w kulkę, leżałam na swojej pryczy. Dostałam osobny pokój o prostym wystroju. Górowały tu drewniane elementy i błękitno-szary kolor. Statkiem łagodnie kołysało, podobnie jak na morskich falach, tyle, że przyjemniej. Jako, że jestem córką Zeusa, w szczególności uspokaja mnie szmer wiatru.
Jason przed chwilą u mnie był cały czas się o mnie pytał. Jak się czuję, czy wszystko w porządku, czy czegoś mi brakuje... Rozzłościł mnie. Nawrzeszczałam na niego. Pokłóciliśmy się. On, jak zwykle opanowany, wyszedł szybko, nie dając się ponieść kłótni. Pewnie poszedł do kuchni albo polatać. Może faktycznie mocno mu dokopałam...
Nie! To nie pora na wyrzuty sumienia. Po co za mną łazi? Po co się mną tak opiekuje? Przecież dobrze sobie radzę! Nic mi nie jest!...
Nic...
Mi...
Nie...
Jest...  
Przygryzając wargę, powstrzymując się od płaczu, spojrzałam przez niewielkie okienko w górę, na niebo. Jakie piękne. Bladoszare, błękitnawe, trochę pochmurne... Mam nadzieję, że będzie burza.
...
...
...
Obudziłam się. Ktoś pociągnął mnie za rękę. Bardzo szybko wstałam i odwróciłam się.
Nikogo tu nie było.
Dziwne. A może po prostu jestem przewrażliwiona? Na pewno. Ale jakaś siła zmusiła mnie, żebym zawołała:
- Halo? Ktoś tu jest?!
Przez moment wstrzymałam oddech, czujnie nasłuchując. W końcu spokojnie odetchnęłam i odwróciłam się.
-AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Naprzeciwko mnie stała przezroczysta postać - widziałam tylko jej jasno niebieską, rozmazaną sylwetkę i nie do końca wyraźne kontury. Ledwo widoczne wargi były zszyte, a oczy wielkości zaciśniętej pięści i okrągłe jak talerze w kolorze ciemniejszym niż najgłębsza otchłań Tartaru. Skoczyłam w tył, przyklejając się do ściany. Czułam, że po moich policzkach spływają łzy, choć nie do końca wiedziałam dlaczego. I po krótkiej chwili sobie to uświadomiłam. Znałam to widmo. Upiór przekrzywił maleńką główkę, patrząc na mnie. Cała się trzęsłam. Nie mogłam z siebie wykrztusić słowa.
Nie boję się demonów, potworów, stworów, upiorów, duchów... Jestem przecież córką Zeusa, samego Pana Niebios. Jak mogłabym się czegoś bać?
Ja jednak bałam się.
Boję się utraty bliskiej osoby.  
A duch był utraconą bliską osobą.
I to ja byłam oskarżona o jego morderstwo.
Harry Night.
Mój najmłodszy brat.
Ten, który utopił się w jeziorze.
Miał osiem lat.
- Z-Z-Z... OSTA-A-AW M-MNIE-EEE W SPOKOJUUUU!  - zapłakałam, ledwo przełykając łzy.
Ja, nieustraszona zabójczyni potworów, córka boga bogów, płakała przed duchem małego chłopca, pozwalając, by przeszłość zaczęła rozdzierać moje ciało.
Żałosne.
Chłopczyk kucnął i zaczął palcem przesuwając po deskach podłogi.
- H-Harry... - wykrztusiłam niewyraźnie - C-cooo ty wy.... wy... wypraawiasz?
Dzieciak wtedy spojrzał na mnie, po czym wstał. Spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się, stulił wargi w "ryjek", jakby chciał mnie cmoknąć w policzek, okręcił się w kółko i... zniknął.
Dysząc ciężko, czując słony smak łez w ustach, podczołgałam się do miejsca, gdzie on stal. Zauważyłam, że w miejscu, gdzie on pisał palcem po podłodze został wypalony jakiś napis...


NAUCZ SIĘ UFAĆ.
 NIE POZWÓL PRZESZŁOŚCI ZWYCIĘŻYĆ.
WALCZ.
NIE ZAMYKAJ SIĘ W SOBIE.

....
...
...
- NESSIE!
- AAACH! - wrzasnęłam, podnosząc się z łóżka.
Byłam w swoim pokoju... Uuu, już wszystko dobrze... Koło mnie siedział Jason w piżamie, a nieopodal stał Leo oraz Percy. Percy... Tak strasznie przypominał mi Jacka...
- C-co się stało? - wykrztusiłam.
- Co się stało? Babo, obudziłaś nas, TO się stało - parsknął niezadowolony Leo w czerwonej piżamie.
Jason rzucił mu krytyczne spojrzenie, Percy syknął tylko:
- Zamknij się.
- Obudziłam? - powtórzyłam wyraz, marszcząc czoło.
Nic z tego nie rozumiałam. Chłopcy mieszkali kilka ścian dalej. Jak mogłam ich obudzić, skoro spałam w pokoju-izolatce?
- Strasznie wrzeszczałaś. Jakby cię ze skóry obdzierali - powiedział łagodnie Jason.
- Coś się stało? - zapytał Jackson.
- Yyy... Zwykły koszmar.
- Och. Koszmar - wysapał Jason, mrużąc oczy.
I nagle... Drgając, przypomniałam sobie cały sen. Zeskoczyłam z łóżka, popychając brata i upadlam na klęczki na podłogę. Grecy skoczyli w tył, pod ścianę. Na podłodze nie było żadnego napisu... Błądziłam dłońmi po drewnianych deskach w poszukiwaniu czegokolwiek, a zdezorientowany Rzymianin stał nade mną i prawił mi kazanie o braku szacunku i szaleństwie, ale miałam go gdzieś. Harry... On tu był naprawdę. Na pewno! I nagle...
- Mam! - wrzasnęłam na głos.
Opuszkami palców poczułam drobne wgłębienia w podłodze. Obmacywałam ją nadal, czując pod dłońmi litery.
Litery układały się w słowo: POZWÓL. Szukałam dalej... TAK! 
- Nie pozwól przeszłości zwyciężyć - szepnęłam, czując te słowa pod rękoma.
Moje kończyny wyruszyły na poszukiwanie dalszych zdań.
- Naucz się ufać - szeptałam.
- Nie zamykaj się w sobie - wymamrotałam.
- Walcz... - powiedziałam na koniec.
Wyrazy były w odwrotnej kolejności niż zapisał je Harry... Nie rozumiem...
- To się układa w pewną historię, nieprawdaż?
Wszyscy podskoczyli, patrząc na Nica Di Angelo, który niespodziewanie pojawił się w drzwiach. Każdy wlepiał w niego wzrok, ale on patrzył  NA MNIE. Posłałam mu pytające spojrzenie. Zrozumiał.
- Najpierw nie pozwalasz zwyciężyć przeszłości, potem musisz się nauczyć komuś zaufać. Następnie masz się nie zamykać w sobie, a na sam koniec... Walczyć. To pewien rodzaj przepowiedni, jestem tego pewien - powiedział Nico - Ja też uważam, że dwie przepowiednie to trochę dużo jak na jedną misję, ale ja spodziewałem się czegoś niezwykłego lecąc z wami. Hm... No co się tak patrzycie? Chyba codziennie wam się coś takiego przytrafia? Nie? A więc jesteście równie zaskoczeni, co ja?